Przynajmniej
nie zostaliśmy teraz zabici przez Pana Kleksa. Jednak ja wiedziałam, że prędzej
czy później, Wielki Elektronik zginąłby z jego rąk. I właśnie to w chwili
obecnej napawało mnie smutkiem. Zastanawiałam się, kiedy i jak ja zginęłabym,
bo jakoś nie chciało mnie się wierzyć, że umarłabym ze starości. Lecz wizje nie
mówiły nic na mój temat. No, ale przejdźmy do tego, co się działo u mnie. Otóż,
lecieliśmy sobie, przemierzając przestrzeń kosmiczną. Zastanawiałam się, gdzie
lecieliśmy. I, w pewnym momencie, spytałam Wielkiego Elektronika:
- Ty, a gdzie
my właściwie lecimy?
- O, Ramoninth
się odezwała. Czyżby dzień cudów? No, ale wracając do pytania, nie mam pojęcia.
Jak znajdę jakąś w miarę w porządku planetę, to się tam zatrzymamy. –
Odpowiedział
- Co jest
dziwnego w tym, że mało mówię? Jak nie mam nic do powiedzenia, to siedzę cicho.
- Nie no, nic,
tyle że ty na serio mało mówisz.
- Wolę odezwać
się raz na dwa lata i powiedzieć coś mądrego niż odzywać się co dwie minuty i
mówić głupoty.
- Nie no, aż
tak gadatliwa to lepiej żebyś nie była.
- Właśnie.
Więc nie narzekaj.
Po tej
rozmowie, zapanowała cisza i panowała ona przez resztę lotu…
Szczerze
powiedziawszy, nie miałam zielonego pojęcia ile czasu przemierzaliśmy
przestrzeń kosmiczną. Jednak, w pewnym momencie, dolecieliśmy do jakieś dziwnej
planety, która nawet nie wyglądała jak planeta, tylko bardziej jak jakieś coś
zwisające w przestrzeni kosmicznej. Teraz już nie za bardzo pamiętam, jak
dokładnie wyglądała z kosmosu. Mimo wszystko, widząc ją, Wielki Elektronik
rzekł:
- O, ta
planeta wydaje się być ciekawa.
- Mnie to
wygląda na sondę kosmiczną, niżli planetę. – Skomentowałam
- Faktycznie,
ale skąd wiesz czy jeszcze jesteśmy w naszym Układzie Słonecznym, czy to już
jest jakiś inny? Może poza granicami naszego Układu planety wyglądają właśnie
tak.
- Wątpię, ale
dobra. Zobaczymy, co to jest.
Po tej
krótkiej rozmowie, podlecieliśmy do planety i, gdy znajdowaliśmy się w jej
atmosferze, wylądowaliśmy. Okazało się, że…była to zwykła planeta, nawet trochę
podobna do Ziemi. Obecnie znajdowaliśmy się w jakimś ogromnym ogrodzie, w
którym znajdował się jakiś zamek.
Mimo wszystko,
kiedy zatrzymaliśmy się, pierwszy wyszedł Wielki Elektronik, a zaraz po nim,
ja. Nie wiem, co było w atmosferze tej planety, ale dało się na niej normalnie
oddychać. Kiedy staliśmy już na zewnątrz, spytałam:
- Co teraz
robimy?
- Wypadałoby
poszukać jakiegoś miejsca, w którym można by się osiedlić i dalej planować jak
zniszczyć Kleksa. – Odpowiedział
- Jedyne, co
tu widzę, to ten o zamek.
I wskazałam w
kierunku, w którym znajdował się owy zamek. W tym momencie, Elektronik spojrzał
w tamtym kierunku. Widząc owy budynek, odparł:
- Moglibyśmy
zobaczyć, czy ktoś tam mieszka i, jeżeli tak, przekonać go abyśmy mogli się tam
osiedlić.
Po tych
słowach, oboje podeszliśmy tam. Jednak, gdy byliśmy niedaleko, ujrzeliśmy że
drzwi otworzyły się i z budynku wyszedł jakiś mężczyzna, najprawdopodobniej
właściciel nieruchomości. Chwilę potem, przywitał się z nami, a następnie
nawiązała się rozmowa pomiędzy nim, a Wielkim Elektronikiem. Nie będę jej tutaj
opisywać, gdyż właściwie podczas niej nie zdarzyło się nic ciekawego. Wielki
Elektronik próbował przekonać, jak się okazało, gubernatora tej planety, Manuel
Karmello de Bazar (zajebiste drugie imię, nie ma co, nazwisko w sumie też), do
tego aby pozwolił nam osiedlić się w jego posiadłości.
Nie wiem, ile
to trwało, ale UDAŁO SIĘ. W pewnym momencie, Wielki Elektronik spróbował
poprowadzić rozmowę tak, aby Manuel powiedział o tym, co najbardziej chciałby
mieć. Gdy w końcu cel został osiągnięty i gubernator powiedział to, iż
najbardziej chciałby mieć córkę, Elektronik obiecał mu, że gdy stworzy swoją
nową maszynę, a chciał zrobić fantomizator, sprowadzi mu z Ziemi jakąś
dziewczynkę. I tym optymistycznym akcentem, udało się go przekonać.
Gdy zaś
prowadził nas do komnaty, która miała być nasza, powiedziałam nieco ściszonym
głosem do mego towarzysza:
- Mistrz
perswazji z ciebie, nie ma co.
- Dzięki.
Zawsze trzeba znaleźć czyiś słaby punkt i go wykorzystać. – Odparł
- Tak w ogóle,
chcesz stworzyć fantomizator?
- Tak. Może się
przydać do mego kolejnego planu.
- Nie sądzisz,
że to jest takie trochę nie możliwe do wykonania na dzisiejsze standardy
technologiczne?
Po tym
pytaniu, spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem, W tym momencie, od razu
rzekłam:
- Nie było
tematu.
W tym
momencie, nastała cisza na resztę drogi…
W czasie drogi
do komnaty, spotkaliśmy również żonę Manuela, Linellę. Co jest tutaj nie tak z
imionami? Chyba tylko „Manuel” jest w miarę normalnym imieniem. Mimo wszystko,
owa kobieta na razie nie miała nic przeciwko nam. Jednak, w pewnym momencie,
kiedy w końcu dotarliśmy do komnaty i zostaliśmy sami, odparłam:
- Wypadałoby
tu się trochę urządzić.
- Czytasz mi w
myślach? O tym samym pomyślałem. – Odparł Wielki Elektronik.
- No popatrz,
ta intuicja.
Mimo to, po
tej krótkiej rozmowie, zajęliśmy się urządzaniem komnaty zgodnie z naszymi
potrzebami…