O mnie

Moje zdjęcie
W rzeczywistości nazywam się Zofia Ziętek, mam dwadzieścia dwa lata i studiuję dietetykę na SGGW. Mam dużo pasji, ale pięć podstawowych to słuchanie muzyki, jazda transportem publicznym, pisanie opowiadań, rysowanie i jazda na rowerze. Chciałabym w przyszłości być albo laborantem, a jak to nie wypali to chciałabym robić coś związanego z dietetyką. Kiedyś chciałam być komornikiem, jakoś przez dwa lata tak miałam, ale potem skapnęłam się, że prawo to nie moja bajka. Ja nie żartuję. Co najważniejsze, tak aby nie było wątpliwości: Nie toleruję przez wielkie N społeczności LGBT i jest mi z tym zajebiście. I proszę odjaniepawlić mnie się z moralizatorską mową, bo wasze wywody tylko sprawią, że będę głośniejsza ze swymi poglądami, a i tak nie zmienię swojego zdania. :-) Fandomy, do których należę, to KatyCats/Animals/Little Monster/Undead Army/Zealots/BL3NDERS i jeszcze w pytę innych, nienazwanych. Wielbię Zardonica, Zardonic to Nadbóg i nie da się go nie wielbić. Obecnie napierdalam grę w Scratchu, będzie zajebista. Na Bloggera niedługo wrócę, przenosząc tu moją Samoanalizatornię oraz dalej pisząc bloga o lekach OTC.

Informacje

...

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział XX – Druga miłość i tajemnica Wielkiego Elektronika.

Dni, odkąd poznałam prawdę na temat powstania Wszechświata, mijały normalnie. Wielki Elektronik powoli zaczął tworzyć roboty przeznaczone do podbojów, a ja chodziłam po bazie. Prze około trzy tygodnie wszystko wyglądało normalnie. Jednak, po tym czasie, stało się coś, co odmieniło moje życie…


Otóż, jednego dnia, jak zwykle siedziałam u siebie w pokoju i wyglądałam przez okno. Jednak, w pewnym momencie, usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi do mojego pokoju. Od razu odwróciłam się. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam, że przyszedł do mnie Wielki Elektronik. Zdziwiłam się, gdyż zwykle to ja musiałam do niego chodzić. Chwilę później, spytałam:

- O, to ty. Co cię do mnie sprowadza? Zwykle to ja musiałam do ciebie chodzić.

W tym momencie podszedł on do mnie bliżej, chwycił mnie za ręce i powiedział:

- Ramoninth…Muszę ci coś powiedzieć…

- No mów. – Odparłam

Byłam ciekawa, co też miał mi do przekazania, że sam do mnie przyszedł. Chwilę później, powiedział on:

- Bo…Bo ja od dłuższego czasu czuję, że cię kocham…Jesteś taka cudowna…Kiedy się śmiejesz, można to uznać za najpiękniejszy widok na świecie…Gdy płaczesz…Wokół robi się nagle tak smutno…Jesteś najlepsza i najcudowniejsza…Kocham Cię…

Kiedy to wypowiedział, nastała cisza. Nie mogłam uwierzyć, że poza Breenem ktoś mógłby mnie pokochać…Chwilę potem, spytałam ze łzami w oczach:

- Oh…Naprawdę?

- Tak…Ciebie nigdy bym nie okłamał… - Odpowiedział

W tym momencie rzuciłam mu się w ramiona. Chwilę potem i on mnie przytulił. Czułam się taka szczęśliwa…W życiu nie podejrzewałam, że ktoś jeszcze mógł mnie pokochać…Parę minut później, kiedy emocje opadły, Elektronik wyszedł, a ja postanowiłam pójść sobie do Sektora T gdyż szczerze – nigdy tam nie byłam. Wyszłam więc z pokoju i udałam się do windy. Kiedy zaś do niej weszłam, po chwili wszedł do niej również Alojzy Bąbel. Gdy zaś winda ruszyła, powiedział on:

- Cześć. Gdzie jedziesz?

- Do Sektora T. A ty? – Odpowiedziałam

- Do Sektora S. – Odparł

Po tych słowach, na chwilę nastała cisza. Jednak, po jakimś czasie, ja powiedziałam:

- Ale tu nudno…Weź opowiedz jakąś ciekawą historię.

- Prawdziwą, nieprawdziwą? – Zapytał

- Jakąkolwiek. – Odrzekłam

- Dobrze. Po tej historii twoim zadaniem będzie odgadnąć czy była ona prawdziwa czy fałszywa. Imiona zmienię na V, X, Z, W i Y. Jako iż historia działa się na dworze pewnej chińskiej dynastii – ją oznaczę literą Q. – Odparł, po czym zaczął opowiadać.

Historia była o trzech mnichach, którzy przebywali na dworze pewnej chińskiej dynastii. Było to w czasach, kiedy umierał przedostatni władca z tego właśnie rodu. W pewnym momencie zaś, kazał wszystkim zebranym opuścić komnatę. Gdy zaś to nastąpiło, V, X i Y zaczęli podglądać przez wizjer co działo się w środku. Okazało się, że władca przekazał W Szmaragdową Szkatułkę ze skarbem przybyszy z kosmosu. Z zaś, miał być uczniem W. V, X i Y zapragnęli posiąść Szkatułkę i zaczęli do tego dążyć.
Po zakończeniu tej opowieści, ja powiedziałam:

- Całkiem ciekawa historia. Na moją ocenę jest ona nieprawdziwa.

- I tu się mylisz. Jest ona prawdziwa. Oznaczenia imion wyglądają tak:
• V – Wielki Elektronik
• X – Ja
• Y – Golarz Filip
• W – Doktor Paj-Chi-Wo.
• Z – Nasz wróg czyli Pan Kleks.
Q zaś, to oznaczenie dynastii Ming. – Odpowiedział

- Chwila, chwila…Ale przecież dynastia Ming panowała w Chinach wieki temu! Ty też jesteś nieśmiertelny?! – Krzyknęłam

- Z tego taki wniosek. – Odparł

- Ten świat jeszcze nie raz mnie zdziwi… - Powiedziałam

Po tej rozmowie, pogadaliśmy jeszcze na różne tematy. Gdy zaś winda dojechała do Sektora S, pożegnałam się z Alojzym, po czym on wyszedł, a ja zjechałam jeszcze sektor niżej. Kiedy zaś byłam w Sektorze T, weszłam tam. Po znalezieniu się w środku, ujrzałam zbiór robotów. Były to, z tego co widziałam, modele odrzucone przez Wielkiego Elektronika. Był nawet jeden, z o 0,1 MILIMETRA krzywym działkiem laserowym (nie liczyłam, każdy z robotów miał koło siebie tabliczkę z napisem, dlaczego został niezaakceptowany). Skąd Elektronik wiedział, jak krzywe było to działko? On ma miarkę w oczach, czy co? Sektor miał jeszcze jedno pomieszczenie. Kiedy tam weszłam, ujrzałam zbiór robotów ustawionych w rzędzie. Obok nich były tabliczki z numerem generacji. Podejrzewałam, że była to historia Wielkiego Elektronika przedstawiona za pomocą maszyn. A robot pierwszej generacji był cholernie krzywy. A tymczasem Elektronik akceptuje tylko to, co ma krzywiznę 0,0 milimetra. Czyżby zapomniał o tym, że nie od początku był idealny? Mimo wszystko, po chwili wyszłam z sektora do windy i udałam się do Sektora A. Gdy tam byłam (po pół godziny) udałam się do mego pokoju. Moje dalsze życie było normalne, aż do momentu formowania się nowego imperium…

niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział XIX – Babcia Ramoninth radzi: Bądźcie ateistami.

Przez wiele dni wszystko było normalne. Normalnie żyłam sobie w bazie Wielkiego Elektronika oraz wykonywałam codzienne czynności. Praktycznie przebywałam tylko w Sektorze A i C, gdyż nie wiedziałam, co było w innych sektorach. Postanowiłam się tego dowiedzieć. Aż pewnego dnia, przypadkowo się o tym dowiedziałam…


Otóż, któregoś dnia, jak zwykle włączyłam mój komputer. Kiedy zaś zaczęłam go przeglądać, ujrzałam tam plik o nazwie „Sektory.txt”. Od razu, z ciekawości otworzyłam go. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam spis wszystkich sektorów w bazie oraz opis do czego służyły. Było tam napisane:

• Sektor A – Pomieszczenia mieszkalne.
• Sektor B – Laboratoria do testowania broni.
• Sektor C – Pomieszczenia kontrolne bazy i linie produkcyjne.
• Sektor D – Naprawy uszkodzonych sprzętów.
• Sektor E – Laboratorium do eksperymentów fizycznych.
• Sektor F – Laboratoria do tworzenia broni i maszyn najnowszej generacji.
• Sektor G – Laboratorium do testów nad technologią pozwalającą na przenoszenie ludzi do świata wirtualnego.
• Sektor H – Hale produkcyjne, służące do tworzenia małych elementów różnych maszyn, których nie są w stanie stworzyć maszyny z linii produkcyjnych.
• Sektor I – Sektor dla informatyków, w którym to zajmują się różnymi problemami z komputerami.
• Sektor J – Laboratoria do testów materiałów wybuchowych.
• Sektor K – Komory kriogeniczne.
• Sektor L – Laboratoria
• Sektor M – Laboratoria do eksperymentów chemicznych.
• Sektor N – Sektor przeznaczony do produkcji noktowizorów najnowszej generacji.
• Sektor O – Sektor do eksperymentów na materiałach nie niebezpiecznych.
• Sektor P – Laboratoria do eksperymentów nad broniami dezintegrującymi.
• Sektor Q – Laboratoria do eksperymentów nad czasem.
• Sektor R – Portale w różne miejsca, wymiary, lata i epoki historyczne.
• Sektor S – Laboratoria do eksperymentów nad technologią transferującą do postaci hologramu.
• Sektor T – Składowiska robotów.
• Sektor U – Miejsce z głównym komputerem sterującym bazą.
• Sektor V – Testowanie technologii zbrojeniowej.
• Sektor W – Sektor prywatny Wielkiego Elektronika. Bez pozwolenia nie wchodzić.
• Sektor X – Eksperymenty nad materiałami niebezpiecznymi.
• Sektor Y – Szpital
• Sektor Z – Magazyn "

Po przeczytaniu tego, zaczęłam myśleć:

„Zajebista jest ta baza. Ma tyle różnych ciekawych sektorów, choćby ten z portalami. Niezły jest ten Wielki Elektronik, skoro wynalazł już technologię do kontroli nad CZASEM i PORTALE. Inteligentny to on musi być i to CHOLERNIE. Kim on w takim razie jest? Pewnie zamiast mózgu ma komputer w głowie.”

Jednak, po rozmyślaniach, postanowiłam pójść do Sektora R i przeteleportować się do początków świata aby zobaczyć, z jaką wiarą należy się utożsamiać lub po prostu czy warto być ateistą. Lecz, najpierw postanowiłam przebrać się z sukienki, którą miałam już chuj wie ile lat na sobie. Wyłączyłam więc komputer i zajrzałam do szafy, która była w moim pokoju. Po zrobieniu tego, ujrzałam sporo takich samych strojów. Białe i czarne uniformy. Postanowiłam wziąć jeden z białych. Kiedy zaś go wzięłam, ujrzałam, że był on uniformem w postaci bluzki i spodni połączonych razem. Po bokach i na rękach oraz nogach miał żółte pasy. Od razu przebrałam się w niego, a sukienkę wrzuciłam do szafy. Uniform nie był obcisły ani nie był jakiś bardzo luźny. Był w miarę normalny. Następnie, przewiązałam sobie w pasie płaszcz Breena, który zawsze nosiłam przy sobie zawsze i wszędzie. Po tym, jako iż pod szafą stały białe i czarne buty na średnim obcasie, zdjęłam te, które miałam i założyłam białe, a żeby pasowały, i udałam się do windy. Po znalezieniu się tam, ujrzałam, że akurat do windy wszedł też sam Wielki Elektronik, co znaczyło, że akurat również był w Sektorze A. Gdy winda ruszyła, rzekł on:

- Ładnie wyglądasz.

W tym momencie, zaśmiałam się i powiedziałam:

- Dzięki za komplement. Tak w ogóle, to gdzie jedziesz?

- Do Sektora W. A ty? – Odparł

- Do Sektora R. – Odpowiedziałam 

Po tej rozmowie, na chwile nastała cisza, gdyż nie wiedzieliśmy, o czym mieliśmy rozmawiać. Parę minut potem, kiedy przejeżdżaliśmy obok Sektora E, rzekł on:

- Tak w ogóle, to wiesz, że z tym twoim sztucznym okiem i w białym ubraniu wyglądasz jak GLaDOS w wersji ludzkiej?

- Jak uroczo. Tak w ogóle, też znasz grę Portal? – Odpowiedziałam

- Tja. Kto by nie znał. – Odparł

Później, pogadaliśmy ze sobą jeszcze na różne tematy. Gdy zaś winda dojechała do Sektora R, pożegnałam się z nim i weszłam do środka. Po znalezieniu się tam, ujrzałam, że w środku było pusto. Podeszłam więc do jednego z portali i w panelu, w którym trzeba było wpisać, gdzie chce się przenieść, wpisałam: „Do momentu powstania Wszechświata.” I zatwierdziłam, a następnie wskoczyłam w przejście. Parę minut później, ujrzałam ciemność, a przed sobą szklaną podłogę. Od razu wyszłam na nią W tym momencie okazało się, że byłam w szklanym pomieszczeniu, które otaczało też portal i w chwili obecnej zwisało w bezkresnej pustce. Gdy zaś spojrzałam na mój zegarek na rękę, ujrzałam napis:

„00:00:00
00.00.00”

Co znaczyło, że jeszcze nawet czas nie istniał. Parę minut później, ujrzałam eksplozję. Trwała jakiś ułamek sekundy. Następnie zaczęłam zauważać początek wszystkiego. Czyli Wszechświat powstał poprzez Wielki Wybuch. Ateiści: 1, Chrześcijanie: 0. Gdy zaś spojrzałam na zegarek, ujrzałam napis:

„00:01:01
01:01:01”

Co znaczyło, że wraz z Wielkim Wybuchem powstał i czas. Posiedziałam tam do momentu, w którym zaczęła formować się Ziemia. Następnie zaś, wskoczyłam w portal. Chwilę potem, wyrzucił mnie on do Sektora R, w bazie Wielkiego Elektronika. Serio. Jednak wyrzucił mnie tak, że wyskoczyłam na nogi. Kiedy to nastąpiło, ujrzałam, że do Sektora wszedł również Alojzy Bąbel. Widząc mnie, powiedział:

- Gdzieś ty się podziewała? Nie było cię dwa tygodnie!

W tym momencie spojrzałam na zegarek. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam napis:

„19:20
12.05.2020”

- Byłam zobaczyć, jak powstał Wszechświat. Myślałam, że nie było mnie parę godzin. – Odpowiedziałam

- Teraz lepiej pójdź do Wielkiego Elektronika. Jest naprawdę zaniepokojony twoją nieobecnością. Myślał, że utknęłaś w portalu i już nigdy nie wrócisz. – Odparł

- A gdzie on teraz jest? – Zapytałam

- W Sektorze C. Nie wiem co obecnie robi, bo jak tam ostatni raz byłem, to okazało się, że znów zasnął przed komputerem. Może już się obudził. – Odrzekł

Po tej rozmowie, weszłam do windy i ruszyłam do Sektora C. Kiedy tam dojechałam, wyszłam z windy i poszłam do głównego pomieszczenia. Po wejściu tam, ujrzałam, że Wielki Elektronik już nie spał, a przeglądał Internet. Najprawdopodobniej nie zorientował się, że ktoś wszedł. W sumie nie dziwne. Drzwi były całkiem ciche. Podeszłam więc do niego i spytałam:

- Co robisz?

W tym momencie, odwrócił się on na krześle obrotowym. Kiedy mnie zobaczył, wstał i powiedział:

- Ramoninth?! Gdzieś ty była?! Ja się o ciebie tak martwiłem!

Po czym, pierwszy raz odkąd się znaliśmy, przytulił mnie do siebie. Pierwszy raz. Nie wiedziałam, że mógł okazywać swoje uczucia w również TAKI sposób. Mimo wszystko, ja również się do niego przytuliłam. Parę minut później, kiedy emocje opadły, spytał:

- Więc gdzie byłaś? Myślałem, że utknęłaś w portalu, bo w końcu szłaś do Sektora R czyli tam, gdzie są portale.

- Poszłam tam aby przeteleportować się do początku Wszechświata i zobaczyć jak to wszystko powstało. Myślałam, że nie było mnie parę godzin, a nie dwa tygodnie. – Odpowiedziałam

- Taaa…Typowa ludzka ciekawość. Też kiedyś się przeteleportowałem do początków istnienia. Ale nigdy więcej mi tego nie rób. Naprawdę przez te dwa tygodnie żyłem w strachu, że coś ci się stało. – Odparł

Po tej rozmowie, Elektronik wrócił do przeglądania Internetu, a ja udałam się do Sektora A. Od teraz, moje życie wyglądało normalnie. Aż do momentu wielkiej zmiany w moim życiu…

sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział XVIII – Nowe logo i nowy sektor.

Kiedy zaś wróciłam do mego pokoju w Sektorze A, wzięłam kartkę papieru, ołówek i kredki, a następnie zaczęłam myśleć nad tym, jakie logo stworzyć aby spodobało się Wielkiemu Elektronikowi. Siedziałam nad tą kartką papieru jakąś godzinę. Miałam pustkę w głowie. Nie wiedziałam, jakie logo mogłoby mieć nasze przyszłe imperium. Aż w końcu, po godzinie, wpadłam na genialny, ale zarazem i banalny pomysł. Nie wierzyłam, że mógłby być taki prosty, ale jednocześnie wymyślenie go zajęłoby mi tyle czasu. Zaczęłam więc rysować.


Narysowałam czarną kredką romb. Jego środek pokolorowałam na żółto, gdyż czarny z żółtym wygląda najładniej (zaraz po zielonym i czerwonym). Następnie, od jednego z górnych boków rombu pociągnęłam dwie, niedługie kreski. Narysowałam je tak aby dało się je pokolorować, a następnie zamalowałam je na czarno. Przy dwóch dolnych bokach rombu narysowałam tak samo jak kreski literę „V” i pomalowałam ją na czarno. To V i dwie kreski miały być inicjałami od nazwy „Wielki Elektronik”, jednak nie wiedziałam jak wpisać „W” w romb, więc wpisałam V.


Wydawało mnie się, że Wielkiemu Elektronikowi się spodoba. Bo mało kto za pierwszym razem wiedziałby o co chodziło w tym logu. Od razu wzięłam więc kartkę i wyszłam z pokoju, a następnie udałam się do windy i nacisnęłam przycisk aby przyjechała. Jednak, przypomniałam sobie, że przecież winda została zniszczona. Kiedy chciałam już zejść do Sektora C, gdzie Wielki Elektronik spędzał większą część dnia, po schodach, ujrzałam, że winda przyjechała. Elektronik był cholernie szybki jeśli chodziło o naprawy. Po chwili zaś, ujrzałam, że do windy, do której wsiadłam, wszedł też zaufany sługa mego towarzysza, czyli płk. Alojzy Bąbel (no, ale nazwisko to mógłby sobie zmienić). Chwilę później, kiedy winda ruszyła, Alojzy powiedział:

- Cześć. Gdzie jedziesz?

- Do Sektora C. A ty? – Odpowiedziałam

- Do Sektora V. W ogóle to co to za kartka, którą trzymasz? – Odparł

- Pierwsza wersja loga dla przyszłego imperium, o które zaprojektowanie prosił mnie Wielki Elektronik. – Rzekłam

- O. A jak to logo wygląda? – Spytał, wyraźnie zaciekawiony.

W tym momencie pokazałam mu kartkę. Kiedy zaś to zrobiłam, Alojzy powiedział:

- Dziwne i takie trochę tajemnicze jest to logo.

- To świetnie wiedzieć, że moja koncepcja się udała. – Powiedziałam

- W ogóle, to co ono znaczy? – Zapytał

- Te dwie kreski i „V” u dołu mają być inicjałami od „Wielki Elektronik”. Jako iż nie wiedziałam, jak wpisać „W” w romb, jest „V”. A kolory są takie, bo najlepiej pasują. – Odparłam

- Ciekawe, czy Elektronikowi się spodoba, bo dla mnie jest takie proste, ale jednocześnie ładne, estetyczne i tajemnicze. A Wielki Elektronik lubi estetykę. – Powiedział

Po tej rozmowie, w oczekiwaniu na dojazd do Sektora C, do którego miałam wejść, rozmawialiśmy jeszcze na różne tematy. Jednak, kiedy winda dojechała do celu mej podróży, pożegnałam się z Alojzym i weszłam do sektora, a następnie udałam się do głównego pomieszczenia. Parę minut potem, kiedy tam doszłam, ujrzałam Wielkiego Elektronika, który siedział przed jakimś monitorem, na którym widoczne było wnętrze głównego pomieszczenia Sektora X. Najwidoczniej starał się nadal walczyć z neurotoksyną. Ewidentnie nie dawał za wygraną i za to uparte dążenie do celu go podziwiałam. Chwilę później, podeszłam bliżej i spytałam:

- Co robisz?

W tym momencie odwrócił się on na krześle obrotowym. Widząc mnie, odpowiedział:

- O, Ramoninth. A właśnie staram się na odległość walczyć z neurotoksyną w Sektorze X. Jednak, jak widać, bez skutku.

- To chyba był twój ulubiony sektor. – Rzekłam

- Taa…Tak było. Lubiłem tam przebywać do czasu incydentu z neurotoksyną. W ogóle to co cię do mnie sprowadza? – Odparł

- Już zaprojektowałam logo dla nowego imperium. – Powiedziałam

- Wiedziałem, że na tobie można polegać. W ogóle to pokaż mi je. – Powiedział

Po tej rozmowie, pokazałam mu kartkę papieru, na której było narysowane logo. Kiedy to zrobiłam, Wielki Elektronik zaczął się jej przyglądać. Widziałam, że robił to z zaciekawieniem. Czyżby podobała mu się moja koncepcja? Chwilę potem, rzekł:

- No, no…Ładne. Tylko co znaczą te litery w rombie?

- Te dwie kreski i litera „V” u dołu rombu mają być inicjałami od tego, jak się zwiesz, czyli od „Wielkiego Elektronika”. Jako iż nie dało się wpisać „W” w romb – jest „V”. Bo w końcu imperium będzie w większej części twoje. – Odpowiedziałam

W tym momencie, zobaczyłam, że Wielki Elektronik, pierwszy raz odkąd się poznaliśmy, uśmiechnął się. Nigdy nie widziałam, jak się uśmiechał. Zwykle był neutralny w stosunku do otoczenia. Nie okazywał swoich emocji. No, chyba, że złość. To okazywał. Ale praktycznie nie miał powodów aby na któregoś z nas się denerwować. Chwilę potem, położył mi rękę na ramieniu i powiedział:

- Więc mamy już nowe logo. Podoba mnie się to, które zaprojektowałaś.

Po tej rozmowie, oboje wróciliśmy do swoich zajęć. Ja wyszłam z głównego pomieszczenia i z samego Sektora C, a Wielki Elektronik wrócił do walki z neurotoksyną…


Kiedy zaś ja weszłam do windy (gdy przyjechała), ujrzałam, że tą samą windą jechał również Alojzy Bąbel. Nieźle się dziś składało, że w tym samym czasie byliśmy w tym samym miejscu. Kiedy zaś winda ruszyła, on rzekł:

- I jak logo?

- Spodobało mu się. Nie spodziewałam się tego, szczególnie po nim. – Odpowiedziałam

- Jesteś chyba pierwszą osobą w tej bazie, która zrobiła coś, co za pierwszym razem spodobało się Wielkiemu Elektronikowi. – Odparł

- Aż tak? – Zapytałam

- Tjaa…On ma strasznie wygórowane wymagania. Nawet jeśli coś będzie krzywo o 1 MILIMETR to to odrzuci. Np. Odrzucił drugi projekt robotów, bo działka laserowe były o 2 milimetry za krzywo. Dla niego wszystko ma być równe w 100% i estetyczne. Jeśli nie jest się do niego przyzwyczajonym, to ciężko się z nim żyje. – Rzekł

Ech…Typowa osoba z umysłem ścisłym. W sumie też zawsze chciałam aby wszystko było równe, ale nie AŻ TAK! Chwilę potem, rzekłam:

- Typowy człowiek z umysłem ścisłym.

- On jednak jest specyficznym człowiekiem. Wszyscy w tej bazie są ścisłowcami, ale on to ma jakiegoś pierdolca na punkcie równości i estetyki. – Powiedział

- Ech…A w ogóle to może wiesz, czemu on ma srebrną skórę, a nie normalną? – Zapytałam

No, bo ciekawiło mnie to. Nikt normalny nie miałby skóry o takim kolorze. Chwilę potem Alojzy odrzekł:

- Właśnie tego nikt nie wie. Chyba nawet on sam. Czasem zastanawiam się, czy nie jest z innej planety, szczególnie, że on żyje już ponad tysiąc lat. Jednak, po incydencie w Sektorze X, dochodzę do wniosku, że jednak jest człowiekiem. 

- CO KURWA?! PONAD TYSIĄC LAT?! To z kim my się zadajemy?! – Krzyknęłam

- A ja wiem? Tego się chyba nigdy nie dowiemy. – Powiedział

Ten świat jeszcze nie raz mnie zdziwi. Chwilę potem, kiedy dojechaliśmy do Sektora A, oboje wyszliśmy z windy, po czym rozeszliśmy się w swoje strony. Gdy zaś byłam w pokoju, wzięłam jedną z książek, które miałam na półce i zaczęłam czytać…


Jednak, w pewnym momencie, usłyszałam dźwięk wiertarki dochodzącej z windy. Od razu zdziwiłam się. Nowy sektor został zbudowany i przycisk ktoś montował, czy co? Wstałam więc i wyszłam z pokoju. Kiedy to zrobiłam i doszłam do windy, ujrzałam, że została najprawdopodobniej zatrzymana, gdyż drzwi były otwarte. W środku widziałam Wielkiego Elektronika, który najprawdopodobniej montował okablowanie nowego przycisku.


Podeszłam więc bliżej i spytałam:

- Co robisz? Windę naprawiasz?

W tym momencie, odwrócił się on i, widząc mnie, rzekł:

- O, Ramoninth. Nie robię nic ciekawego. Montuję tylko przycisk do Sektora X.

- NA CHOLERĘ? Przecież podobno tam nadal jest neurotoksyna. – Spytałam zdziwiona.

- Właśnie w tym rzecz, że już nie. W końcu, po trzech latach, udało mnie się jej pozbyć. Więc Sektor X może wrócić do stanu używalności. – Odpowiedział

- Zgaduję, że to twój sukces życiowy? – Zapytałam

- No, taki mniejszy sukces, ale sukces. – Odparł

Po tej rozmowie, ja wróciłam do swego pokoju, a Elektronik zaczął dalej montować przycisk. Od teraz, nasze życie dalej wyglądało normalnie. Aż do czasu wielkich zmian…

piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział XVII – Sprawy organizacyjne i chwila, o której mówił Breen.

Od tego czasu, życie moje i Wielkiego Elektronika codziennie wyglądało tak samo. Codziennie kontrolowaliśmy taśmy produkcyjne, aby wszystko szło zgodnie z początkowymi planami mego nowego towarzysza. Było tak codziennie. Poza tym, dowiedziałam się, że mam zakaz wchodzenia do Sektora X. Do wszystkich innych mogłam, tylko do tego nie. Dziwiło mnie to, jednak wiedziałam, że musiał on mieć jakieś powody, aby mi tego zakazać. Także dowiedziałam się, że w tej bazie byli też inni ludzie (Sektor L był nimi najbardziej przepełniony), najprawdopodobniej podwładni Wielkiego Elektronika. Oprócz tego, rozważaliśmy, jak nazwiemy nasze przyszłe imperium. Jako, iż nie mogliśmy wymyślić żadnej tajemniczej i ciekawej nazwy, postanowiliśmy, że będzie się ono zwało po prostu Imperium. Lecz, któryś dzień, przyniósł nowe, nieoczekiwane zdarzenie…


Otóż, jednego dnia, tak trzy miesiące od momentu, w którym tam się znalazłam, kiedy siedziałam w pomieszczeniu, które przeznaczone było dla mnie, w pewnym momencie, usłyszałam w słuchawce intercomu, który mieliśmy ja i Wielki Elektronik, aby łatwiej kontaktować się na odległość, że Elektronik mówił:

- Ramoninth, chodź tu na chwilę.

- Tu, to znaczy gdzie? – Spytałam

No, co? Nie sprecyzował, gdzie miałam się stawić, więc skąd miałam wiedzieć? Szczególnie, że baza składała się z mnóstwa pomieszczeń. Chwilę później, odpowiedział on:

- Do Sektora C, w którym to się poznaliśmy.

- Już idę. – Odpowiedziałam, po czym wstałam i wyszłam.

Udałam się do windy. Mimo, iż sektor, w którym miałam się stawić był parę kilometrów w głąb ziemi (mój pokój był w Sektorze A), nie chciało mnie się iść schodami. Weszłam, więc do windy, nacisnęłam przycisk „Sektor C” i gdy winda ruszyła, zaczęłam czekać aż dojedzie do miejsca przeznaczenia…


Jednak, w pewnym momencie, kiedy winda przejeżdżała obok Sektora B, poczułam, że zatrzymała się. Zdziwiłam się, gdyż do miejsca, do którego jechałam, był jeszcze kilometr. Kilka sekund później, zaczęła ona gwałtownie spadać w dół. Bałam się. Nie chciałam zginąć. Lecz, w którejś chwili, postanowiłam uratować się za pomocą płaszcza Breena, który nadal miałam przy sobie. Odwiązałam, więc go, gdyż miałam go przewiązanego w pasie, rozłożyłam, chwyciłam za dwa końce i uniosłam ręce w górę. Chwilę potem, kiedy winda rozbiła się przed wejściem do Sektora C, (kiedy coś działo się z windą, automatycznie wysuwał się podest przy najbliższym sektorze, aby nie spadła ona kij wie gdzie), ja uniosłam się w górę, a następnie powoli opadłam na podłogę windy i nic sobie nie zrobiłam dzięki temu. Po znalezieniu się na dole, ponownie przewiązałam sobie płaszcz w pasie i wyszłam z windy, a następnie udałam się do głównego pomieszczenia sektora.


Jednak, w czasie drogi, ujrzałam idącego Wielkiego Elektronika. Kiedy zaś podszedł do mnie i powiedział:

- O, Ramoninth. Słyszałem huk dochodzący z szybu windy. Szedłem zobaczyć, co tam się stało.

- Winda runęła w dół kilometr przed Sektorem C i przed wejściem do niego się rozbiła. – Odpowiedziałam

- To w takim razie, jakim cudem ty nadal jesteś przytomna?! I jakim cudem żyjesz?! – Spytał ze zdziwieniem.

- Płaszcz Breena uratował mi życie. Użyłam go, jako prowizorycznego spadochronu i tym samym uchroniłam się od śmierci. – Odpowiedziałam

- Twoja zaleta #1: Spryt. – Odparł
W tym momencie zaśmiałam się i rzekłam:

- Dzięki za komplement.

Po tej rozmowie, oboje udaliśmy się do głównego pomieszczenia Sektora C. W czasie drogi, Elektronik objął mnie, (co mnie zdziwiło, bo nigdy tak nie robił) i rzekł:

- Wezwałem cię tu, gdyż musisz mi pomóc w jednej z, tzw. Spraw organizacyjnych. Bowiem od jakiegoś czasu zastanawiam się, jakie mogłoby być logo naszego przyszłego imperium. Wiesz, przyda się ono choćby po to, aby jakoś oznaczać bronie czy mundury moich ludzkich żołnierzy. Jednak nie mogę nic wymyślić, więc liczyłem na to, że ty na coś wpadniesz.

- Spróbuję coś wymyślić. – Odparłam

Po tych słowach, dalej szliśmy w kierunku głównego pomieszczenia, aby zobaczyć jak tam szło tworzenie robotów. W którymś momencie drogi, położyłam głowę na jego ramieniu (najprawdopodobniej mu to nie przeszkadzało), spojrzałam na niego i powiedziałam:

- Muszę się ciebie o coś spytać…

- Pytaj. Pytaj, o co chcesz. Może będę znał odpowiedź. – Odparł

- Powiesz mi, co się stało w Sektorze X, że nie mogę do niego wchodzić? I dlaczego w windzie przyciski kończyły się na Sektorze Z, jednak nigdzie nie było Sektora X? Przecież musisz mieć jakiś powód, dla którego odciąłeś ten sektor od świata. – Rzekłam

- Ech…No dobrze, opowiem ci o tym, ale to nie są miłe wspomnienia. Otóż, Sektor X służył do eksperymentów na materiałach niebezpiecznych, czyli np. rzeczach z promieniowaniem gamma. Któregoś dnia, eksperymentowałem tam z beczkami z neurotoksyną. Sprawdzałem ich wytrzymałość, kiedy zostawały poddawane różnym ciśnieniom. W którymś momencie, kiedy na chwilę je zostawiłem i poszedłem podnieś beczkę z oksygenem, gdyż przewróciła się, jedna z beczek z neurotoksyną pękła, do dziś nie wiem, z jakiego powodu, przez co pomieszczenie zaczął wypełniać śmiercionośny gaz., Kiedy się zorientowałem, chciałem stamtąd uciec, aby się nie udusić. Jednak, nie zdążyłem otworzyć drzwi, gdyż zemdlałem. Życie uratował mi, z tego, co się dowiedziałem, kiedy się obudziłem, mój zaufany sługa, płk. Alojzy Bąbel, którego miałaś już okazję poznać. Kiedy wróciłem do zdrowia, bo jednak zatrucie gazem było duże, odciąłem sektor od świata, zablokowałem przejście i wymontowałem przycisk z windy, aby nikt nie mógł się tam dostać. Obecnie funkcję Sektora X przejęła druga połowa Sektora V jednak po incydencie z neurotoksyną jestem już uważniejszy przy tego typu eksperymentach. A sam pechowy Sektor jest obecnie nadal skażony gazem. Staram się go na wszelkie sposoby pozbyć jednak nie daję rady. Nie wiem, co za cholerstwo sprzedali mi na tym czarnym rynku. Nie chcę, abyś tam chodziła, gdyż mogłoby ci się coś stać, a już cię polubiłem, więc nie chciałbym, aby coś ci się stało. – Opowiedział

- Ej, w tej swojej opowieści wspominałeś coś o oksygenie, Co to jest? – Spytałam

- Czysty tlen. Skrót w układzie okresowym pierwiastków to „O”. Też niebezpieczny dla ludzi. – Odpowiedział

- To tlen może być niebezpieczny? – Spytałam ze zdziwieniem.

- Nooo! Nie wiedziałaś o tym? – Odpowiedział

- Głupio mnie się teraz przyznać, ale nie… - Odparłam

- Czysty tlen jest niebezpieczny dla ludzi w dużych ilościach. My oddychamy mieszanką gazów, czyli azotem, tlenem, argonem i innymi pierwiastkami. Oxygen jest jak woda destylowana – w dużej ilości niebezpieczny. – Odparł

Po tej rozmowie, kiedy doszliśmy do głównego pomieszczenia Sektora C, pobyliśmy tam trochę, po czym ja wróciłam do mego pokoju w Sektorze A. Po znalezieniu się tam, usiadłam przy stole i zaczęłam rozmyślać jakie logo moglibyśmy dać do naszego przyszłego imperium…

środa, 6 stycznia 2016

Rozdział XVI – Nowe życie.

Bowiem od tego wszystko się zaczęło. Nie wiedziałam, ile czasu byłam nieprzytomna. Czy były to sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata, dekady, stulecia, tysiąclecia czy millenia. Jednak, kiedy się obudziłam, ujrzałam nad sobą jakiś czarny, metalowy sufit. Taki sam, jaki był w, nieistniejącej już, Cytadeli. Zdziwiło mnie to, gdyż w momencie, w którym straciłam przytomność byłam na dworze. Od razu podniosłam się więc. Po zrobieniu tego, ujrzałam, że leżałam na łóżku w jakimś czarno srebrnym pomieszczeniu. Było w nim dużo sprzętów elektronicznych, w tym taśm produkcyjnych otoczonych mechanicznymi ramionami, które tworzyły jakieś części, wyglądające jak elementy do robotów.


Po paru minutach, w czasie których rozglądałam się po miejscu, w którym byłam, usłyszałam otwierające się drzwi, a następnie ujrzałam jakiegoś mężczyznę. Jednak nie wyglądał on na normalnego człowieka. Widziałam, że jego skóra była koloru srebrnego. I tu nie żartuję. Naprawdę tak było. Oprócz tego, miał na sobie srebrne ubranie, wyglądające jak folia aluminiowa, którą owija się choćby kanapki do szkoły. Wiem, dziwne porównanie, ale z niczym innym ono mnie się nie kojarzyło. Okazało się, że najprawdopodobniej ten ktoś zauważył, że się obudziłam, gdyż podszedł do mnie i powiedział:

- O, nareszcie się obudziłaś. Dwa dni bycia nieprzytomnym to jednak długo.

Dwa dni? Pojebało go? Nie wierzyłam w to, że mogłam tyle czasu być nieprzytomna. Ale w sumie - byłam głodna i odwodniona, więc nie dziwne. Mniejsza. Kiedy to powiedział, ja rzekłam:

- Kim ty jesteś? I gdzie JA jestem?

- Mojego prawdziwego imienia i nazwiska nie podam, bo go nie lubię. Sam siebie nazywam Wielkim Elektronikiem. Obecnie jesteś w mojej bazie, w której tworzę roboty, za pomocą których zamierzam stworzyć imperium. Znalazłem cię na jednym z placów. Obok ciebie leżał również nieprzytomny jakiś mężczyzna. Podszedłem więc do was aby sprawdzić czy żyliście. Ten, który leżał obok ciebie był martwy, a ty żyłaś. Postanowiłem więc cię zabrać abyś tam tak nie leżała. – Odpowiedział

- Weeeź…Nie przypominaj mi teraz o tym, kto leżał obok mnie martwy…Cała przeszłość mnie się przez to przypomina… - Odparłam ze łzami w oczach.

- Aż tak? – Zapytał

- Tjaa…Znasz Kombinat? – Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Kombinat? A, tak. Coś kojarzę. Międzygalaktyczne imperium, które w siedem godzin podbiło całą Ziemię. Niewiele wiem, bo byłem w tym czasie poza tą planetą. – Odrzekł

- No. To ten, który leżał obok mnie, to był dr. Wallace Breen. Za czasów Kombinatu – Administrator Ziemi, ALE nie założyciel Kombinatu. Wierz lub nie – założycielką byłam JA. Tak, ja. Stworzenie Kombinatu zajęło mi 12 LAT. A później już nim władałam. Nikt nie odważył się mnie sprzeciwić, bo jak się sprzeciwił to zależnie od płci – albo, jeśli był mężczyzną, został zamieniany na Stalkera, czyli humanoida? W sumie to raczej tak, którzy pracowali w Cytadelach, czyli głównych symbolach dominacji mego imperium na danej planecie albo na Żołnierza Kombinatu, który po kres swych dni służył memu Imperium, albo, jeśli była kobietą, została zamieniana na Zabójczynię Kombinatu. Ech…A Kombinat rozpadł się przez przejęcie przez moich wrogów statku Borealis na Antarktydzie i użycie przeciw nam aparatury tam się znajdującej. Przeżyliśmy tylko my – ja i Breen. A teraz – no cóż. Jestem tylko ja. – Odpowiedziałam

Widziałam, że Wielki Elektronik słuchał tego ze zdziwieniem. Widać to było w jego oczach. Chwilę później, powiedział ze zdziwieniem w głosie:

- KOMBINAT BYŁ TWÓJ?!

- Tak. Że tak powiem, taka tam realizacja marzenia z dzieciństwa o własnym imperium. Przynajmniej życie miałam ciekawe. – Odpowiedziałam

- Eh…Jeszcze nie raz w moim życiu się zdziwię…Myślałem, że to imperium stworzyły jakieś istoty nie z tej planety, a nie zwykły człowiek. Tak w ogóle, to ty jesteś cyborgiem? – Spytał

- Co? Nie! Jeśli chodzi ci o moje sztuczne oko, to mam je dlatego, że po wybuchu reaktora ciemnej energii w Cytadeli, jako iż w czasie wybuchu byłam w jedynym portalu znajdującym się w tej budowli, spadłam w dół z samego szczytu przez co, po uderzeniu, jak dowiedziałam się po obudzeniu, wypadło mi oko. Żeby wyprzedzić twoje pytanie o to, kto je stworzył, powiem, że zrobił je Breen. – Odpowiedziałam

- Już myślałem, że mam do czynienia z nie-do-końca-prawdziwym człowiekiem. W ogóle, skoro już schodzimy na tematy imperiów i technologii – nie chciałabyś mi pomóc tworzyć mego mocarstwa, a potem w władaniu nim? – Zapytał

A co mi tam. Miałam już doświadczenie w budownictwie oraz rządzeniu więc mogłam mu pomóc. Nawet jakby, to nie miałam już co robić w życiu. Odpowiedziałam więc:

- Ok. W sumie i tak nie mam już nic do stracenia.

Po tej rozmowie, oboje zaczęliśmy tworzyć armię do stworzenia naszego nowego imperium…

Rozdział XV – Nawet śmierć nas nie rozłączy.

Bezpieczeństwo nie trwało długo, ponieważ któregoś dnia, kiedy ja i Breen się nudziliśmy, w pewnym momencie usłyszeliśmy krzyk żołnierza Kombinatu dochodzący zza wejścia. Od razu poderwaliśmy się na równe nogi i podeszliśmy do drzwi. Kiedy to zrobiliśmy, ujrzeliśmy, że nasz ochroniarz leżał martwy na ziemi. Widząc to, unieśliśmy wzrok aby zobaczyć kto go zastrzelił. Jednak, najgorsze było to, że nie ujrzeliśmy tego kogoś. Mimo wszystko, czuliśmy się zagrożeni. Postanowiliśmy, że udamy się w podróż po świecie. Taki koczowniczy tryb życia. Zaczęliśmy więc wałęsać się po świecie. Ukrywając się. Wszyscy jeszcze nas pamiętali i tylko nieliczni nie mieli do nas wątów. Najprawdopodobniej byli to jacyś dawni zwolennicy mego imperium, bo nikt z własnej woli nie udzieliłby nam schronienia. Chodziliśmy tak dwa lata.


Po tym czasie, Breen był bliski śmierci. Nie piliśmy od bardzo długiego czasu oraz od takiego samego odstępu czasowego nie jedliśmy. On był bardziej odwodniony, wygłodzony i wycieńczony ode mnie, bo gdy coś znajdowaliśmy zdatnego do jedzenia czy picia, oddawał to mi, gdyż, jak to mówił „Ja mogę umrzeć jednak chcę abyś ty żyła jak najdłużej.”. Usiedliśmy więc na jakimś pustym placu, gdzieś z boku. Wiedziałam, że mój ukochany umrze. Chciałam z nim być w jego ostatnich chwilach.


Gdy po około godzinie zauważyłam, że powoli gasło w nim życie, powiedziałam prawie zapłakanym głosem:

- Błagam…Nie zostawiaj mnie samej…Jak ja sobie bez ciebie poradzę…

W tym momencie, chwycił mnie za dłoń i rzekł słabym głosem:

- Kochanie…Może i umrę teraz tutaj, ale zawsze będę przy tobie jako dusza…Obiecuję…I wierzę w ciebie…Wierzę, że uda ci się przetrwać samej i, że jakoś ułożysz sobie dalsze życie…

Po chwili, po raz ostatni słabo uśmiechnął się do mnie i na zawsze zamknął oczy…


Widząc to, rozpłakałam się. Nie mogłam pogodzić się ze stratą pierwszej osoby, która mnie pokochała. Osoby, dla której byłam kimś. Po godzinie zaś, poczułam się obserwowana. Jednak, gdy się odwracałam, nikogo nie dostrzegałam. Podejrzewałam więc, że Breen spełnił swoją obietnicę. Mimo wszystko, postanowiłam zostać w tamtym miejscu, przy martwym Breenie. Nie chciałam go opuszczać…


Jednak, skutkowało to tym, że byłam coraz chudsza z głodu oraz słabsza z pragnienia. Mimo to, wolałam umrzeć razem z nim. Nie wiedziałam, co mogłam robić dalej w życiu. Moje imperium upadło, a wszyscy pamiętali mnie jako despotyczną władczynię, więc nikt nie dałby mi pracy ani nie sprzedałby mi mieszkania.


Lecz, po trzech miesiącach takiego siedzenia obok martwego ukochanego, zemdlałam z wycieńczenia. Myślałam, że umrę. Jednak, moja utrata przytomności przyczyniła się do czegoś innego. Do rozpoczęcia się nowego życia…


poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział XIV – To jest już koniec, nie ma już nic.

Dwa dni później, kiedy dolecieliśmy na Antarktydę, zaczęliśmy lecieć w kierunku statku Borealis. W czasie lotu, widziałam, że ten kontynent również był opanowany przez żołnierzy mojego, wtedy jeszcze istniejącego, imperium. Widoczne były tam patrolujące teren oddziały wojsk, Huntery oraz przemierzające niebo Combine Advisory. Po parunastu minutach, kiedy znaleźliśmy się nad celem, wylądowaliśmy na statku. Kiedy to zrobiliśmy, oboje wyszliśmy z pojazdu i ruszyliśmy do środka Borealis.


Zamierzaliśmy dojść do potężnej aparatury aby przejąć ją przed Gordonem Freemanem i Alyx Vance. Bo gdyby oni dobrali się do tego, co tam było, to moglibyśmy pożegnać się z Kombinatem. Szliśmy tam paręnaście minut przemierzając pomieszczenia z łóżkami, ze szkieletami oraz innymi tego typu rzeczami. Kiedy zaś doszliśmy do drzwi prowadzących do naszego drugiego celu i je otworzyliśmy, zamarliśmy…


Bowiem spóźniliśmy się. Byli tam już nasi wrogowie. Kiedy zaś usłyszeli otwierające się drzwi, odwrócili się. Widząc nas, Alyx powiedziała ze słyszalnym zdziwieniem w głosie:

- Ramoninth? Jakim cudem ty jeszcze żyjesz? Przecież widziałam jak spadałaś ze szczytu Cytadeli.

- Nie wiem, jakim cudem żyję, ale jak widać wszystko jest możliwe. – Odpowiedziałam

Jednak, po tych słowach, ja i Breen oraz Gordon i Alyx zaczęliśmy ze sobą walczyć o to, kto w 100% przejmie ten statek. Walczyliśmy długo. W pewnym momencie walki, miałam takie uczucie, jakby czas się zatrzymał. Nie wiedziałam, czy walczyliśmy minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata, dekady, stulecia, tysiąclecia czy millenia. Szala zwycięstwa przelewała się to na stronę moją i Breena, to na stronę Gordona i Alyx. Lecz, w pewnym momencie, ku mojemu nieszczęściu, wygrali oni. Bowiem zniszczyli nam bronie, z których korzystaliśmy. W tym momencie, czas ponownie ruszył, a oni podeszli do aparatury i otworzyli za jej pomocą ten sam portal, który widoczny był po wysadzeniu Cytadeli, po czym włączyli sprzęt znajdujący się na statku i wycelowali nim w portal. Przez to, energią broni zaczęli osłabiać wojska stacjonujące na innych planetach pod władaniem Kombinatu, przez co rdzenni mieszkańcy danych planet, z łatwością pokonywali ich i oswabadzali swoje planety. A ja i mój ukochany musieliśmy bezsilnie na to wszystko patrzeć. Mnie, mimo iż ukrywałam to, płakać się chciało. Kombinat to było moje największe dzieło życiowe. Naprawdę się nad nim mocno napracowałam, a tymczasem oni to w tak nieskomplikowany sposób niszczyli.


Ja wiem ile to trwało? Jakoś z dwa dni. Po tym czasie bowiem, najprawdopodobniej wszystkie podbite planety zostały oswobodzone lub po prostu moi żołnierze byli na tyle osłabieni, że mieszkańcy danych planet z łatwością sobie z nimi radzili, gdyż portal i aparatura zostały wyłączone. W tym momencie przyszedł czas na Ziemię. Gordon i Alyx bowiem, wyszli i zaczęli mordować mych żołnierzy.


My, nie chcąc być zgładzeni, postanowiliśmy uciec. Jako iż mieliśmy wolną drogę, postanowiliśmy z niej skorzystać. Więc, po wyjściu naszych wrogów, Breen chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy biec w kierunku wyjścia. Po dojściu do niego, wybiegliśmy i pobiegliśmy przed siebie. Biegliśmy z godzinę bez zatrzymywania się. Po tym czasie, zatrzymaliśmy się. Byliśmy wycieńczeni. Uciekaliśmy przez śnieg i to jeszcze w okropnym zimnie. Kilka sekund później, słychać było już tylko nasze szybkie oddechy. Po kolejnej godzinie, gdy już odpoczęliśmy, ruszyliśmy w dalszą ucieczkę, jednak już wolniejszą.


Lecz, po kolejnej godzinie postanowiliśmy zatrzymać się pod pobliską górą lodową. Podeszliśmy więc do niej i usiedliśmy koło niej. Ech…Kombinat już nie istniał. Nie mieliśmy gdzie wracać. Zostaliśmy tylko my – dawni władcy. Jednak, kiedy tak siedzieliśmy pod tą górą lodową, zaczęło mnie się robić zimno. Nie wzięłam ze sobą ciepłej kurtki, gdyż ślepo wierzyłam, że jednak uda nam się oszukać przeznaczenie i, że nie będę musiała wychodzić na zewnątrz. Parę minut później, zaczęłam trząść się z zimna i zgrzytać zębami. Czułam, że zamarznę. Lecz, kilka chwil potem, poczułam, że ktoś coś na mnie zakładał. Gdy spojrzałam w dół, ujrzałam, że miałam na sobie płaszcz Breena. Od razu odwróciłam się. Okazało się, że to Breen zdjął z siebie swój płaszcz i mnie nim okrył. Widząc to, rzekłam:

- A tobie nie będzie zimno bez tego płaszcza?

- Wolę zamarznąć niż pozwolić abyś cierpiała. – Odpowiedział

On był taki kochany…Tak o mnie dbał…Parę sekund później, przytuliłam się do niego. Po zrobieniu tego, poczułam, że objął on mnie. Jednak, w pewnym momencie, poczułam się senna. Zamknęłam więc oczy i usnęłam głębokim snem…


Gdy się obudziłam, ujrzałam, że siedziałam w jakimś zniszczonym od środka pomieszczeniu. Przede mną paliło się jakieś ognisko. Ja sama byłam przytulona do Breena. Po odwróceniu wzroku, ujrzałam, że mój ukochany spał. Był też jakiś taki trochę blady oraz okryty jakimś grubym kocem. Na początku przez głowę przeszła mi straszna myśl, że zamarzł. Lecz, w pewnym momencie, usłyszałam, że westchnął on przez sen, co znaczyło, że żył. Przed wejściem do miejsca, w którym się znajdowaliśmy, zobaczyłam stojącego na straży jednego z żołnierzy mego dawnego imperium. Najprawdopodobniej to on uratował nas z Antarktydy przed zamarznięciem. Mimo wszystko, ponownie przytuliłam się do Breena i zamknęłam oczy. Byłam jeszcze zmęczona całym dniem. I parę chwil później – zasnęłam…


Kiedy zaś na nowo się obudziłam, ujrzałam, że nadal byłam w tym samym miejscu co wcześniej. Chwilę później, kiedy puściłam Breena i odwróciłam się, ujrzałam, że nie spał on już. Gdy zauważył, że już nie spałam, rzekł:

- O, Ramoninth. Już się wyspałaś?

- Tak…W ogóle, to gdzie my jesteśmy? – Odpowiedziałam

W tym momencie, odpowiedział mi on oraz opowiedział jak się tu znaleźliśmy. Kiedy skończył, ja spytałam:

- To poza nami jeszcze przeżył ktoś z dawnego Kombinatu?

- Też się zdziwiłem, kiedy się o tym dowiedziałem. Myślałem, że ich wszystkich pozabijali. – Odpowiedział

Po tej rozmowie, na chwilę nastała cisza. Jednak, ja, w pewnym momencie powiedziałam:

– Breen…

- Tak? – Spytał

W tym momencie, zdjęłam jego płaszcz, który ciągle miałam na sobie, wyciągnęłam rękę, w której go trzymałam w jego kierunku i rzekłam:

- Dzięki za płaszcz, ale już wypada ci go oddać. Nie jesteśmy nadal na Antarktydzie.

- Zatrzymaj go sobie. Może kiedyś uratować ci życie, tak jak zrobił to na Antarktydzie. – Odparł

Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Mimo wszystko, rzekłam:

- Naprawdę? Dzięki.

- Nie ma za co, kochanie. Ja chcę dla ciebie jak najlepiej. – Powiedział

Po tych słowach, przewiązałam go sobie w pasie. Nie wiedziałam jednak, że ten płaszcz serio mógł mi kiedyś uratować życie…

Mimo to, od teraz, dalej siedzieliśmy w tym miejscu. Tam przynajmniej byliśmy bezpieczni przed rządnymi zemsty cywilami. Chronił nas bowiem przed tym ostatni, pozostały przy życiu żołnierz Kombinatu. Lecz, bezpieczeństwo nie trwało długo…


niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział XIII – Ostatnia nadzieja dla Kombinatu.

Od tego momentu, ja i Breen włóczyliśmy się po peryferiach oraz pobliskich terenach. Co począć – nie mieliśmy co ze sobą zrobić. Żołnierze Kombinatu porozrzucani byli po wszystkich terenach i praktycznie nie szło im już wydawać rozkazów. Byli w totalnej rozsypce. Ale nie dziwne. Było ich coraz mniej. Ja i Breen natomiast, chodziliśmy sobie co jakiś czas spoglądając na portal aby upewnić się czy nie został zamknięty. Było tak przez parę tygodni.


Po tym czasie bowiem, jednego dnia, kiedy oboje spojrzeliśmy w kierunku miejsca, gdzie niegdyś stała Cytadela, ujrzeliśmy brak portalu. Nie było go. Znaczyło to, że rebelianci doszli do White Forest Rocket Facility i wystrzelili rakietę, która odcięła nam przedostatnią deskę ratunku. Widząc to, Breen rzekł:

- Jasna cholera…

- Co my teraz zrobimy, gdy nie możemy już przywołać pomocy z innych planet opanowanych przez Kombinat? – Spytałam

- Została nam ostatnia deska ratunku. Borealis. Musimy naprawić twój statek kosmiczny i polecieć na Antarktydę. Jeśli uda nam się przejąć ten statek przed Gordonem Freemanem i Alyx Vance – wygramy. – Odpowiedział

Po tej rozmowie, jako iż w chwili obecnej byliśmy pod Kopalnią Zwycięstwa, ruszyliśmy w kierunku peryferii, na których się rozbiliśmy. Szliśmy tam parę minut. Kiedy tam się znaleźliśmy, otworzyliśmy bagażnik pojazdu i wyjęliśmy z niego skrzynie z narzędziami. Wiedziałam, że to był dobry pomysł aby je tam wozić. Następnie zaczęliśmy naprawiać nasz środek transportu. Zajęło nam to parę godzin.


Po skończeniu, odłożyliśmy narzędzia na miejsce. Następnie, Breen i ja wsiedliśmy do środka. Mój ukochany usiadł za sterami pojazdu a ja obok niego. Fakt, ja też umiałam prowadzić ten pojazd, no, bo w końcu był on mój, ale skoro Breen chciał nim kierować to mu w tym nie przeszkadzałam. Chwilę później zaś, oboje ruszyliśmy w dwudniową podróż na Antarktydę, gdzie mogły zaważyć się losy Kombinatu…