Od tego
momentu, przez jakiś czas, nasze życie przebiegało w ciągłym stresie.
Wiedzieliśmy, że w którymś momencie trzeba będzie uciekać z Cytadeli przed
wybuchem. Ja to nawet spać nie mogłam ze strachu, że w środku nocy trzeba
będzie uciekać. Życie imperatora nie jest i nigdy nie było łatwe, szczególnie,
gdy władało się międzygalaktycznym imperium.
Aż w końcu,
któregoś dnia, kiedy ja i Breen staliśmy niedaleko mojego statku kosmicznego, w
pewnym momencie ujrzeliśmy idącego szybkim krokiem jednego z Żołnierzy
Kombinatu, który miał za zadanie monitorowanie Rdzenia Cytadeli aby
poinformować nas, kiedy trzeba uciec. Kiedy zaś do nas podszedł, rzekł:
- Najwyższy
Imperatorze! Rdzeń Cytadeli wybuchnie za parę minut! Trzeba opuścić Cytadelę!
- Rozumiem. –
Powiedziałam
Po tych
słowach, żołnierz odszedł, a ja i Breen wsiedliśmy do mojego pojazdu. Breen
usiadł za sterami pojazdu, a ja obok niego. Chwilę później, po raz ostatni
wylecieliśmy z Cytadeli i ruszyliśmy w kierunku przeciwnym do wybuchu aby
opuścić miasto. Pod nami widać było jadące ostatnie pociągi z mieszkańcami City
17 opuszczającymi miasto a nad nami lecące pody z Combine Advisorami (Doradcami
Kombinatu, takie stwory, które poza tym, że z boku wyglądały jak wielkie worki
na śmieci lub wielkie worki do odkurzacza {jak kto woli} czasem się przydawały)
opuszczającymi Cytadelę.
Kiedy Rdzeń
wybuchł, ja i Breen byliśmy poza miastem. Mimo to, wybuch dosięgnął nas i
uszkodził nasz pojazd powodując, że rozbiliśmy się na peryferiach. Po mocnym
uderzeniu w ziemię, straciliśmy przytomność…
Kiedy zaś się
obudziłam, ujrzałam, że siedziałam na zniszczonym siedzeniu, w pojeździe
znajdującym się w tym samym stanie. Gdy się odwróciłam, ujrzałam nieprzytomnego
Breena siedzącego obok mnie. Od razu chciałam wyjść z pojazdu i go stamtąd
wynieść na zewnątrz. Jednak, gdy chciałam się podnieść, poczułam, że coś mnie
trzymało. Po spuszczeniu wzroku, zobaczyłam, że były to pasy. Naturalnie
chciałam je odpiąć, jednak w tym momencie okazało się, że były zablokowane.
Jako iż w kieszeni nosiłam na wszelki wypadek nóż, wyjęłam go i przecięłam je.
Następnie wyszłam na zewnątrz, podeszłam do drugich drzwi, otworzyłam je,
przecięłam pasy, które Breen również miał zapięte, a następnie wywlekłam go ze
zniszczonego pojazdu na zewnątrz i położyłam na ziemi. Następnie odwróciłam się
w kierunku, w którym niegdyś widoczna była Cytadela. Po zrobieniu tego,
ujrzałam na jej miejscu wielki, niebieskobiały portal.
„Czyli się
udało. Mam nadzieję, że Ruch Oporu nie dojdzie do White Forest Rocket Facility i
nie wystrzeli stamtąd rakiety, którą mogliby zamknąć naszą przedostatnią deskę
ratunku.” – Pomyślałam, widząc to.
Po chwili
jednak, usiadłam na trawie i zaczęłam czekać, aż Breen się obudzi…
Paręnaście
minut później, ujrzałam, że Breen zaczął się budzić. Kiedy zaś otworzył oczy,
ja powiedziałam:
- Nareszcie
się obudziłeś…
- Ramoninth…Co
się stało? I gdzie my jesteśmy? – Spytał
W tym
momencie, opowiedział mu o wszystkim, co działo się od momentu poinformowania
nas o nieuchronnym wybuchu Rdzenia Cytadeli do momentu, w którym się obudziłam
po rozbiciu. Kiedy skończyłam, Breen rzekł:
- Dzięki, że
mnie nie zostawiłaś w tym pojeździe.
- Oj, nigdy
bym tego nie zrobiła. – Odparłam
Bo to prawda.
Ja też go kochałam (i w sumie nadal kocham, ale nie mówcie o tym mojemu mężowi)
i nie chciałam aby coś mu się stało. Po chwili jednak pomogłam mu wstać. Kiedy
już stał, spojrzał w kierunku zniszczonego City 17. Kiedy zaś zobaczył portal,
powiedział:
- Udało się…
- Na
szczęście. Miejmy nadzieję, że Ruch Oporu nie dotrze do White Forest Rocket
Facility i nie wyśle w kierunku portalu rakiety, która mogłaby go zamknąć. –
Odparłam
- Gdyby
zamknęli ten portal, jedyną nadzieją dla Kombinatu zostałby statek Borealis. –
Zauważył.
Po tej
rozmowie, oboje zaczęliśmy wałęsać się po peryferiach i okolicach oraz
oczekiwać na skutki wysadzenia budowli symbolizującej dominację mojego imperium
na Ziemi…