O mnie

Moje zdjęcie
W rzeczywistości nazywam się Zofia Ziętek, mam dwadzieścia dwa lata i studiuję dietetykę na SGGW. Mam dużo pasji, ale pięć podstawowych to słuchanie muzyki, jazda transportem publicznym, pisanie opowiadań, rysowanie i jazda na rowerze. Chciałabym w przyszłości być albo laborantem, a jak to nie wypali to chciałabym robić coś związanego z dietetyką. Kiedyś chciałam być komornikiem, jakoś przez dwa lata tak miałam, ale potem skapnęłam się, że prawo to nie moja bajka. Ja nie żartuję. Co najważniejsze, tak aby nie było wątpliwości: Nie toleruję przez wielkie N społeczności LGBT i jest mi z tym zajebiście. I proszę odjaniepawlić mnie się z moralizatorską mową, bo wasze wywody tylko sprawią, że będę głośniejsza ze swymi poglądami, a i tak nie zmienię swojego zdania. :-) Fandomy, do których należę, to KatyCats/Animals/Little Monster/Undead Army/Zealots/BL3NDERS i jeszcze w pytę innych, nienazwanych. Wielbię Zardonica, Zardonic to Nadbóg i nie da się go nie wielbić. Obecnie napierdalam grę w Scratchu, będzie zajebista. Na Bloggera niedługo wrócę, przenosząc tu moją Samoanalizatornię oraz dalej pisząc bloga o lekach OTC.

Informacje

...

piątek, 25 września 2015

Rozdział XII – Ucieczka



Od tego momentu, przez jakiś czas, nasze życie przebiegało w ciągłym stresie. Wiedzieliśmy, że w którymś momencie trzeba będzie uciekać z Cytadeli przed wybuchem. Ja to nawet spać nie mogłam ze strachu, że w środku nocy trzeba będzie uciekać. Życie imperatora nie jest i nigdy nie było łatwe, szczególnie, gdy władało się międzygalaktycznym imperium. 


Aż w końcu, któregoś dnia, kiedy ja i Breen staliśmy niedaleko mojego statku kosmicznego, w pewnym momencie ujrzeliśmy idącego szybkim krokiem jednego z Żołnierzy Kombinatu, który miał za zadanie monitorowanie Rdzenia Cytadeli aby poinformować nas, kiedy trzeba uciec. Kiedy zaś do nas podszedł, rzekł:

- Najwyższy Imperatorze! Rdzeń Cytadeli wybuchnie za parę minut! Trzeba opuścić Cytadelę!

- Rozumiem. – Powiedziałam

Po tych słowach, żołnierz odszedł, a ja i Breen wsiedliśmy do mojego pojazdu. Breen usiadł za sterami pojazdu, a ja obok niego. Chwilę później, po raz ostatni wylecieliśmy z Cytadeli i ruszyliśmy w kierunku przeciwnym do wybuchu aby opuścić miasto. Pod nami widać było jadące ostatnie pociągi z mieszkańcami City 17 opuszczającymi miasto a nad nami lecące pody z Combine Advisorami (Doradcami Kombinatu, takie stwory, które poza tym, że z boku wyglądały jak wielkie worki na śmieci lub wielkie worki do odkurzacza {jak kto woli} czasem się przydawały) opuszczającymi Cytadelę. 


Kiedy Rdzeń wybuchł, ja i Breen byliśmy poza miastem. Mimo to, wybuch dosięgnął nas i uszkodził nasz pojazd powodując, że rozbiliśmy się na peryferiach. Po mocnym uderzeniu w ziemię, straciliśmy przytomność…


Kiedy zaś się obudziłam, ujrzałam, że siedziałam na zniszczonym siedzeniu, w pojeździe znajdującym się w tym samym stanie. Gdy się odwróciłam, ujrzałam nieprzytomnego Breena siedzącego obok mnie. Od razu chciałam wyjść z pojazdu i go stamtąd wynieść na zewnątrz. Jednak, gdy chciałam się podnieść, poczułam, że coś mnie trzymało. Po spuszczeniu wzroku, zobaczyłam, że były to pasy. Naturalnie chciałam je odpiąć, jednak w tym momencie okazało się, że były zablokowane. Jako iż w kieszeni nosiłam na wszelki wypadek nóż, wyjęłam go i przecięłam je. Następnie wyszłam na zewnątrz, podeszłam do drugich drzwi, otworzyłam je, przecięłam pasy, które Breen również miał zapięte, a następnie wywlekłam go ze zniszczonego pojazdu na zewnątrz i położyłam na ziemi. Następnie odwróciłam się w kierunku, w którym niegdyś widoczna była Cytadela. Po zrobieniu tego, ujrzałam na jej miejscu wielki, niebieskobiały portal. 

„Czyli się udało. Mam nadzieję, że Ruch Oporu nie dojdzie do White Forest Rocket Facility i nie wystrzeli stamtąd rakiety, którą mogliby zamknąć naszą przedostatnią deskę ratunku.” – Pomyślałam, widząc to.

Po chwili jednak, usiadłam na trawie i zaczęłam czekać, aż Breen się obudzi…


Paręnaście minut później, ujrzałam, że Breen zaczął się budzić. Kiedy zaś otworzył oczy, ja powiedziałam:

- Nareszcie się obudziłeś…

- Ramoninth…Co się stało? I gdzie my jesteśmy? – Spytał

W tym momencie, opowiedział mu o wszystkim, co działo się od momentu poinformowania nas o nieuchronnym wybuchu Rdzenia Cytadeli do momentu, w którym się obudziłam po rozbiciu. Kiedy skończyłam, Breen rzekł:

- Dzięki, że mnie nie zostawiłaś w tym pojeździe.

- Oj, nigdy bym tego nie zrobiła. – Odparłam

Bo to prawda. Ja też go kochałam (i w sumie nadal kocham, ale nie mówcie o tym mojemu mężowi) i nie chciałam aby coś mu się stało. Po chwili jednak pomogłam mu wstać. Kiedy już stał, spojrzał w kierunku zniszczonego City 17. Kiedy zaś zobaczył portal, powiedział:

- Udało się…

- Na szczęście. Miejmy nadzieję, że Ruch Oporu nie dotrze do White Forest Rocket Facility i nie wyśle w kierunku portalu rakiety, która mogłaby go zamknąć. – Odparłam

- Gdyby zamknęli ten portal, jedyną nadzieją dla Kombinatu zostałby statek Borealis. – Zauważył.

Po tej rozmowie, oboje zaczęliśmy wałęsać się po peryferiach i okolicach oraz oczekiwać na skutki wysadzenia budowli symbolizującej dominację mojego imperium na Ziemi…

czwartek, 24 września 2015

Rozdział XI – Zawsze coś przeszkodzi.



Od tego momentu, ja i Breen byliśmy w ruchu. Ja nie mogłam przebywać w mej komnacie, gdyż mój fotel został uszkodzony, a poza tym nie wiedziałam, kiedy trzeba było uciekać. Jeśli trzeba było wydawać rozkazy – mówiłam Breenowi co ma powiedzieć, gdyż mój intercom został zniszczony, a jego nie. Snuliśmy więc po Cytadeli kontrolując wszystko osobiście oraz czekając na moment, w którym trzeba było uciekać.


Na początku wszystko było spokojne. No, oprócz tego, że Cytadela była w stanie krytycznym i wszystko w niej waliło się i paliło. Lecz, któregoś dnia, ujrzałam, że w moim kierunku szedł jeden z Żołnierzy Kombinatu, który miał kontrolować stan Rdzenia Cytadeli i jak coś to powiadomić nas, że już czas uciekać. Chwilę później, kiedy podszedł do mnie, powiedział on:

– Najwyższy Imperatorze! Ustabilizowano Rdzeń Cytadeli! Co teraz mamy zrobić?

W tym momencie byłam w kropce. Nie chciałam wysadzać Cytadeli, ale jednocześnie wiedziałam, że potrzebujemy pomocy ze strony wojsk stacjonujących na innych planetach. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. 


Chwilę później zaś, podszedł do mnie Breen, który stał niedaleko, po czym chwycił mnie za ręce, schylił się trochę, gdyż byłam niższa od niego i spojrzał błagalnie w moje oczy. Nie mogłam odmówić ukochanemu. Westchnęłam więc i powiedziałam ze słyszalną bezradnością w głosie:

- Zdestabilizować…

Po tym słowie, żołnierz odszedł w kierunku Rdzenia. Kiedy zaś ja i Breen zostaliśmy sami, ten rzekł:

- Wiem, że twój sentyment do tej budowli jest wielki, ale zrozum, że potrzebujemy wsparcia.

- Wiem o tym…Przyszłości nie zmienię… - Powiedziałam

Po tych słowach, mimo wszystko, zaczęliśmy dalej chodzić po Cytadeli. Jednak, następne dni przynosiły coraz to bardziej nieuchronny koniec Kombinatu…

środa, 23 września 2015

Rozdział X – Ostatnie chwile Cytadeli.



Kiedy zaś się obudziłam, ujrzałam sufit z czarnego metalu. Wiedziałam już, że leżałam gdzieś w Cytadeli. Pamiętałam tylko przywiezienie do głównego pomieszczenia Eli Vance, później Gordona Freemana, a następnie Alyx Vance, moją próbę zmanipulowania ich, zdradę Judith, moją ucieczkę, zablokowanie reaktora i Rdzenia Cytadeli, znów ucieczkę przed Gordonem i Alyx do portalu, przybycie Gordona, moja próba namieszania mu w głowie, jego dostanie się do reaktora, moja przestroga przed tym, że zniszczy również City 17, zniszczenie reaktora, wybuch, upadek na sam dół budynku i ciemność. Jedyne co mnie dziwiło to to, że przez jedno oko widziałam normalnie, a przez drugie na żółto, jakbym miała oko jakiegoś robota. Szczególnie, że w rogu tego żółtego obrazu było logo Kombinatu. Kiedy natomiast wyprostowałam głowę, ujrzałam, że byłam w szpitalu, który znajdował się w Cytadeli. Koło mnie zaś, siedział Wallace Breen i przeglądał jakieś plany. Lecz, najprawdopodobniej zauważył, że się obudziłam, gdyż w pewnym momencie odłożył papiery, spojrzał na mnie i rzekł:

- O, Ramoninth. Już się obudziłaś. W ogóle cud, że żyjesz.

- Czasem wolałabym umrzeć…Tak mnie wszystko boli…Tak a propos, to może wiesz, dlaczego przez jedno oko widzę normalnie, a przez drugie na żółto, jakbym miała oko jakiegoś robota? – Spytałam

- Wiedziałem, że o to zapytasz. Otóż, popatrz. – Odpowiedział, po czym wziął lustro i mi je pokazał. Kiedy to zrobił, ujrzałam, że jedno moje oko było naturalne, ale drugie już nie. Było ono w kształcie jakieś dziwnej figury. Miało kolor biały, a w środku czarny. Samo oko miało kolor żółty. Widząc to, krzyknęłam:

- CO?! Co się stało z moim prawdziwym okiem?! I skąd ja mam to oko robota?!

- Kiedy znaleźliśmy cię pod gruzami wokół Cytadeli, ujrzeliśmy, że jedno oko po prostu wypadło ci z oczodołu, co znaczyło, że uderzenie po upadku musiało być bardzo mocne. Cud, że tylko jedno oko ci wypadło. Wzięliśmy więc ciebie i zabraliśmy do tego szpitala, po czym zaczęliśmy ci tworzyć jakieś oko zastępcze. Jako iż nie umiemy jeszcze tworzyć prawdziwych oczu, zrobiliśmy ci takie, a następnie wszczepiliśmy. Jako iż jest połączone z twoim układem nerwowym i odpowiednio stworzone, nadal możesz nim mrugać, zamykać je oraz mogą z niego płynąć łzy. Lecz, ma ono również ulepszenia, których normalne oko nie posiada. Bowiem za jego pomocą możesz np. robić zdjęcia czy za pomocą myśli przeglądać Internet. – Odpowiedział

W tym momencie, nastała cisza. Chwilę później, rzekłam:

- Dziękuję…Ale…Ale…Czy to, że wyglądam jak wyglądam sprawi, że przestaniesz mnie kochać?

- Oczywiście, że dalej będę cię kochał. To jak wyglądasz, nie sprawi, że przestanę cię kochać. – Odparł

W tym momencie, uśmiechnęłam się do niego. Myślałam, że przestanie mnie z tego powodu kochać. Lecz, parę sekund później, rzekł:

- Ale przechodząc do mniej przyjemnych rzeczy – musimy wysadzić Rdzeń Cytadeli i tym samym ją samą oraz City 17. 

- CO?! DLACZEGO?! – Krzyknęłam

- Zostaje nam coraz mniej wojsk stacjonujących na Ziemi. Ruch Oporu powoli wygrywa. Potrzebujemy otworzyć portal, za pomocą którego można by wezwać żołnierzy przebywających obecnie na innych planetach pod władaniem Kombinatu. Lecz, potrzebna do tego jest ogromna ilość energii, którą uzyskać można tylko przez wybuch nuklearny. Jedyna rzecz, którą można wysadzić i, która dałaby nam tyle mocy jest właśnie Rdzeń Cytadeli. Jednak, jeśli ktoś zamknąłby portal, jedyną deską ratunku pozostałyby pewne plany znalezione przez Judith Mossman i parę innych osób na statku Borealis, który jest na Antarktydzie. Tamto miejsce również przejęli nasi żołnierze. Plany można wykorzystać albo przeciw ludzkości, albo przeciw nam. Gdyby jednak dostały się w ręce Gordona Freemana i jego ludzi – to byłoby już po Kombinacie. – Opowiedział

- Czyli jednak przyszłość, którą widzieliśmy powoli się spełnia…Teraz Rdzeń, a później my. – Odparłam ze łzami w oczach.

W tym momencie, Breen chwycił mnie za rękę i rzekł:

- Nie płacz, kochanie…Nawet jeśli przyszłość nadejdzie – ja będę z tobą na zawsze.

Przynajmniej na niego mogłam wtedy liczyć. Wiedziałam, że jak coś powie, to to wypełni. Chwilę później, gdy emocje opadły, ja rzekłam:

- A co do Judith, to nawet nie wspominaj o tej zdradzieckiej suce.

- Dlaczego zaraz zdradziecka suka? Przecież jest dobrym szpiegiem. – Spytał

- BYŁA. Myślisz, że dlaczego reaktor ciemnej energii wybuchł destabilizując Rdzeń i niszcząc większą część Cytadeli? Wysadził go Gordon Freeman, ale to tylko dlatego, że najpierw został zamknięty w transporterze, ale później uwolniła go JUDITH. Najpierw zniszczyła mi wszystkie sprzęty elektroniczne łącznie z intercomem jakimś swoim małym gadżetem, który przeciążał prądem sprzęty, żebym nie mogła wezwać żołnierzy Kombinatu aby mogli ją powstrzymać, a potem ich UWOLNIŁA. Ja uciekłam w tym czasie do portalu. I to przez JUDITH Gordon mógł wysadzić reaktor i tym samym doprowadzić do powolnej autodestrukcji Kombinatu. Więc Judith zdradziła Kombinat. – Odpowiedziałam

- Jak ją znajdę, to chyba ją zabiję. – Powiedział

- Zamierzam jej zrobić to samo. – Odparłam

Po tej rozmowie, Breen posiedział przy mnie jakiś czas. Później zaś, wstał i wyszedł aby zobaczyć co działo się w Cytadeli.


Ja musiałam leżeć tu jeszcze z dwa tygodnie. Po tym czasie zdjęli mi gips z nóg i rąk, dzięki czemu mogłam normalnie chodzić…