Od momentu
pojawienia się w Kombinacie nowego administratora Ziemi i zniewolenia
ludzkości, moje życie przez dłuższy czas wyglądało tak samo. Nudno. Informacje
z Cytadeli przekazywał wszystkim główny system, a tylko ja czasami musiałam
wydać jakiś rozkaz. Najczęściej większość wojsk stacjonowało poza budynkiem i
tylko ściągało buntowników do przerobienia albo na żołnierzy Kombinatu, albo na
Stalkerów. Nawet Wallace Breen nie miał mi nic do przekazania, gdyż od momentu,
w którym zobaczyłam go ostatni raz, w ogóle u mnie nie zagościł. Było tak aż do
pewnego dnia. Dnia, w którym to Kombinat zyskał nowego, śmiertelnego wroga…
Otóż, pewnego
poranka gdy jak zwykle się nudziłam (a właściwie wtedy przeglądałam zdalnie
Internet, za pomocą ekranów, które były w pomieszczeniu), w pewnym momencie
usłyszałam z korytarza szybkie kroki. Nie przejęłam się tym. Często któryś z
żołnierzy lub elitarnych żołnierzy stacjonujących w Cytadeli szybko przemierzał
korytarze. Jednak, w którejś sekundzie, usłyszałam otwierające się drzwi do
miejsca, w którym ja byłam. Od razu wyłączyłam Internet i spojrzałam w tamtym
kierunku. Okazało się, że był to Breen. Zdziwiłam się na jego widok, gdyż
prawie w ogóle nie wychodził ze swojego gabinetu. Widząc go, spytałam:
- O. Breen.
Coś się stało, że do mnie przychodzisz?
- Musimy
zmobilizować wojska. – Odpowiedział
- Dlaczego?
Coś się stało? Ktoś się buntuje? Powstał jakiś Ruch Oporu, czy kij wie co? –
Zapytałam lekko zdziwiona.
Przecież od dłuższego
czasu nikt nie odważył się buntować. Ludzie bali się, że albo zostaną zabici,
albo będą zmodyfikowani genetycznie na żołnierzy Kombinatu, albo na Stalkerów i
po kres swoich dni przepracują w Cytadeli. Lecz, chwilę później, rzekł on:
- Przed chwilą
do mojego gabinetu, zapewne przez przypadek, dwa razy przeteleportował się nikt
inny jak Gordon Freeman. Zapewne nie wiesz, kim on jest. Otóż, to za sprawą
nieudanego eksperymentu w Black Mesa, który tak naprawdę wykonywał on,
otworzyło się mnóstwo portali do świata granicznego Xen. Również na Ziemi przez
niego rozpoczęły się burze portali i dzięki nim tu jesteście.
- To chyba
dobrze, nie? Przecież to dzięki temu eksperymentowi, który mu się nie udał,
mamy kolejną planetę pod naszym władaniem. – Powiedziałam
- No niby tak,
ale jest pewien problem. On nie jest po stronie Kombinatu. Zapewne na początku
zniszczy z pomocą innych cywili Nova Prospekt i uwolni więzionych tam w chwili
obecnej ludzi, a potem również z pomocą innych uformuje Ruch Oporu, który
będzie dążył do obalenia naszej władzy. Taka jest najprawdopodobniejsza wersja
wydarzeń. – Odparł
Nie mogłam do
tego dopuścić. Nikt nie mógł zniszczyć mojego imperium! Po tej rozmowie,
rzekłam:
- Dobra. Zajmę
się mobilizacją wojsk.
Po tych
słowach, Breen wyszedł, a ja włączyłam mój intercom, którym w razie potrzeby
łączyłam się z całym Kombinatem i w Cytadeli, i poza Cytadelą, po czym
powiedziałam do mikrofonu:
- Uwaga
wszystkie oddziały wojsk! Ogłaszam mobilizację! Musicie odnaleźć niejakiego
Gordona Freemana i albo go pojmać, albo zabić! Również rozkazuję rozbić
powstający Ruch Oporu!
Następnie, gdy
już wydałam rozkaz, wyłączyłam intercom i przeszłam do dalszego nudzenia się.
Jednak, następny tydzień, przyniósł niecodzienne, jak dla imperatora,
zdarzenie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujcie i obserwujcie szczerze. Chcę poznać prawdziwe opinie na temat tego, co tworzę. I pamiętajcie, że do gówna typu LBA nominacji nie przyjmuję. Usuwam je, choćbym była na drugim końcu Polski.