O mnie

Moje zdjęcie
W rzeczywistości nazywam się Zofia Ziętek, mam dwadzieścia dwa lata i studiuję dietetykę na SGGW. Mam dużo pasji, ale pięć podstawowych to słuchanie muzyki, jazda transportem publicznym, pisanie opowiadań, rysowanie i jazda na rowerze. Chciałabym w przyszłości być albo laborantem, a jak to nie wypali to chciałabym robić coś związanego z dietetyką. Kiedyś chciałam być komornikiem, jakoś przez dwa lata tak miałam, ale potem skapnęłam się, że prawo to nie moja bajka. Ja nie żartuję. Co najważniejsze, tak aby nie było wątpliwości: Nie toleruję przez wielkie N społeczności LGBT i jest mi z tym zajebiście. I proszę odjaniepawlić mnie się z moralizatorską mową, bo wasze wywody tylko sprawią, że będę głośniejsza ze swymi poglądami, a i tak nie zmienię swojego zdania. :-) Fandomy, do których należę, to KatyCats/Animals/Little Monster/Undead Army/Zealots/BL3NDERS i jeszcze w pytę innych, nienazwanych. Wielbię Zardonica, Zardonic to Nadbóg i nie da się go nie wielbić. Obecnie napierdalam grę w Scratchu, będzie zajebista. Na Bloggera niedługo wrócę, przenosząc tu moją Samoanalizatornię oraz dalej pisząc bloga o lekach OTC.

Informacje

...

czwartek, 26 stycznia 2017

Rozdział XXX – Graj albo giń.

Aż w końcu nastał moment kulminacyjny, który zakończył mój, że tak powiem, kolejny rozdział życia. Otóż, w pewnym momencie, Wielkiemu Elektronikowi najprawdopodobniej prawie udało się wciągnąć Pana Kleksa do wnętrza jakieś tam gry, gdyż zebrał w owej komnacie Manuela, jego żonę, Linellę i tę dziewczynkę, która została porwana za pomocą fantomizatora i wygłosił im przemowę na temat tego, co miało się za chwilę stać. Ja jednak, jakoś zbytnio nie słuchałam tego przemówienia, gdyż bardziej od tego interesowały mnie efekty. Lecz, w którymś momencie, zebrani najprawdopodobniej doszli do tego, że to, co robił Wielki Elektronik było złe, gdyż nawet, dotychczas mu przychylny, gubernator planety, na której się znajdowaliśmy, nie wydawał się, przynajmniej z głosu, radosny tego, co miało się stać.


Jednak, gdy po jakimś czasie, odeszli, Wielkiemu Elektronikowi najprawdopodobniej udało się zrealizować swój cel, gdyż usłyszałam jak mówił do mikrofonu tej swojej machiny:

- Profesorze…Profesorze…

Po tych słowach, w całej komnacie rozległ się głos Pana Kleksa, który mówił:

- Słyszymy pana!

No jakże kulturalnie się do siebie odzywali. Nie żeby coś, to w sumie dobrze o nich świadczyło. Jednak, jakiś czas później, Elektronik rzekł:

- A więc, profesorze. Wpadł pan w moje ręce. Chciałbym dać panu jednak pewną szansę, aby pan właściwie mógł ocenić moją wspaniałomyślność. Za chwilę rozpocznie pan wędrówkę w świecie gier komputerowych, gier których programy specjalnie dla pana stworzyłem. Oto plan labiryntu, z którego musicie znaleźć wyjście. Jeżeli wam się to uda, zwrócę wam wolność.

I po tym fascynującym monologu pełnym błędów w składniach zdań, włożył do tej machiny…dyskietkę. CZEKAJ CO?! Dyskietkę?! W tych czasach?! Okeeej, ja nic nie mówiłam. Ważne, żeby udało mu się dokonać tego, czego chciał. Kiedy zaś komputer wydał te swoje ultra nowoczesne dźwięki, Wielki Elektronik przemówił ponownie:

- Waszą szansą jest joystick, którym możecie kierować ruchami rozpędzonej platformy. Ostrożnie! Przelatujecie nad morzem ukropu.

Po wypowiedzeniu ostatniego zdania, zaśmiał się. Meh…Gdybym to ja była na miejscu Wielkiego Elektronika, wsadziłabym Kleksa do jakieś bardziej wymagającej gry.


Jednak, jakiś czas później, moja wizja zaczęła się spełniać. Otóż, w pewnej chwili, gdy Wielki Elektronik nadal wpatrzony był w fantomizator, ujrzałam że na tej, chyba, scenie, która była niedaleko za nim, zaczęli zbierać się Manuel, Linella, ta dziewczynka, której imienia nadal nie znałam oraz…hmm…słudzy Manuela? Być może. Wiedziałam, co miało się zaraz stać. Od razu, ruszyłam przed siebie tak, jakbym chciała coś sprawdzić, a następnie, gdy byłam pewna, że już nikt by mnie nie zobaczył, schowałam się za komputerami, które stały na tym metalowym balkonie i zatkałam sobie uszy. Chwilę potem, usłyszałam stłumioną, śpiewaną przez nich, piosenkę. W tym momencie, nieco wyjrzałam zza komputerów.


I teraz stało się najgorsze. Uśpienie Wielkiego Elektronika, uwolnienie Pana Kleksa, jakiegoś chłopca, najprawdopodobniej znajomego tej dziewczynki, prawdopodobnie ojca tego chłopca i jakiegoś stwora oraz zabicie mego ukochanego. Ja zaś, przeżyłam. Siedziałam bowiem za komputerami Wielkiego Elektronika. Patrzyłam ze łzami w oczach, jak zabijają mojego drugiego ukochanego. Nie mogłam jednak odwrócić przyszłości. Coś trzymało mnie przy podłodze. Kilka chwil później, kiedy Pan Kleks, ten chłopiec, prawdopodobnie jego ojciec, ta dziewczynka oraz owy stwór, który był z nimi, wyszli z komnaty, ja szybko wsiadłam w jeden z naszych pojazdów kosmicznych i uciekłam z planety. Cudem udało mnie się zwiać niezauważenie. Niestety…Lot nie minął spokojnie.


Bowiem, w pewnym momencie, doleciałam do jakiegoś załamania czasoprzestrzennego. Postanowiłam, z ciekawości, w nie wlecieć. I to był mój błąd, który zapoczątkował cztery lata cierpień. Po wleceniu tam, ujrzałam jakąś słoneczną łąkę. Od razu wylądowałam na niej i wyszłam. I, w tym momencie, w oddali zobaczyłam…budynki z „Poradnika Uśmiechu 2”. Od razu chciałam uciec, jednak, kiedy się odwróciłam, ujrzałam że zagięcie czasoprzestrzenne zniknęło.

„Fuck. Kraina Grzybów. Mam przejebane.” – Pomyślałam po chwili.

I rzeczywiście tak było…

czwartek, 19 stycznia 2017

Rozdział XXIX – Kolejna wizja i obietnica.

Otóż, w pewnym momencie, gdy Wielki Elektronik patrzył w ten nieszczęsny fantomizator, a ja spoglądałam w dół, mój wzrok zaczął się zamazywać. Nie, nie, nie! Tylko nie kolejna brutalna wizja! Nie chciałam tego. W ogóle nie rozumiałam, dlaczego ta moja umiejętność pokazywała mi tylko złe rzeczy, a nigdy tych dobrych. Jednak, chwilę potem, ujrzałam kolejną brutalną scenę.


Otóż, widziałam że w najbliższym czasie Wielki Elektronik miał wciągnąć Pana Kleksa do jakieś gry. Jednak, w pewnym momencie, miał zostać uśpiony przez tę dziewczynkę, którą ściągnął gubernatorowi planety Mango, na której byliśmy oraz samego gubernatora, jego…służbę? Chyba tak. A także przez jego żonę, po czym ta dziewczynka miała skorzystać z tego, że Wielki Elektronik był nieprzytomny i miała wyciągnąć Pana Kleksa, swojego kolegę, który był z nim i jakąś istotę, która również tam była, przez co oni mieli ułatwione zadanie zabicia go.


Kiedy zaś wizja się skończyła, ujrzałam że w rzeczywistym świecie na razie nic się nie zmieniło. Jednak, kiedy zobaczyłam ponownie przyszłość, nie wytrzymałam. Czemu ta umiejętność musiała mnie tak ranić? Nie chciałam stracić drugiego ukochanego. Pierwszego już straciłam. Jako, iż Wielki Elektronik ciągle siedział przy tej swojej maszynie, odwróciłam wzrok, zasłoniłam oczy dłońmi i rozpłakałam się. Jednak tak, aby on tego nie usłyszał. Po paru minutach, usłyszałam kroki. Kilka chwil później, poczułam, że ktoś mnie objął. Od razu odsłoniłam zapłakany wzrok i uniosłam go. Następnie, odwróciłam się. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam mego ukochanego. Widząc go, rzuciłam się mu w ramiona i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Wiedziałam, że niedługo zginie. Parę sekund później i on mnie przytulił. Następnie zaś, spytał:

- Skarbie…Co ci się stało? Przecież nigdy nie płakałaś. Musiało się naprawdę coś złego stać.

- Bo…Bo ja znów widziałam tą przyszłość…I to wszystko jest takie smutne… - Odpowiedziałam zapłakanym głosem.

- Nie płacz…Nawet, jeśli mnie zabiją, to przynajmniej będę się starał aby móc cię obserwować. Nie wiem, czy to możliwe, bo już jeden za tobą podąża, ale może przynajmniej będę mógł obserwować twoje poczynania… - Odpowiedział

Po tej rozmowie, mocniej się do niego przytuliłam. Gdy zaś emocje opadły, on zszedł na dół, a ja odwróciłam się i zaczęłam obserwować wszystko z góry…


Aż w końcu stało się to, czego najbardziej się obawiałam…

piątek, 13 stycznia 2017

Rozdział XXVIII – Spełnienie obietnicy i kosmiczny snajper.

Otóż, w pewnym momencie, Wielki Elektronik postanowił spełnić to, co obiecał gubernatorowi planety, na której się znajdowaliśmy. Otóż, w pewnym momencie, przywołał go do siebie i za pomocą fantomizatora przełączał mu widok na poszczególne szkoły, A Manuel, gorzej niż kobieta w czasie okresu, przez bardzo długi czas nie mógł się zdecydować. Dlatego nie przykładałam większej wagi do tego, co oni tam robili. Jednak, w pewnym momencie, usłyszałam dźwięk dochodzący od strony wlotu do owej komnaty, który również tutaj dobudowaliśmy. Od razu, z ciekawości, odwróciłam się. Kiedy to zrobiłam, w owym miejscu ujrzałam jakąś dziewczynkę.


Z tego co widziałam, miała brązowe włosy. Moją uwagę przykuła jednak jej sukienka, która wyglądała tak trochę jak kartki dawane na pierwszą komunię. Otóż, owa sukienka była niebieska z białym, wydłużającym się u dołu, pasem oraz sztucznymi kwiatkami po bokach owej białej części. Dolna część tej sukienki była także szeroka.


Skomentuję to tak – brzydka to ona nie była, ale jednak widywałam ładniejsze dziewczynki będące w jej wieku. Jednak, chwilę potem, Wielki Elektronik rzekł do Manuela:

- Masz pan to swoje cudo z planety Ziemia. Zanieś je pan na jakieś posłanie.

Po czym podeszli do dziewczynki. Ale chwila, to ona w takim razie spała? Od razu przyjrzałam się jej bliżej, przybliżając sobie widok za pomocą mego sztucznego oka. Ty, faktycznie, ona spała. Albo porwali ją, gdy spała, albo ten fantomizator jakoś tak działał na istoty żywe. Ja tam nie wiedziałam, nie znałam się na tym jego sprzęcie. Mimo to, zauważyłam że chwilę potem, Manuel podszedł do owej dziewczyny z wyciągniętymi rękoma, a Wielki Elektronik, wskazując na nią, dodał:

- Będzie tak jeszcze spać kilka godzin. Ta nasza nowa księżniczka.

No jasny gwint. Ten szyk pierwszego zdania był tak kujący w uszy, że rozważałam powiedzenie mu tego w najbliższym czasie. Powinno się powiedzieć „Będzie jeszcze tak spać kilka godzin.”, no ale cóż. Polska język trudna język.


Lecz, przejdźmy do tego, co się działo. Chwilę potem, Manuel podniósł ową dziewczynkę i odszedł, prawdopodobnie do drugiej komnaty, a Wielki Elektronik patrzył na niego. Skomentuję to, co tu zaszło tak: To wszystko nie zmierzało do dobrego zakończenia. Mimo to, chwilę potem, Wielki Elektronik na nowo zasiadł przed fantomizatorem i zaczął patrzeć w obiektyw.

- A ty dalej to samo? – Spytałam

- Tak. Muszę się zemścić na Kleksie. – Odpowiedział

- Normalnie szacun, bo by mnie się prawdopodobnie nie chciało tak siedzieć w jednym miejscu i obserwować tą samą lokację. A poza tym, weź ty wreszcie zacznij mówić poprawnymi szykami zdań.

- Przecież mówię normalnie po polsku…

- Ale czasami zdania, które wymawiasz, mają zjebany szyk. Na przykład dzisiaj, zdanie „Będzie tak jeszcze spać kilka godzin.” albo kiedyś, „.Nie wyobrażasz sobie chyba…[…]”. Serio, ten szyk zdań aż kuje w uszy.

Po tych słowach, mimo iż nadal był wpatrzony w obiektyw, za pomocą mego sztucznego oka, ujrzałam że przewrócił oczami, a następnie rzekł:

- Jesteś strasznie drobiazgowa. I tak każdy potrafił zrozumieć, o co mi chodziło, więc nie wiem, dlaczego tak ci to przeszkadza.

- Ale jednak… - Zaczęłam, jednak nie dokończyłam, gdyż ujrzałam, że obrócił się on w moim kierunku i spojrzał na mnie tym swoim piorunującym wzrokiem.

Widząc to, od razu dodałam:

- Nie było tematu.

Po czym, on ponownie obrócił się w kierunku obiektywu tej swojej maszyny, a ja obserwowałam wszystko z góry.

Nasze dalsze życie tutaj było normalne, aż do momentu, gdy zaczął zbliżać się nasz nieuchronny koniec…

wtorek, 10 stycznia 2017

Informacja

                                                     Guten Tag!
Jeżeli ktoś to czyta, to mam pewną informację. Otóż, jak zapewne zauważyliście, rozdziały pojawiają się raz na ruski rok. Jest to spowodowane tym, że:


1. Fejm na Wattpadzie mnie potrzebuje.


2. Mam tam sporo znajomych.


3. Czasu też jakoś mało mam.


4. Często nie chce mnie się pisać rozdziałów tego FanFiction.

Dlatego rozdziały pojawiają się tak rzadko. Mam jednak nadzieję, że jeżeli ktokolwiek czyta tego bloga - nie zniechęca się. ;>

Rozdział XXVII – Nowa maszyna.

Kiedy skończyliśmy urządzać komnatę wedle naszych, czytaj Wielkiego Elektronika, potrzeb, ja zajęłam miejsce na długim, metalowym balkonie znajdującym się nad podłogą i zaczęłam obserwować wszystko z góry. Tylko tyle mi było potrzebne do szczęścia w tamtym miejscu. Natomiast, Wielki Elektronik zaczął tworzenie swojego nowego dzieła. Na razie na jego temat wiedziałam tyle, że miała być to jakaś maszyna, zwana fantomizatorem. Nie miałam zielonego pojęcia, co to ustrojstwo miało robić, ale nazwa brzmiała AŻ ZA nowocześnie, jak na dwudziesty pierwszy wiek. No, ale co ja tam mogłam wiedzieć, w końcu Elektronik tworzył już portale czy inne dziadostwa, więc kto ci tam wie.
 
Lecz, wyglądało to tak, że ja stałam, patrzyłam z balkonu na to wszystko i niemiłosiernie się nudziłam. Nie wiem, jak Elektronik to robił, ale…w ogóle nie spał, tylko tworzył tą maszynę. Oj, zaczynałam mieć wątpliwości co do tego, czy był człowiekiem…No, ale po jakimś czasie, nie wiem dokładnie jakim, gdyż z tych nudów straciłam rachubę czasu, nastąpił wielki przełom w jego życiu. Otóż, uwaga, po bardzo długim okresie czasu, skończył swe nowe dzieło.
 
Otóż, gdy któregoś dnia piłowałam paznokcie, usłyszałam że Wielki Elektronik, z nieczęsto spotykaną radością w jego głosie, zawołał:
– Sukces, sukces, sukces!
- Coś ty tam taki szczęśliwy? – Spytałam, nadal piłując paznokcie.
- Moje dzieło okazało się działać! – Odpowiedział
- To twoje urządzenie do, jak można się domyślić po nazwie, fantomizacji, nad którym zarywałeś noce? – Zapytałam, zdmuchując pył z paznokci.
- Tak! – Odparł
- Gratuluję, ale do jakich celów zamierzasz wykorzystać ten sprzęt? – Spytałam, piłując paznokcie u lewej ręki.
- Zamierzam za jego pomocą wciągnąć Pana Kleksa do wnętrza komputera i tam się nad nim zemścić. – Odrzekł
- Polecam go wciągnąć do ostatniego poziomu modyfikacji do gry Portal 2, czyli NYS-5. Tylko total game master przejdzie to za pierwszym razem. A nawet jak pokonają GLaDOS, to na końcu jest special suprise dla wytrwałych. Ale to tak na marginesie. Poza tym, JAK zamierzasz ściągnąć Pana Kleksa, jak nawet nie wiemy, gdzie teraz jest? – Odparłam, zdmuchując pył z paznokci u lewej ręki i wyjmując lakier do paznokci.
- Mam własną grę, do której go wciągnę. A co do ściągnięcia go, to nie psuj mi tak szczęśliwego dnia, dobrze? – Rzekł
- Haha. Chociaż…Wiem! Ściągnij dla tego gubernatora córkę, pod postacią dziewczyny z choćby Szkoły Przyszłości, im. Stanisława Lema. Na pewno ktoś znajomy będzie chciał ją uratować, a znając dzieci nieuzależnione od komputerów, pójdą po pomoc do Pana Kleksa. Kiedy będą w obrębie planety Mango ty odpalisz tą swoją maszynę i ich ściągniesz. – Zaproponowałam, malując paznokcie prawej ręki.
- Ty to wiesz, jak wybrnąć z każdej sytuacji. – Odparł
- Dzięki. – Powiedziałam
Po tej rozmowie, Elektronik wrócił do tego swojego komputera, a ja do malowania paznokci. Chwilę potem, powiedział on:
- A teraz zobaczymy, co robi nasz gamoniowaty gubernator.
- Twoje stosunki międzyludzkie są przewspaniałe. – Powiedziałam z ironią w głosie, kończąc malować paznokcie u prawej ręki i zaczynając u lewej.
- Oj, cicho. – Rzekł
Po czym włączył jeden z komputerów. Parę sekund później zaś, rzekł:
- No tak. Słodycze. To jedno potrafi. Całymi dniami obżerać się kremem i ciastkami.
- KrYmem, jak już. Heh. A poza tym, co ty chcesz od ciastek? Dobre są. Szczególnie Napoleonki. Zawsze lepsze to niż syntetyczne żarcie. Hehe. Ale co ja tam wiem. Za czasów Kombinatu nie byłam cywilem. HEHE. – Odparłam, dalej malując paznokcie u lewej ręki.
- No, ale ileż można? A poza tym, istnieje coś takiego jak syntetyczne jedzenie? – Spytał
- Już nie, ale za czasów Kombinatu to było jedyne jedzenie dla cywili. Sama kiedyś go spróbowałam i moja pierwsza reakcja to było: „O Boże, co za gówno.”. A poza tym, różni ludzie, różne upodobania. On lubi słodycze, ty technologię i Szmaragdową Szkatułkę, a ja zmienianie ludzi w idealnych żołnierzy. – Odpowiedziałam, zamykając lakier do paznokci.
- CO?! Skąd wiesz o Szmaragdowej Szkatułce?! – Krzyknął
- Czytam w myślach. A tak na serio, to raz jak jechałam w twojej dawnej bazie windą, akurat w tym samym momencie, w którym ze mną jechał również Alojzy Bąbel, jako iż nam się nudziło, poprosiłam go aby opowiedział jakąś ciekawą historię. I opowiedział o Szkatułce, w której nikt nie wie, co jest. – Odparłam, czekając, aż lakier wyschnie.
- Ech…Czyli już znasz moją tajemnicę… - Powiedział zniechęcony.
- Widzisz. Życie. Life is brutal. A poza tym, nie chcę ci psuć ciekawości, ale doprowadzi ona do twojej zguby. – Odparłam
- Przynajmniej mam jakiś cel w życiu. Ale pogadamy później. Trzeba się temu nieudacznikowi pochwalić maszyną. – Rzekł
A potem nastąpiła nieinteresująca mnie scena, gdyż naprawdę, nie była ani troszkę interesująca. Po prostu, Wielki Elektronik jako test swojej maszyny, sfantomizował jakieś wielkie, szklane pudło landrynek (aż mnie się jeść zachciało) i dał je gubernatorowi. No i też była gatka o tej córce dla gubernatora i takie tam. Meh. Nic interesującego, bo jakby to było ciekawe, to przyłożyłabym większą wagę do ich rozmowy. Jednak, gdy gubernator odszedł, Wielki Elektronik, znowu, zasiadł do tego swojego sensu życia. Widząc to, powiedziałam:
- A ty znowu do fantomizatora. To już chyba uzależnienie.
- Oj, no nie przesadzaj. Ja tylko oczekuję na tą cholerę. Przynajmniej mam co robić w życiu. – Odrzekł
- No…W takim trwającym parę wieków życiu to można się nudzić, jeśli nie ma się celu. – Odparłam, malując usta szminką.
- Nosz kurwa. Ty chyba o mnie wszystko wiesz. – Odparł ze słyszalnym zirytowaniem w głosie.
- Nie wszystko. Np. Nie wiem czemu masz takiego pierdolca na punkcie tego aby wszystko było równe i estetyczne. – Powiedziałam, malując rzęsy.
- A ty lubisz, gdy coś jest krzywo? – Spytał
- No nie, ale te dwa milimetry to możesz darować. Nawet ta twoja maszyna jest równiejsza niż krawężniki w Niemczech. – Odpowiedziałam, odgarniając włosy i wyjmując telefon.
- Wszystko musi być IDEALNIE równo. Bo tak jest ładnie. – Rzekł
- Ech…Ciebie to nigdy nie zrozumiem. – Rzekłam, szukając aparatu w telefonie.
Chwilę później, ładnie uśmiechnęłam się do ekranu telefonu i zrobiłam sobie selfie. Tak. Ja też. Poza tym, byłam cholernie fotogeniczna. Następnie zaś, wstawiłam je na Facebooka. Parę sekund później, usłyszałam, że Elektronik mówił:
- Co ty tam cykasz?
- Selfie na Facebooka. Od dziesięciu lat nie dodawałam tam nowego zdjęcia, więc wypada cyknąć fotkę. Fani czekają. – Odpowiedziałam
- Kobiety…W ogóle to ty masz jakichś fanów na Facebooku? - Odparł
- No co? A ty tymczasem jopisz się od kilku godzin w obiektyw tej maszyny, jak jebany snajper. A poza tym, mam. Dawnych zwolenników byłego Kombinatu. Myślisz, że kto w czasach Kombinatu np. podprowadzał rebeliantom amunicje do broni i oddawał mym żołnierzom? – Zauważyłam
- Czekam na tego starego durnia. A poza tym, jesteś niezła. Stwórz komunistyczne imperium. Miej fanów. – Odparł
- Ej! Hakujesz konto Wallace Breena? – Spytałam
- Nie…A co? – Odpowiedział
- Bo pierwsze polubienie mam z jego konta! A on nie żyje! – Krzyknęłam
- Widzisz? Tak cię kochał, że nawet po śmierci klika „Lubię to!” pod twoimi zdjęciami. – Powiedział
- Aż jestem ciekawa, jakim kurwa cudem.
Jednak, po tej długiej rozmowie, nastała cisza. Na pewien moment, gdyż przeglądając Facebooka ujrzałam że w którymś momencie, Judith Mossman była online. To ta kurwa jeszcze żyła? Widząc to, powiedziałam:
- Ty weź odstąp na chwilę ten fantomizator…
- A po co ci on? – Spytał
- Judith Mossman żyje. Trzeba tą pierdołę zajebać.
- A co? Pokłóciłyście się?
- Nein, ale to ona rozpoczęła zniszczenie Kombinatu. Była szpiegiem Kombinatu. A potem okazała się zdrajcą. I chcę tą sukę zabić.
- No widzisz? A ja miałem wiernego agenta…
- Ta. Bo ty, Alojzy i golarz Filip to trójca która chce podprowadzić Kleksowi szkatułkę. Właściwie to już duet.
- Skąd wiesz o Filipie?
- Nie tylko o szkatułce Alojzy opowiedział…
- Suuuper. Ty to już chyba o mnie wszystko wiesz. – Powiedział zniechęconym głosem.
- Nie wszystko, ale ok.
Jednak, po tej długiej rozmowie, co tutaj za często się nie zdarzało, zapanowała cisza. Przez długi czas mieliśmy spokój. Aż do pewnego zdarzenia, które rozpoczęło realizację mej ostatniej wizji…