O mnie

Moje zdjęcie
W rzeczywistości nazywam się Zofia Ziętek, mam dwadzieścia dwa lata i studiuję dietetykę na SGGW. Mam dużo pasji, ale pięć podstawowych to słuchanie muzyki, jazda transportem publicznym, pisanie opowiadań, rysowanie i jazda na rowerze. Chciałabym w przyszłości być albo laborantem, a jak to nie wypali to chciałabym robić coś związanego z dietetyką. Kiedyś chciałam być komornikiem, jakoś przez dwa lata tak miałam, ale potem skapnęłam się, że prawo to nie moja bajka. Ja nie żartuję. Co najważniejsze, tak aby nie było wątpliwości: Nie toleruję przez wielkie N społeczności LGBT i jest mi z tym zajebiście. I proszę odjaniepawlić mnie się z moralizatorską mową, bo wasze wywody tylko sprawią, że będę głośniejsza ze swymi poglądami, a i tak nie zmienię swojego zdania. :-) Fandomy, do których należę, to KatyCats/Animals/Little Monster/Undead Army/Zealots/BL3NDERS i jeszcze w pytę innych, nienazwanych. Wielbię Zardonica, Zardonic to Nadbóg i nie da się go nie wielbić. Obecnie napierdalam grę w Scratchu, będzie zajebista. Na Bloggera niedługo wrócę, przenosząc tu moją Samoanalizatornię oraz dalej pisząc bloga o lekach OTC.

Informacje

...

czwartek, 29 czerwca 2017

Rozdział LXII – How To Win.

Kiedy weszłam do owego pomieszczenia, GLaDOS powiedziała:

- Podłącz mnie, a ja cię wywiozę na górę.

W tym momencie ja zrobiłam to. Nawet nie wiecie, jakim śmiesznym widokiem była ziemniaczana bateria podłączona do tego czegoś na rdzenie i obracająca się. Jednak, kiedy GLaDOS była podłączona, rzekła:

- Posłuchaj, nawet jeśli nadal uważasz, że jesteśmy wrogami, to przynajmniej jesteśmy wrogami ze wspólnym interesem: zemstą.

Czy wrogami, to jeszcze nie wiem, to by się okazało po wymianie rdzenia. W każdym razie, po chwili, podłoga ruszyła w górę. Kiedy jechałyśmy, dodała:

- Lubisz zemstę, prawda? Każdy lubi zemstę. No to już, idziemy się mścić.

Po chwili dojechałyśmy do silosu z Wheatleyem. Silos wyglądał inaczej, więc nieźle się tu urządził, jak na małego debila. Ja zaś, zeszłam z tej podłogi, którą tu wjechałam, a ona zjechała z powrotem na górę. Zaś Wheatley rzekł:

- Proszę, proszę. Witaj w MOJEJ KRYJÓWCE! Według lampki na tym tutaj panelu sterowania za sześć minut cały budynek wyleci w powietrze. Jestem prawie pewien, że to problem z lampką. Ale na wszelki wypadek i tak muszę cię zabić. O czym już rozmawialiśmy.

ZA JEBANE SZEŚĆ MINUT?! W tyle to nawet nie zdążyłabym zgadnąć mojego hasła do starego komputera! Jednak, Wheatley nadal ględził, a za ścianą palił się pożar. Jej.

- Czyli powiedzmy, że to będą trzy minuty, potem minuta przerwy, wtedy zostają komfortowe dwie minuty na wyłączenie tego, co powoduje te wszystkie pożary. No, to taki jest plan. - Mówił

Brawo, debilu. Prawdziwy czarny charakter NIGDY nie zdradzał swojego planu. Ale on napierdalał dalej:

- Poza tym oglądałem z taśmy, jak ją zabiłaś i nie zamierzam popełniać tych samych błędów. Mój plan ma cztery części: Pierwsza: żadnych powierzchni portalowych. Druga: natychmiast puszczam neurotoksynę. Trzecia: osłony bombowe dla mnie. Co wiąże się bezpośrednio z punktem numer cztery: bomby do rzucania w ciebie. Ty wiesz co? Ten plan jest tak dobry, że dam ci fory i zakręcę neurotoksynę. Oczywiście żartuję. Żegnaj.

- Pełna wydajność neurotoksyn za pięć minut. – Odparł Komunikat.

„O, fajnie. Bo ta rura z białym żelem wygląda obiecująco.” – Pomyślałam

Jednak on osłonił się takimi panelami, jeśli to mogę tak nazwać i zaczął rzucać we mnie bombami. Od razu pobiegłam za rurę z białym żelem. Kiedy tak się za nią chowałam, Wheatley rzekł:

- Dokąd to? Nie biegnij, nie biegnij! Im głębiej oddychasz, tym więcej wdychasz neurotoksyny. Cholernie to sprytne. Diabelnie.

No, ale po chwili bomba trafiła w rurę niszcząc ją i rozlewając żel po podłodze. Właśnie rozjebałam pierwszy punkt jego planu. Zaś on krzyknął:

- Nieee!

Jak dramatycznie. Jednak on dodał:

- Eee…tak naprawdę to udawałem ciebie. Bo właśnie wpadłaś w moją pułapkę. Właśnie tu i właśnie teraz. Ha. Bo tak naprawdę to ja chciałem, żebyś mnie podstępem nakłoniła do rozwalenia tej rury. To znaczy żeby ci się wydawało, że podstępem. To daje fałszywą nadzieję, a to rodzi zbytnią pewność siebie i prowadzi do błędów. I katastrofalnych w skutkach potknięć. Wszystko jest częścią mojego planu.

„Tak, tak, ale gdzie te uszkodzone rdzenie?” – Pomyślałam

No, ale po chwili ustawiłam portale tak, aby bomby uderzyły w Wheatley’a. Kiedy to nastąpiło, ten krzyknął:

- Aaa!

Po czym bariery odsłoniły go. Gdy to nastąpiło, usłyszałam GLaDOS:

- Dobra robota! Umieszczam pierwszy rdzeń w pobliżu kładki! Bierz go i spróbuj mu przyczepić!

Kiedy zaś umieszczałam portale tak, aby dostać się do rdzenia, usłyszałam że ten mówił:

- Kosmos, kosmos, chcę lecieć w kosmos, tak, proszę, kosmos. Kosmos, kosmos. Lecieć w kosmos.

LOOOL, ten rdzeń musiał być jakimś maniakiem Wszechświata. Jednak, nie słuchając, co tam dalej mówił, portalami dostałam się na kładkę i podeszłam do jej końca, po czym chwyciłam rdzeń i zeskoczyłam na dół. W tym momencie, ujrzałam że wylał się niebieski żel. Widząc to, zaczęłam się na nim odbijać tak, aby przyczepić rdzeń, co po chwili mnie się udało.


Kiedy to zrobiłam, Komunikat oznajmił:

- Ostrzeżenie: Uszkodzenie rdzenia na poziomie pięćdziesiąt procent. Naruszono system wentylacyjny: neurotoksyny nieaktywne. Eksplozja reaktora za cztery minuty.

- Uuuu…Co…co się stało? Co się stało? Co…Co…co ty mi przyczepiłaś? No co to jest? Momencik [klik klik klik] Ech, te przeklęte bomby są przyklejone. Ale nic – przekonfigurowałem osłony. Jedziemy dalej.  – Spytał Wheatley.

„Uszkodziłam cię w pięćdziesięciu procentach, ale to nic takiego. Nie przejmuj się tym.” – Pomyślałam

Jednak, po chwili, znowu osłonił się tymi barierami i zaczął we mnie rzucać bombami. Kiedy ja przekierowałam portale tak, aby znowu w niego uderzyły, ten rzekł:

- Aha, rdzeń do mnie przyczepiłaś! A kto ci podpowiedział? Ona? [Tu niby się rozglądał.] To na nic, skarbie, to mnie tylko wzmocni!

„Ta…Wzmocni…Jesteś w pięćdziesięciu procentach uszkodzony, karakanie ty.” – Pomyślałam

Jednak, kiedy bomba w niego leciała, dodał:

- Pamiętasz, jak ci powiedziałem, gdzie znaleźć to portalowe cacko, co je tak lubisz? Szczerze mówiąc, myślałem że po drodze zginiesz. Wszyscy inni zginęli.

Lecz, gdy bomba w niego uderzyła, krzyknął:

- Aaa!

I osłony znowu się schowały. Zaś po chwili GLaDOS rzekła:

- Dobra, świetnie! Teraz następny rdzeń!

W tym momencie, ujrzałam owy. Chwilę potem, drugi rdzeń zaczął mówić:

- SZYBKO: JAK WYGLĄDA SYTUACJA? O, hej tam, cześć, ślicznotko. Jestem Rick. Co tu porabiasz? Czyżby jakaś mała przygoda?

„A tam, staram się nie wylecieć w kosmos.” – Pomyślałam, odbijając się na niebieskim żelu i umieszczając portal tak, aby dostać się na kładkę.

Kiedy zaś dostałam się tam portalami, podeszłam do jej końca, zeskoczyłam na żel, odbiłam się i chwyciłam rdzeń. Chwilę potem, zeskoczyłam z drugiej kładki, na którą przypadkowo się dostałam i za pomocą pędu przyczepiłam drugi rdzeń.


Po zrobieniu tego, Komunikat powiedział:

- Ostrzeżenie: Uszkodzenie rdzenia na poziomie siedemdziesięciu pięciu procent. Zegar eksplozji reaktora zniszczony. Aktywowano awaryjny protokół zapobiegania niepewności eksplozji reaktora: ta placówka ulegnie samozniszczeniu za dwie minuty.

- Dość! Mówiłem ci, żebyś nie przyczepiała mi tych rdzeni! Ale ty nie słuchasz. Ani trochę. Cały czas tylko milczysz. W milczeniu nie słuchasz ani słowa. Bezgłośnie mnie osądzasz. Tacy ludzie są najgorsi. – Powiedział Wheatley, otaczając się barierami u dołu i u góry.

Tak, wiedziałam że byłam super hiper zła, ale nie przesadzajmy. No, ale po chwili zaczął we mnie ciskać bombami. Ja zaś, przekierowałam bomby, aby go uderzyły, co po chwili się udało. Kiedy to nastąpiło, krzyknął:

- Aaa!

- Masz kolejny rdzeń! Ten powinien już wystarczyć! – Powiedziała GLaDOS.

Chwilę potem, fragment ściany zawalił się i ujrzałam trzeci rdzeń, najprawdopodobniej chodzącą Wikipedię, gdyż mówił fakty, ale w większości bzdurne, na przykład że kosmos nie istnieje.


Mimo wszystko, jako iż wylał się pomarańczowy żel, robiąc mi bieżnię, strzeliłam portale tak, aby dostać się do rdzenia, rozpędziłam się i chwyciłam owy. Gdy to nastąpiło, drugi portal dałam pod tym małym debilem, rozpędziłam się i przyczepiłam mu trzeci rdzeń.

- Ostrzeżenie: Uszkodzenie rdzenia na poziomie stu procent. – Odparł Komunikat.

- Aaaaaaaa! – Krzyknął Wheatley.

- Wymagana jest ręczna wymiana rdzenia.

- Achaaa. Rozumiem. [Chichocze]

- Rdzeń zastępczy: gotowy, aby rozpocząć?

- Tak jest! Dawaj! – Odpowiedziała GLaDOS.

- Rdzeń uszkodzony: gotowy, aby rozpocząć? – Spytał Komunikat.

- Co ty na to? – Odpowiedział Wheatley.

- Interpretacja niejasnej odpowiedzi jako TAK.

- Nie! Nie! NIE NIE NIE! Ktoś nie załapał mojego sarkazmu.

- Wykryto sytuację patową. Wykryto pożar w pomieszczeniu rozwiązywania sytuacji patowych. Trwa gaszenie.

- A to się tak po prostu zmywa? Pożyteczna informacja. To znaczy byłaby pożyteczna, ale nieco wcześniej.

- Do asystenta w rozwiązywaniu sytuacji patowych: proszę wcisnąć przycisk rozwiązywania sytuacji patowej.

W tym momencie, od razu zaczęłam iść, a właściwie biec w kierunku owego pomieszczenia.

- Idź nacisnąć guzik! Naciśnij go! – Krzyknęła GLaDOS, gdy podeszłam do zakratowanego pomieszczenia.

W tym momencie, zaczęli się przekrzykiwać, ale ja i tak tam szłam. Miałam cichą nadzieję, że GLaDOS w końcu by mnie wypuściła. Lecz, chwilę potem, jeden portal umieściłam na białej części sufitu, po czym wróciłam i dałam portal na białym fragmencie podłogi, po czym przeskoczyłam tam. Jednak, gdy go nacisnęłam, uderzyły mnie bomby, wypychając mnie przez zakratowaną część, po czym upadłam na podłogę. Zaś Wheatley krzyknął:

- CZĘŚĆ PIĄTA! ZAMINOWAĆ GUZIK PATA!

Kiedy zaś podparłam się na rękach, Wheatley rzekł:

- Co? Jeszcze żyjesz? Żartujesz. No cóż, nadal jestem w tej obudowie i nadal tu rządzę. I NIE MAM BLADEGO POJĘCIA JAK TO WSZYSTKO NAPRAWIĆ.

Lecz, w tym momencie spojrzałam na niego, a potem chwyciłam działo portalowe, które leżało obok mnie i uniosłam wzrok. Dach się odsunął, ukazując księżyc.

- Musiałaś się bawić w kotka i myszkę, co? A inni próbowali tu pracować. No to teraz wszyscy za to zapłacimy. WSZYSCY TU ZGINIEMY. – Powiedział Wheatley.

A ja portalem strzeliłam w księżyc, gdyż i tak nie miałam wyjścia. Kiedy portal na księżycu się otworzył, zaczęliśmy być zasysani do drugiego portalu.

- Aaa! Aaaaaaaa! – Krzyknął Wheatley.

Po chwili, zostałam zassana do portalu. Oczywiście odruchowo chwyciłam Wheatley’a, bo był podłączony, więc daleko bym nie odleciała. Jednak, gdy wylecieliśmy przez portal, krzyknął:

- KOSMOS!

Uniosłam wzrok. Fakt, byliśmy na księżycu. Jak ja dawno w kosmosie nie byłam, szczerze powiedziawszy. Chwilę potem, spuściłam wzrok.

- Aaa! Puść! Jesteśmy w kosmosie! – Krzyknął

- Kosmos? KOSMOS! – Krzyknął pierwszy rdzeń i wyleciał daleko w kosmos.

- Puszczaj! Puszczaj! Nadal jestem podłączony. Dam radę się wciągnąć. Mogę jeszcze to naprawić!

- Już to naprawiłam. I ty już NIE wrócisz. – Wtrąciła się GLaDOS, a następnie przez portal wysunął się chwytak i wytrącił Wheatley’a, który mówił:

- O nie. Zmiana planu. Trzymaj mnie. Mocno!

Kiedy zaś został wytrącony, ja spojrzałam za nim w górę, a on wołał:

- Złap mnie złap mnie złap mnie! Złap mnieee!

Chwilę potem, spojrzałam w dół. Byłam trzymana przez chwytak, który wciągnął mnie z powrotem do Aperture Science. Gdy tam byłam, gwałtownie puścił mnie na ziemię. Ostatnie, co ujrzałam przed utratą przytomności to ciągniętą przez chwytak głowę GLaDOS, która rozglądała się. Wtedy zemdlałam…


Woah, co to była za przygoda. Nie wiem, ile byłam nieprzytomna, ale kiedy się obudziłam i podniosłam się, zauważyłam że byłam w windzie. Widziałam przed sobą dwa, nieznane mi roboty oraz to, że GLaDOS, już na swoim miejscu, odwróciła się. Chwilę potem, gdy stałam, zaczęła mówić:

- Bogu dzięki, nic ci nie jest. Wiesz co? Będąc Caroline, dowiedziałam się czegoś bardzo cennego. Myślałam, że jesteś moim najgorszym wrogiem, a tak naprawdę przez cały czas byłaś moją najlepszą przyjaciółką.

„Ooo…Jakie słooodkie.” – Pomyślałam, a ona kontynuowała:

- Dzięki temu nagłemu wzruszeniu, którego doświadczyłam, gdy ratowałam ci życie dowiedziałam się innej ważnej rzeczy: gdzie w moim mózgu mieszka Caroline.

- Usunięto Caroline. – Przemówił Komunikat.

- Żegnaj, Caroline.

Po czym, nawet panele się schowały w dół, a GLaDOS mówiła nadal:

- Powiem ci, że kasując przed chwilą Caroline, dowiedziałam się czegoś bardzo cennego. Najprostsze rozwiązanie problemu jest na ogół najlepsze. Powiem szczerze. Zabicie cię nie jest łatwe.

„I to chyba jest najlepszy komplement, jaki człowiek może usłyszeć od robota.” – Skomentowałam w myślach, a ona kontynuowała:

- Wiesz, jak wyglądały moje dni? Po prostu testowałam. Nikt mnie nie mordował. Ani nie wsadzał w ziemniak. Ani nie karmił mną ptaków. Miałam całkiem przyjemne życie. Ale pojawiłaś się ty, ty niebezpieczna, niema wariatko. I wiesz co? Wygrałaś. Idź sobie.

Winda ruszyła po ostatnich dwóch słowach. Gdy jechała, GLaDOS dodała tylko:

- Było miło. Nie wracaj.

Nie zamierzałam tam wracać. Wystarczająco dużo nasiedziałam się w Aperture Science. Ale miło mi było, że jednak na serio mnie wypuściła na wolność. Jednak, po jakimś czasie, winda zatrzymała się przed jakimiś zamkniętymi drzwiami, które się zamknęły. Gdy się otworzyły, ujrzałam…wieżyczki, które we mnie celowały.


No tak. Czego ja mogłam się spodziewać po GLaDOS? Czyli miałam tu zginąć? Nigdy się nie wydostać? Ale po chwili stało się coś, co mnie zdziwiło. Promienie wieżyczek wyłączyły się, a one zaczęły swoimi skrzydłami, że tak to nazwę, przygrywać przyjemną muzyczkę. Chwilę potem, winda ruszyła dalej, a ja dostrzegłam kolejne wieżyczki, które grały tą samą muzyczkę.


Chwilę potem, winda nieco spowolniła, a ja wjechałam do pomieszczenia pełnego stojących wieżyczek. Jedna z nich grała tą samą muzykę, a druga śpiewała „Cara mia”. Chwilę potem, wszystkie wieżyczki zaczęły grać, a jedna z nich śpiewała. Aż uśmiechnęłam się, widząc i słysząc to. Było to naprawdę miłe pożegnanie ze strony GLaDOS. Winda jechała powoli przez jakiś czas, widziałam nawet z tyłu wielką wieżyczkę z inną teksturą niż pozostałe. Jakiś czas później, gdy była wysoko, przyspieszyła. W czasie jazdy widziałam też pomieszczenia Aperture, które jeszcze nie były odbudowane.


No, ale w końcu dojechała do drzwi wyjściowych, które otworzyły się. Od razu oślepiło mnie światło słoneczne, którego tyle nie widziałam. Od razu wyszłam z Aperture i ujrzałam, że byłam na jakimś słonecznym polu pełnym pszenicy, złocistej pszenicy. Zaczęłam się rozglądać, ale po chwili usłyszałam trzask drzwi i odwróciłam się. Ujrzałam jakąś starą komórkę, co mnie zdziwiło. Drugim wejściem do Aperture Science było takie małe zadupie? Jednak, chwilę potem, drzwi otworzyły się raz jeszcze i wypadła z nich, uwaga, brudna Kostka Towarzysząca! Widać było jej serduszko, dlatego wiedziałam, że to była ta. Chwilę potem, drzwi zamknęły się, a właściwie zatrzasnęły.


W tym momencie, przed chwyceniem kostki, odwróciłam się tyłem i krzyknęłam na cały głos, rozpościerając ramiona:

- WOLNOŚĆ!!!

Tak dawno nie słyszałam swojego głosu, że już zapomniałam, jak on brzmiał. Mimo wszystko, po chwili, odwróciłam się jeszcze raz i od razu chwyciłam przedmiot za pomocą działa portalowego, które ciągle miałam przy sobie i ruszyłam przed siebie, na poszukiwania mojego starego statku kosmicznego. Liczyłam na to, że odnalazłabym owy pojazd, który teraz byłby moim jedynym domem. Cud chciał, że po około trzech godzinach błądzenia po polu dotarłam do drogi, na której owy stał.


Widząc go, weszłam do środka. Od środka nie zmienił się nic od mojej ostatniej wizyty w nim. Będąc znowu w domu, umyłam kostkę, postawiłam ją koło tub z moimi kombinezonami, a na ową kostkę położyłam działo portalowe, wzięłam kombinezon i poszłam się przebrać.


Jednak to nie był koniec moich przygód życiowych…

________________________________________________

Woah, nareszcie skończyłam wątek gier "Portal" i "Portal 2". Naprawdę, mozolnie szło mi pisanie tego typu FanFiction, ale ostatecznie się udało. <3

środa, 28 czerwca 2017

Rozdział LXI – Moment, w którym on nas zabija. A przynajmniej nieudolnie próbuje.

Kiedy winda zatrzymywała się, Wheatley powiedział:

- Założę się, że umieracie z ciekawości, co to za wielka niespodzianka. Jeszcze tylko DWA pomieszczenia.

- Mamy coraz mniej czasu. Chyba w następnym pomieszczeniu uda mi się nas stąd wyrwać. Rób, co mówi, jak gdyby nigdy nic. – Skomentowała GLaDOS.

Dla mnie to nie było niespodzianką, bo wiedziałam, że on zmierzał do zabicia nas. Poza tym, mógłby wreszcie się pozbyć tych BSOD-ów. Mimo wszystko, chwilę później, winda otworzyła się, a ja wyszłam w kierunku kolejnego pomieszczenia testowego.


Kiedy tam weszłam, owe pomieszczenie wyglądało na podejrzane. Nigdzie nie było miejsca na umieszczenie portali, a w samym pomieszczeniu była tylko katapulta, dyspozytor kostek, zapadnia, przycisk uruchamiający wyjście i one same. No i była też kostka, odbijająca się od katapulty będącej pośrodku pomieszczenia.


Jednak ja, nie miałam wyboru. Od razu weszłam na katapultę, jednak ona, zamiast wyrzucić mnie w przód, wyrzuciła mnie w bok, a fragment ściany obok mnie rozsunął się. Zaś Wheatley rzekł:

- NIESPODZIANKA! Zrobimy to TERAZ!

„Ale ja chciałabym jeszcze trochę pożyć.” – Pomyślałam

Chwilę potem, kiedy spadłam na kolejną katapultę, która wyrzuciła mnie w przód, GLaDOS rzekła:

- Oddajmy sprawiedliwość: jak na małego idiotę stworzonego wyłącznie po to, by wymyślać durne i niewykonalne plany, ta pułapka była całkiem nieźle zastawiona.

Faktycznie, bo ja również się tego nie spodziewałam, chociaż samo pomieszczenie testowe wyglądało na podejrzanie proste do wykonania. No, ale parę chwil potem, wpadłam w niebieską tubę, która leciała do przodu.

- Pewnie sama na to wpadłaś, ale już cię nie potrzebuję. Znalazłem tu takie dwa robociki, stworzone specjalnie do testów! – Odparł Wheatley.

- O nie. Znalazł inicjatywę testowania kooperacyjnego. To…taka jedna rzecz, którą wymyśliłam w ramach pozbywania się testów na ludziach, tuż przed twoją ucieczką. To nie było nic osobistego. Po prostu…sama rozumiesz. Przecież mnie zabiłaś. Więc ci się należało. – Skomentowała GLaDOS.

„W sumie, z tego co dowiedziałam się w dolnych częściach Aperture, coś wam z tym testowaniem na ludziach nie wychodziło. A poza tym, ile mam powtarzać, że maszyny NIE DA się zabić?” – Pomyślałam

Jednak, chwilę potem, gdy przelatywałam obok jakieś płyty wyglądającej na dużą katapultę, tuba wyłączyła się i zostałam gwałtownie odbita w przód.

- Aaaa! – Krzyknęła GLaDOS.

Kiedy zaś dolatywałyśmy do jakiegoś miejsca z ruchomymi panelami z kolcami, podestem i kilkoma ekranami, GLaDOS odparła:

- No cóż. To jest ta część, w której on nas zabija.

Gdy zaś wylądowałam na owym podeście, Wheatley rzekł:

- Hej hej! To jest ta część, w której cię zabijam. Genialny pomysł mi wpadł do głowy. Tak sobie siedziałem i zbijałem blachy do kupy, gdy sobie pomyślałem: „śmiercionośne to już jest, ale czegoś brakuje…” Czego? Mnóstwa ostrych części przyspawanych do tych płaskich kawałków. Oczywiście prace nadal trwają. Marzy mi się jeszcze, żeby przed zgnieceniem cię strzelały ogniem. Ale wszystko w swoim czasie.

„A spierdalaj. Widzę tam piękną ścianę zdatną do położenia portali. Jeszcze biały żel i spierdolę.” – Pomyślałam, po czym jeden z portali już dałam na tej ścianie.

O i chwilę potem moje prośby zostały spełnione i ujrzałam kapiący, BIAŁY żel. Od razu dałam tam drugi portal i po chwili żel był na podeście, na którym stałam. W tym momencie, od razu dałam pod siebie portal, ratując i siebie, i GLaDOS.

- Nie, nie, nie! Nie rób tego! Stój tam! Włącz maszynę włącz maszynę włącz maszynę… - Powiedział Wheatley.

Ja zaś, będąc po drugiej stronie, zauważyłam że panele zgniotły podest, na którym przed chwilą stałam. Zaś Wheatley rzekł:

- Gdzie się podziałaś? Wracaj! Wracaj!

„Spadaj” – Pomyślałam, a następnie ruszyłam w, z mojej perspektywy, lewą stronę.

- Nie nie, poważnie. Chodź. Wróć, proszę. – Mówił Wheatley.

„A spierdalaj. Nie jesteś dobry w przekonywaniu.” – Pomyślałam

Chwilę potem, drzwi które były na końcu metalowego balkoniku otworzyły się. Gdy się otwierały, Wheatley znów rzekł:

- Dobra, postanowiłem cię nie zabijać. Ale tylko jeśli wrócisz.

Kiepsko szło mu kłamanie, to trzeba było przyznać. Jednak ja, po przejściu przez drzwi i siatkę dematerializującą, szłam dalej, przy okazji wchodząc po schodach. Kiedy zaś po nich wchodziłam, Wheatley nadal nawijał:

- Mmm. Tak sobie tu wspominam stare, dobre czasy, gdy byliśmy przyjaciółmi. Starymi, dobrymi przyjaciółmi. Ja mówiłem „wracaj”, a ty wracałaś.

„Aż mnie się przypomniała wystawa rysunków w szkole podstawowej, do której kiedyś chodziłam. Ta, zrobiona przez dzieci z pierwszych klas podstawówki, której tytuł brzmiał „Mój przyjaciel robot.”*.” – Pomyślałam, idąc dalej.

Kiedy tak szłam, w pewnym momencie doszłam do końca metalowego podłoża, które było zniszczone. Po chwili rozejrzenia się, ujrzałam na samym dole fragment podłoża, zdatnego do umieszczenia portali, oraz fragment ściany nad sobą. Od razu umieściłam na nich portale i wskoczyłam w ten na dole. Dzięki temu, zostałam wyrzucona na oddalony balkonik. Dużo ich tu mieli, ale w sumie to wszystko było nad przepaściami, a po Aperture jakoś się trzeba było poruszać.


Jednak, kiedy leciałam w przód, Wheatley powiedział:

- Tak mi się rzuca w oczy, że nie wracasz.

„Ty to masz zapłon.” – Pomyślałam, idąc przed siebie i wychodząc przez jakieś drzwi.

Gdy zaś szłam przez długi, metalowy podest, Wheatley rzekł:

- O, mam pomysł!

W tym momencie, tak nagle, jakaś metalowa płyta z kolcami zgniotła część metalowego balkoniku. Nie spodziewałam się, dlatego aż odskoczyłam w tył.

- TAK, TAK! A MASZ TY! TO CIĘ ZAŁATW…a nie, nie. Dobrze, niech igrzyska się rozpoczną. – Zawołał Wheatley.

Boże, co za debil. A poza tym, niech nie udaje, że czytał „Igrzyska śmierci”. Mimo wszystko, jako iż obok mnie było dużo białej ściany, za pomocą portali przedostałam się do drzwi. Chwilę potem, przeszłam przez nie, a następnie przez drugie, które były na końcu niedługiego korytarza.


Gdy się otworzyły, zaczęłam iść przez dłuuugi korytarz. Kiedy szłam, Wheatley odparł:

- Czekaj, czekaj, czekaj…Już prawie…Ale nie przeszkadzaj sobie, uciekaj dalej.

Mógł nie mówić, to bym się nie spodziewała, że chciał mnie w jakiś sposób zabić. GLaDOS lepiej rozegrała próbę zabicia mnie w wielkim pomieszczeniu. Jednak, chwilę potem, ujrzałam jakąś przesuwającą się ścianę, która zniszczyła fragment balkoniku i zagrodziła mi drogę dalej. Z niej zaś, sypały się te ramiona ze światełkami. Ja jednak, na białej części przede mną umieściłam jeden portal, a drugi na jakimś białym sufitem za jakimiś kratami.

- Tak, owszem, to jest pułapka. Ale to jedyne przejście. Więc bierzmy się do roboty. – Skomentowała GLaDOS, gdy przeskakiwałam przez portale.

Wpadłam do jakiegoś pomieszczenia z dwoma rzędami rur, z których mogło coś wypaść i zamkniętymi drzwiami. Kiedy tam wskoczyłam, Wheatley zawołał:

- Ha! Pułapka!

I z rur wypadły wieżyczki. No, ale jedna nawet nie była rozpakowana, a inne były wadliwe. Kiedy zaś na chwilę się odwróciłam, ujrzałam na wielkim ekranie, który jest na początku każdego testu, cyfrę „75”. Jeżeli to był jakiś test, to zważywszy na wieżyczki, każdy mógł go przejść.

- Mordują cię? Chyba cię mordują, nie? Mordują bezgłośnie. Tak sądzę, gdyby ktoś pytał. – Spytał Wheatley.

„Ta…Normalnie umarłam na straszną śmierć…” – Pomyślałam ze znudzeniem.

Lecz, kiedy podeszłam do drzwi, te bez problemu się otworzyły. Widząc to, wyszłam przez nie i zeskoczyłam na niżej położony balkonik. Kiedy zeskakiwałam, ponownie odezwał się Wheatley:

- O, może wieżyczki nauczyły się dusić garotą. Tak, to by wyjaśniało takie bardzo ciche zabijanie…które tutaj słyszę.

„Czym? Co to jest „garota”?” – Pomyślałam

Postanowiłam to sprawdzić. Od razu, myślami, uruchomiłam w mym sztucznym oku Internet, Google i wpisałam to słowo. Okazało się, że był to żelazny kołnierz, którym kiedyś traciło się skazańców. Aaahaaa, nie wiem jak wieżyczki miałyby opanować takie coś, ale jak sobie to wyobraziłam, to śmiesznie to wyglądało.


Jednak, kiedy szłam w kierunku otwierających się drzwi, Wheatley znowu przemówił:

- Ha! Czyżby twoje nafaszerowane kulami zwłoki właśnie wyleciały z pokoju? 
Czyżby…a nie, to te badziewne wieżyczki były, nie? No tak…

Ten to miał wygadane, szczerze powiedziawszy. Nawet GLaDOS mniej mówiła. No, ale po chwili przeszłam przez siatkę dematerializującą i szłam dalej przed siebie. Kiedy zaś skręciłam w lewą stronę, Wheatley rzekł:

- No nieważne. Nadal trzymam wszystkie karty i wiesz co? Mam same karety! Od razu mówię – nigdy nie grałem w karty. Planowałem się nauczyć. Tak czy inaczej: nowe wieżyczki. Bynajmniej nie uszkodzone. As czwórek – najlepsze rozdanie, nie do pobicia. Chyba.

Zauważyłam też, że mechaniczne ramiona odsłoniły jakąś oddaloną ścianę po mojej prawej stronie. Za ową ścianą były wieżyczki, faktycznie działające i tuba. Od razu weszłam po schodach, które były niedaleko mnie i portalami oraz tubą strąciłam wieżyczki, po czym ruszyłam przed siebie, przy okazji wchodząc po jakichś schodach, przez co doszłam do zniszczonej części przejścia.


Widząc to, zawróciłam i przekierowałam tubę przed siebie, po czym wskoczyłam w nią. Kiedy leciałam w niej, Wheatley rzekł:

- A więc to tak. Sprytne, baaardzo sprytne.

„Danke” – Pomyślałam

- I LEKKOMYŚLNE! Nie masz stąd wyjścia. Jesteś zdana na moją łaskę. Której nie posiadam. Jesteś zdana na moje nic. Ściana wirujących ostrzy! Makiaweliczne!

„Pierdol się.” – Pomyślałam, zeskakując na podłogę, która była pode mną.

- Nnng! No proszę…Dobrze, świetnie. Nareszcie rywal godny mojego prężnego intelektu. – Odparł Wheatley, gdy szłam w kierunku siatki dematerializującej.

„Iks de, ty nie masz prężnego intelektu.” – Pomyślałam, przechodząc przez ową siatkę.

Znalazłam się w pomieszczeniu z otwartymi drzwiami i niebieską tubą. Widząc to, portalami przekierowałam tubę tak, aby przechodziła przez drzwi i wskoczyłam w nią. Kiedy tak leciałam, ujrzałam przesuwającą się u dołu metalową płytę z kolcami, a następnie usłyszałam Wheatley’a:

- Holmes kontra Moriarty. Arystoteles kontra najeżona kolcami płyta!

„Nie udawaj, że kiedykolwiek miałeś styczność z uniwersum Sherlocka Holmesa.” – Pomyślałam, gdy płyta podjechała do góry i zaczęła uderzać w ścianę.

Ja zaś, ujrzałam że w dole podjechała jakaś ściana. Jej fragment był biały, dlatego przekierowałam w dół tubę i spadłam do niej, unikając zgniecenia. Ale płyta też to zrobiła, a Wheatley rzekł:

- Proszę, nie ruszaj się.

Ja zaś, leciałam w przeciwnym kierunku, ale płyta za mną podążała, ciągle uderzając w ścianę.

- Dobra, przestań się ruszać. Oj. Prawie cię trafiłem, no prawie cię trafiłem! – Odparł Wheatley.

Jednak ja, chwilę potem, zeskoczyłam na niżej położoną podłogę, ratując się.

- Gdzie się podziałaś? Gdzie się podziałaś? Wracaj! Wracaj! – Spytał Wheatley, gdy szłam w kierunku jakichś drzwi.

Lecz, po chwili, przeszłam przez drzwi i siatkę dematerializującą, i ruszyłam przed siebie. No, ale już po chwili balkonik zniszczyła przewalająca się rura, z której wylał się niebieski żel.

- Dobrze słyszałem, że coś tam pękło? O, o, zabiło cię może? Oj, niesamowicie by było, gdyby cię zabiło. Halo? Oj, oj, o tak, tak! Właśnie mi coś do głowy przyszło. Zaraz wrócę. Jeśli jeszcze będzie żyć. Właśnie, nie umieraj, póki nie wrócę. – Odparł Wheatley.

Czemu wszystko tutaj chciało mnie zabić? Czy właśnie tak życie chciało się na mnie zemścić za to, kim byłam w przeszłości? No, ale nie mając wyboru, odbiłam się na żelu i przeskoczyłam na drugą stronę. Będąc tam, ruszyłam przed siebie i wchodząc po jakichś schodach ujrzałam promienie wieżyczek. Od razu, portalami, przedostałam się do pomieszczenia z nimi, stanęłam na przycisku i zlikwidowałam je kapiącym, niebieskim żelem. Po pozbyciu się ich, dostałam się portalami na katapultę i wróciłam na metalowy balkonik, po czym ruszyłam przed siebie.


Chwilę potem, dotarłam do jakichś drzwi, które otworzyły się i, po przejściu przez nie i siatkę dematerializującą, przeszłam niedługi korytarz i przekroczyłam drugie drzwi. Kiedy szłam w kierunku siatki dematerializujące, o mój Boże, odezwała się GLaDOS:

- Zmiażdżenie jest dla niego za dobre. Najpierw spędzi rok w spalarni. Potem drugi rok na chłodzeniu kriogenicznym. Potem dziesięć lat w specjalnie stworzonej przeze mnie komorze, w której wszystkie roboty na ciebie wrzeszczą. I dopiero wtedy go zabiję.

„Dobry plan! Ale nie, na serio, dobry plan.” – Pomyślałam, przechodząc przez siatkę dematerializującą.

Tam, ujrzałam rurę za szybą, w której krążyły jakieś cosie z czerwoną diodą, przycisk i rurę z białym żelem za mną. Od razu, nacisnęłam ten przycisk. To spowodowało, że rura za szybą odwróciła się w kierunku podłogi i zaczęły z niej wypadać te cosie, które okazały się być bombami, gdyż po dotknięciu podłogi wybuchały.


Od razu, jeden portal umieściłam pod bombami, znajdując lukę w jednej, nieco potłuczonej szybie, a drugi na białej ścianie nade mną. Dzięki temu, bomba uderzyła w rurę z żelem, niszcząc ją i dzięki temu żel rozlał się po podłodze. Widząc to, jeden portal umieściłam na ścianie za szybą, a drugi pod sobą, przedostałam się tam i wyszłam przez jakieś drzwi, które tam były. Kiedy tak szłam przed siebie, w pewnym momencie dotarłam do jakieś siatki dematerializującej i, gdy przez nią przeszłam, przekroczyłam kolejne drzwi. W Aperture mogliby zacząć robić kursy dla Świadków Jehowy. No, ale gdy przez nie przeszłam, doszłam do jakiegoś wielkiego pomieszczenia. Będąc tam, ruszyłam przed siebie i zeszłam po schodach, które tam były, a następnie zeskoczyłam na nieruchomą linię produkcyjną, czy jaką tam bądź. Kiedy szłam w lewą stronę, linia ruszyła, a Wheatley rzekł:

- A, doskonale, jesteś! Niech no się tylko pozbędę tej kładki. Chciałem z tobą pogadać.

Ja tam nie miałam mu nic do powiedzenia, ale ok. Jednak, kiedy się odwróciłam, ujrzałam że był tu ekran, który się włączył. Ja zaś, kiedy byłam coraz bliżej zgniatarki, szybko wskoczyłam na drugi, metalowy balkonik. Kiedy wchodziłam po schodach do przycisku, Wheatley powiedział:

- Proszę bardzo. Chciałem z tobą chwilkę porozmawiać, oczywiście jeśli wolno.

„Nie, nie wolno. Zamknij wreszcie ryj, bo wkurwia mnie twoja gadatliwość.” – Pomyślałam, naciskając przycisk.

Dzięki temu, przede mną, nieco dalej, z rury zaczęły wypadać bomby i uderzać o podłogę. Kiedy zaś portalami przekierowywałam bomby na rurę, w której płynął pomarańczowy żel, Wheatley odparł:

- Powiem szczerze. Te wszystkie pułapki jak dotąd zawiodły. I to zawiodły nas oboje. A ty się zbliżasz do mojej kryjówki. „Kryjówki” – ha, pierwszy raz to powiedziałem na głos. Brzmi trochę niedorzecznie. Ale zapewniam, że to najprawdziwsza kryjówka, w dodatku śmiercionośna.

„Miło, że to już powoli koniec. Swoją drogą, nie oszukuj nas. Po prostu przejąłeś silos GLaDOS.” – Pomyślałam, gdy bomba uderzyła w rurę z żelem.

Kiedy zaś portalami przekierowywałam go na ruchomą linię, Wheatley nadal paplał:

- Tak więc chciałem ci dać szansę zabicia się. Wystarczy zwyczajnie wskoczyć do tej tam zgniatarki. To będzie nie tylko wpadnięcie w pułapkę, co dobrowolny wybór sposobu zejścia. Wiem, wiem, brzmi niedorzecznie. Ale wysłuchaj mnie: dotrzesz do mojej kryjówki, śmierć nie będzie już alternatywą. Będzie obowiązkiem. Żadnych sztuczek, zero niespodzianek – po prostu zginiesz w wyniku zamordowania przeze mnie w bardzo krwawy sposób.

„Ale ja nie zamierzam tu zginąć. W końcu się wydostanę. Tylko najpierw ciebie wypierdolę. A poza tym, neurotoksyna nie jest krwawym sposobem.” – Pomyślałam, strzelając jeden portal pod tubą, przekierowując tam żel, schodząc na linię i biegnąc po żelu przed siebie.

- I bum. Jak widzisz, znacznie lepszym dla ciebie wyjściem będzie po prostu się zabić. Po co się męczyć i iść taki kawał do mojej śmiercionośnej kryjówki, gdy masz pod nosem idealnie sprawną opcję śmierci. Podkreślam jeszcze raz: to nie jest pułapka. Twoja śmierć byłaby całkowicie dobrowolna. I mile widziana. – Kontynuował Wheatley.

„Po co się męczyć? Bo mam nadzieję, że w końcu się stąd wydostanę. A nadzieja umiera ostatnia.” – Pomyślałam, biegnąc w przeciwną do zgniatarki stronę.

Kiedy zaś wyskoczyłam do jakiegoś korytarza, Wheatley dodał:

- To chyba odpowiedź odmowna. Rozpoczynamy igrzyska! Znowu.

Mógłby się w końcu zamknąć? Serio, denerwowało mnie to, że nie mógł choć na chwilę się zamknąć. Jednak, w pewnym momencie, dotarłam do pomieszczenia z niebieską tubą i zniszczoną ścianą. Widząc to, GLaDOS powiedziała:

- Dobry Boże. Co on tutaj nawyrabiał?

Też się dziwiłam, jak on tak szybko to wszystko rozpierdolił. Jednak, jeden portal dałam na końcu jednego z korytarzy, potem drugim przekierowałam tam żel, a następnie ten spod żelu dałam pod tubę, wróciłam do miejsca z żelem, rozpędziłam się i zostałam wyrzucona w tubę.


Kiedy tak leciałam, oglądając rozpadający się ośrodek, GLaDOS przemówiła ponownie:

- Nie jestem głupia. Wiem, że nie chcesz z powrotem przekazać mi kontroli. Myślisz, że cię zdradzę. I w każdych innych okolicznościach miałabyś rację. Naukowcy zawsze doczepiali mi różne rdzenie, żeby regulować moje zachowanie. Całe życie słyszałam różne głosy. Ale teraz słyszę głos sumienia i jest przerażający, bo po raz pierwszy to mój własny głos.

Swoją drogą, tak, myślałam że i tak by mnie zabiła, ale jednak wolałam zostać uduszona neurotoksyną niż zginąć w wybuchu reaktora. Mniej bolesna śmierć zawsze jest lepsza. No, ale po chwili doleciałyśmy do końca tuby i ja zeskoczyłam na metalowy balkonik na dole.


Będąc tam, ruszyłam w lewą stronę i zaczęłam wchodzić po schodach. Kiedy tak szłam, GLaDOS dodała:

- Mówię poważnie, chyba naprawdę coś jest ze mną nie w porządku.

„Meh, pewnie przebywanie w niższych częściach Aperture tak na ciebie wpłynęło. Normalne.” – Pomyślałam, idąc dalej.

Chwilę potem, przeszłam przez jakieś drzwi, dzięki czemu dotarłam do wysokiego pomieszczenia z dużą ilością białych ścian. Będąc tam, jeden portal wystrzeliłam tak, abym mogła w niego wskoczyć, a drugi najwyżej, jak mogłam i wskoczyłam w niego.


Dzięki temu, zeskoczyłam na okratowaną podłogę. Niedaleko mnie była inna, biała podłoga, na której od razu umieściłam portal, po czym uniosłam głowę i wystrzeliłam portal na wysoko położoną, białą część ściany, po czym wskoczyłam w portal na podłodze. Dzięki temu, spadłam na podłogę i, idąc przed siebie, ujrzałam jakieś dwa pomieszczenia z różnymi rdzeniami.


Kiedy podeszłam bliżej, GLaDOS odezwała się:

- Zepsute rdzenie! Mamy szczęście. Znajdź sposób, by go ogłuszyć, ja podeślę ci rdzeń, a ty mu go przyczep. Jeśli zrobimy to kilka razy, może uda się zepsuć jego osobowość na tyle, by ponownie wymienić rdzeń.

O, to był dobry pomysł. Po tych słowach, od razu ruszyłam przed siebie. Wkurwiłabym się, gdyby teraz cofnął się czas, ale na szczęście to nie było możliwe.


Gdy tak szłam, kiedy weszłam po schodach, ujrzałam to nieszczęsne pomieszczenie z różnymi dźwigniami. Wiedziałam, że prowadziło ono do silosu z głównym rdzeniem. Już nie mogłam się doczekać, kiedy zniszczyłabym Wheatley’a…
_________________________________________


*W jednej ze świetlic w mojej byłej szkole, w której pod koniec roku mieliśmy fizykę ze względu na remont pracowni, jest taka wystawa, właśnie tak zatytułowana, więc mogę powiedzieć, że pomysł dania tego tutaj oparty na faktach.