Od tego
momentu, ja i Breen byliśmy w ruchu. Ja nie mogłam przebywać w mej komnacie,
gdyż mój fotel został uszkodzony, a poza tym nie wiedziałam, kiedy trzeba było
uciekać. Jeśli trzeba było wydawać rozkazy – mówiłam Breenowi co ma powiedzieć,
gdyż mój intercom został zniszczony, a jego nie. Snuliśmy więc po Cytadeli
kontrolując wszystko osobiście oraz czekając na moment, w którym trzeba było
uciekać.
Na początku
wszystko było spokojne. No, oprócz tego, że Cytadela była w stanie krytycznym i
wszystko w niej waliło się i paliło. Lecz, któregoś dnia, ujrzałam, że w moim
kierunku szedł jeden z Żołnierzy Kombinatu, który miał kontrolować stan Rdzenia
Cytadeli i jak coś to powiadomić nas, że już czas uciekać. Chwilę później,
kiedy podszedł do mnie, powiedział on:
– Najwyższy
Imperatorze! Ustabilizowano Rdzeń Cytadeli! Co teraz mamy zrobić?
W tym momencie
byłam w kropce. Nie chciałam wysadzać Cytadeli, ale jednocześnie wiedziałam, że
potrzebujemy pomocy ze strony wojsk stacjonujących na innych planetach. Nie
wiedziałam, co odpowiedzieć.
Chwilę później
zaś, podszedł do mnie Breen, który stał niedaleko, po czym chwycił mnie za
ręce, schylił się trochę, gdyż byłam niższa od niego i spojrzał błagalnie w
moje oczy. Nie mogłam odmówić ukochanemu. Westchnęłam więc i powiedziałam ze
słyszalną bezradnością w głosie:
-
Zdestabilizować…
Po tym słowie,
żołnierz odszedł w kierunku Rdzenia. Kiedy zaś ja i Breen zostaliśmy sami, ten
rzekł:
- Wiem, że
twój sentyment do tej budowli jest wielki, ale zrozum, że potrzebujemy
wsparcia.
- Wiem o
tym…Przyszłości nie zmienię… - Powiedziałam
Po tych
słowach, mimo wszystko, zaczęliśmy dalej chodzić po Cytadeli. Jednak, następne
dni przynosiły coraz to bardziej nieuchronny koniec Kombinatu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujcie i obserwujcie szczerze. Chcę poznać prawdziwe opinie na temat tego, co tworzę. I pamiętajcie, że do gówna typu LBA nominacji nie przyjmuję. Usuwam je, choćbym była na drugim końcu Polski.