Od momentu, w
którym zniszczono Nova Prospekt oraz od chwili, w której Breen wyznał mi
miłość, przez długi czas nic się nie działo. Było tak jak zwykle. Wszystkie
informacje i polecenia żołnierzom i zabójczyniom, którzy przebywali w Cytadeli
oraz poza nią, a także Stalkerom wydawał system głosowy Cytadeli. Tylko ja
czasem wydawałam rozkazy, np. gdy uznałam to za konieczne lub gdy któryś z
żołnierzy, zabójców bądź kiedy sam Breen informowali mnie o jakimś złym dla
Kombinatu wydarzeniu. Było tak z, ja wiem, trzy tygodnie. Po tym czasie stało
się coś, co zaczęło komplikować nasze, a w tym moje życie…
Otóż, jednego
dnia, kiedy chodziłam znudzona po mojej komnacie, w pewnym momencie zaczął mnie
się przed oczami rozmazywać świat. Wierzcie mi lub nie, ale ja przed
prowadzeniem takiego życia jak teraz, potrafiłam widzieć przyszłość, ale nie
mogłam jej zmieniać. Wtedy o tym jeszcze nie wiedziałam, więc myślałam, że
mdlałam. Lecz, w którejś chwili, zaczęłam widzieć brutalną przyszłość mego
imperium. Porwanie Eliego Vance, który był współzałożycielem Ruchu Oporu aby
zamienić go na Stalkera, później dostarczenie do mnie także Gordona i Alyx,
którzy chcieli go uratować, w pewnym momencie błysk, moja szybka ucieczka w tym
czasie w kierunku portalu oraz reaktora ciemnej energii, dogonienie mnie przez
Gordona i Alyx, walka, zniszczenie reaktora przez nich, mój upadek z samego
szczytu Cytadeli w dół, obudzenie się w szpitalu Cytadeli, dowiedzenie się, że
trzeba wysadzić Rdzeń Cytadeli, aby otworzyć portal, żeby wezwać pomoc w
postaci innych żołnierzy, w pewnym momencie moje powrócenie do zdrowia,
ustabilizowanie rdzenia przez Gordona, ponowne zdestabilizowanie go, w
momencie, w którym dochodziło prawie do wybuchu, ucieczka moja, Breena i innych
poza miasto, wybuch Cytadeli, dogonienie nas przez falę uderzeniową po wybuchu,
rozbicie się naszego pojazdu, nasze wydostanie się stamtąd, ujrzenie, że portal
został utworzony, wędrowanie po peryferiach, w pewnym momencie zobaczenie, że
rakieta wysłana z White Forest zamknęła portal, naprawa pojazdu przez nas,
droga na Antarktydę do naszej ostatniej deski ratunku, spotkanie tam Gordona i
Alyx, ostateczna walka, wygrana ich, zniszczenie za pomocą stworzenia tego, co
było w projekcie mojego imperium, zabicie reszty ocalałych i ucieczka moja oraz
Breena czyli jedynych pozostałych przy życiu z upadłego właśnie Kombinatu.
Po zobaczeniu
tego, rozpłakałam się. Wiem, że to mogło być odebrane jako oznaka słabości, ale
po prostu wiedziałam, że nie mogłam zmienić przyszłości. Wiedziałam, że powoli
nadchodził koniec Kombinatu. Nadchodził koniec mej wieloletniej pracy. Parę
sekund później, zobaczyłam, że cała Cytadela zmieniła kolor na szary. Działo
się tak, gdy byłam smutna lub płakałam ze smutku. Lecz, chwilę później,
usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Od razu odwróciłam się. Kiedy to
zrobiłam, ujrzałam Wallace Breena, który widząc, że płakałam, podszedł do mnie
bliżej i spytał:
- Hej…Co ci
się stało? Dlaczego płaczesz?
- Powiem ci,
ale obiecaj, że nie powiesz tego nikomu…Ani ludziom, ani Kombinatowi… -
Odpowiedziałam zapłakanym głosem.
- Obiecuję –
Powiedział
- Na pewno nie
wiesz, ale…ale ja potrafię widzieć przyszłość…Jednak, nie umiem jej zmieniać…A
teraz widziałam bardzo smutną przyszłość… - Rzekłam
- Aż taka ta
przyszłość smutna? A jak ona wygląda? – Zapytał
- Popatrz na
ekrany, które otaczają mój fotel, a ją zobaczysz. – Odparłam, po czym zaczęłam
myśleć o tym, co zobaczyłam.
Kilka sekund
później, na ekranach zaczęły przewijać się obrazy pokazujące to, co widziałam w
wizji. Gdy po około pięciu minutach, skończyłam o niej myśleć, nastała cisza.
Po paru chwilach, rzekłam:
- Ja nie chcę
tego wszystkiego stracić…Kombinat to moje dzieło życiowe…Jednak wiem, że nie
zatrzymam tego, co będzie działo się niedługo…
Następnie
rzuciłam się mu z płaczem w ramiona. Parę sekund potem poczułam, że i on mnie
przytulił do siebie, a po chwili pierwszy raz w moim życiu, pocałował mnie. Po
chwili powiedział:
- Nie
płacz…Nawet jeśli to wszystko się rozsypie, to ja będę z tobą na zawsze…
Przynajmniej
on mi wtedy został…W jego objęciach czułam się tak bezpiecznie…Wiedziałam, że
on nigdy by mnie nie opuścił…
Parę minut
później, kiedy emocje opadły, puściłam Breena. Kilka chwil później, wyszedł on
do siebie, a ja usiadłam na mym fotelu, wzbiłam się trochę wyżej i zaczęłam
rozmyślać ze łzami w oczach o tym, co się niedługo wydarzy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujcie i obserwujcie szczerze. Chcę poznać prawdziwe opinie na temat tego, co tworzę. I pamiętajcie, że do gówna typu LBA nominacji nie przyjmuję. Usuwam je, choćbym była na drugim końcu Polski.