Otóż któregoś
dnia po przebudzeniu, jak zwykle najpierw włączyłam telefon i sprawdziłam,
która była godzina. Kiedy to zrobiłam ujrzałam, że była dziesiąta. Zdziwiło
mnie to, gdyż nigdy tak późno się nie budziłam. Mimo wszystko, postanowiłam
wstać i ubrać się w ubranie, w którym zazwyczaj chodziłam. Zajęło mi to parę
minut. Następnie postanowiłam udać się do Sektora C, zobaczyć co robił Wielki
Elektronik. Ruszyłam więc w kierunku windy. Po znalezieniu się przed nią,
nacisnęłam odpowiedni przycisk i zaczęłam czekać. Parę sekund potem, winda
przyjechała, a ja wsiadłam do niej i nacisnęłam przycisk, który odpowiadał za
dojazd do Sektora C. Jechałam tam kilka minut. Po dojechaniu, ruszyłam do
głównego pomieszczenia. Kiedy tam byłam ujrzałam, że Wielki Elektronik stał i
patrzył na linie produkcyjne, na których tworzone były roboty. Najprawdopodobniej
tworzenie dobiegało końca, gdyż na ekranie, który wisiał nad liniami widać było
wielki napis:
„95%”
Widząc to, od
razu do niego podeszłam. Kiedy to zrobiłam, ten najwidoczniej od razu mnie
ujrzał, gdyż powiedział:
- O.
Ramoninth.
- Widzę, że
dobrze idzie ci tworzenie tych robotów. – Rzekłam
- Wyjątkowo
dobrze. Wiesz, jak ostatnimi czasy to się wlekło?
- Aż tak?
- No. Jak
tworzenie było na pięćdziesiąt procent, to chyba z pół dnia stało na tym samym
etapie.
Po tej
rozmowie zapanowała cisza, gdyż nie wiedzieliśmy co mamy powiedzieć. Staliśmy
tak około godzinę. Po tym czasie ujrzeliśmy, że produkcja została zakończona.
Widząc to, Wielki Elektronik powiedział:
- Idealnie. To
teraz możemy je wysłać na podboje.
Jak
powiedział, tak wykonaliśmy. Od razu po ich stworzeniu i uruchomieniu, wysłaliśmy
je na podboje. Kiedy zaś wszystkie wyszły, my stanęliśmy przed jednym z
komputerów i zaczęliśmy obserwować jak im szło. Nie zamierzaliśmy podbić całego
świata, a jedynie tyle terenów aby można było powiedzieć, że stworzyliśmy
imperium.
Szczerze
powiedziawszy, podboje zajęły około półtora miesiąca. Nawet szybko. Jednak,
postanowiliśmy wejść do stolicy (Wyspa Wynalazców) dwunastego stycznia o
godzinie drugiej pięćdziesiąt pięć. Data i godzina nie były przypadkowe
(dwunastego stycznia były moje urodziny, a o owej godzinie się urodziłam :3).
Musieliśmy trochę czekać, gdyż obecnie był listopad.
Kiedy zaś
minęła odpowiednia liczba miesięcy, o owej godzinie zostaliśmy wniesieni przez
nasze roboty do stolicy. Gdy byliśmy jeszcze w drodze do Centrum Dowodzenia
czyli miejsca, z którego mieliśmy rządzić naszym nowym imperium, ja
obserwowałam to, co działo się na zewnątrz. To było takie dziwne uczucie
szczególnie, że owe imperium miało mieć dwóch imperatorów czyli Wielkiego
Elektronika i mnie. To by było zbyt piękne aby to imperium mogło trwać
wiecznie, lecz nigdy nic nie wiadomo.
Mimo wszystko,
kiedy dotarliśmy do Centrum Dowodzenia, zaczęliśmy czekać na następny dzień.
Kiedy owy nadszedł, udaliśmy się hmm… można powiedzieć, że na sam dach budynku.
Gdy już tam staliśmy, Wielki Elektronik zaczął przemawiać do znajdujących się
niżej robotów:
- Uwaga!
Włączam zapis waszej pamięci na dwadzieścia cztery sekundy! Podaję program
zapisu! Wszystko co ludzkie psuje się i jest niedoskonałe. Myślenie męczy.
Wyobraźnia jest wrogiem precyzyjnego działania. Jestem wolny, ponieważ za mnie
myśli inny mózg. Będę się starał zawsze prawidłowo reagować na impulsy i sam
wykasuję z pamięci współczucie, miłość, gniew. Zapis programu, zatwierdzam!
Witam wszystkich zwycięzców na platformie dowodzenia Wyspy Wynalazców, która od
dziś staje się stolicą naszego imperium!
Po chwili zaś,
dodał:
- A więc piąta
generacja – na stanowiska!
Po tych
słowach, roboty ustawiły się na swoich stanowiskach, a my ruszyliśmy do
głównego pomieszczenia Centrum, z którego mieliśmy dowodzić całym naszym
imperium.
Kiedy tam
byliśmy, przez pierwsze parę chwil siedzieliśmy w ciszy. Jednak, w pewnym
momencie, Wielki Elektronik zwołał do owego miejsca swego najwierniejszego
sługę czyli Alojzego Bąbla. A skoro go wezwał, to znaczyło, że miał jakiś plan.
I rzeczywiście. Kiedy Alojzy się zjawił, Elektronik rzekł:
- Udaj się do
Bajdocji, w której obecnie odbywa się kolejny, coroczny zjazd bajkopisarzy i
zniszcz tamtejszą beczkę z atramentem, aby owy zjazd nie mógł się odbyć i
abyśmy mieli ułatwione zadanie w zniszczeniu całego bajkowego świata.
„To takie coś
istnieje?” – Pomyślałam, słuchając tego. Jednak, skoro była o tym mowa to
znaczyło, że tak. Mimo wszystko, kiedy skończył mówić, Alojzy powiedział:
- Tak jest.
I odszedł.
Kiedy zaś zostaliśmy sami, w pewnym momencie spytałam:
- Myślisz, że
to zadziała?
- Powinno. Gdy
on zniszczy tą beczkę, zapewne poproszą Pana Kleksa o to aby sprowadził im nowy
atrament. A wtedy my będziemy mogli go łatwiej namierzyć i zniszczyć. –
Odpowiedział
- Ale skąd
będziemy wiedzieli, gdzie w danej chwili on będzie się znajdował?
- Namierzymy
go.
Po tej
rozmowie, zapanowała cisza. Zaczęliśmy więc czekać na powrót Alojzego oraz
wieści od niego…
---------------------------------
I po super hiper mega uber długiej przerwie - powracam z nowym rozdziałem! :-)