O mnie

Moje zdjęcie
-> Zofia Ziętek -> Studentka niestacjonarna dietetyki na SGGW. -> 24 lata. -> Kocham koty, koty to NadZwierzęta. -> Dumny wróg publiczny lewicowej części Pinteresta. -> Lubię wkurwiać lewicowe dzieci. -> Zardonic to Nadbóg, jego po prostu nie da się nie wielbić z czystym sumieniem. -> Moja wiocha to Kolonia Jurki a miasto Grójec i mam w piździe to, że nadal jestem zameldowana w Warszawie. -> Aktywna użytkowniczka Reddita. -> Jestem w wielu fandomach, jednak pięć podstawowych to Zealots, BL3NDERS, C&C, Gachowate gry i Half-Life. -> Lubię czytać wszędzie, ale nie w domu. Cholera wie czemu. -> Obecnie uczę się hiszpańskiego i rosyjskiego. -> Jestem nietolerancyjnym kartoflem i jestem z tego dumna. -> Mam niedojebaną matkę, która nie przeżyje dnia bez opierdolenia mnie o byle gówno. -> Nie chcę mieć chłopaka. Po prostu nie, nie chcę mieć w życiu żadnych nieobowiązkowych ograniczeń. -> W tym roku wreszcie znalazłam postać fikcyjną, z którą mogę się utożsamiać. ;"-) -> Lubię z ChatGPT korzystać, często mi pomaga. -> Yuri z Red Alert 2 jest seksi as fuck, change my mind. -> Kocham swoje życie, jest zajebiste.

Informacje

...

środa, 28 czerwca 2017

Rozdział LXI – Moment, w którym on nas zabija. A przynajmniej nieudolnie próbuje.

Kiedy winda zatrzymywała się, Wheatley powiedział:

- Założę się, że umieracie z ciekawości, co to za wielka niespodzianka. Jeszcze tylko DWA pomieszczenia.

- Mamy coraz mniej czasu. Chyba w następnym pomieszczeniu uda mi się nas stąd wyrwać. Rób, co mówi, jak gdyby nigdy nic. – Skomentowała GLaDOS.

Dla mnie to nie było niespodzianką, bo wiedziałam, że on zmierzał do zabicia nas. Poza tym, mógłby wreszcie się pozbyć tych BSOD-ów. Mimo wszystko, chwilę później, winda otworzyła się, a ja wyszłam w kierunku kolejnego pomieszczenia testowego.


Kiedy tam weszłam, owe pomieszczenie wyglądało na podejrzane. Nigdzie nie było miejsca na umieszczenie portali, a w samym pomieszczeniu była tylko katapulta, dyspozytor kostek, zapadnia, przycisk uruchamiający wyjście i one same. No i była też kostka, odbijająca się od katapulty będącej pośrodku pomieszczenia.


Jednak ja, nie miałam wyboru. Od razu weszłam na katapultę, jednak ona, zamiast wyrzucić mnie w przód, wyrzuciła mnie w bok, a fragment ściany obok mnie rozsunął się. Zaś Wheatley rzekł:

- NIESPODZIANKA! Zrobimy to TERAZ!

„Ale ja chciałabym jeszcze trochę pożyć.” – Pomyślałam

Chwilę potem, kiedy spadłam na kolejną katapultę, która wyrzuciła mnie w przód, GLaDOS rzekła:

- Oddajmy sprawiedliwość: jak na małego idiotę stworzonego wyłącznie po to, by wymyślać durne i niewykonalne plany, ta pułapka była całkiem nieźle zastawiona.

Faktycznie, bo ja również się tego nie spodziewałam, chociaż samo pomieszczenie testowe wyglądało na podejrzanie proste do wykonania. No, ale parę chwil potem, wpadłam w niebieską tubę, która leciała do przodu.

- Pewnie sama na to wpadłaś, ale już cię nie potrzebuję. Znalazłem tu takie dwa robociki, stworzone specjalnie do testów! – Odparł Wheatley.

- O nie. Znalazł inicjatywę testowania kooperacyjnego. To…taka jedna rzecz, którą wymyśliłam w ramach pozbywania się testów na ludziach, tuż przed twoją ucieczką. To nie było nic osobistego. Po prostu…sama rozumiesz. Przecież mnie zabiłaś. Więc ci się należało. – Skomentowała GLaDOS.

„W sumie, z tego co dowiedziałam się w dolnych częściach Aperture, coś wam z tym testowaniem na ludziach nie wychodziło. A poza tym, ile mam powtarzać, że maszyny NIE DA się zabić?” – Pomyślałam

Jednak, chwilę potem, gdy przelatywałam obok jakieś płyty wyglądającej na dużą katapultę, tuba wyłączyła się i zostałam gwałtownie odbita w przód.

- Aaaa! – Krzyknęła GLaDOS.

Kiedy zaś dolatywałyśmy do jakiegoś miejsca z ruchomymi panelami z kolcami, podestem i kilkoma ekranami, GLaDOS odparła:

- No cóż. To jest ta część, w której on nas zabija.

Gdy zaś wylądowałam na owym podeście, Wheatley rzekł:

- Hej hej! To jest ta część, w której cię zabijam. Genialny pomysł mi wpadł do głowy. Tak sobie siedziałem i zbijałem blachy do kupy, gdy sobie pomyślałem: „śmiercionośne to już jest, ale czegoś brakuje…” Czego? Mnóstwa ostrych części przyspawanych do tych płaskich kawałków. Oczywiście prace nadal trwają. Marzy mi się jeszcze, żeby przed zgnieceniem cię strzelały ogniem. Ale wszystko w swoim czasie.

„A spierdalaj. Widzę tam piękną ścianę zdatną do położenia portali. Jeszcze biały żel i spierdolę.” – Pomyślałam, po czym jeden z portali już dałam na tej ścianie.

O i chwilę potem moje prośby zostały spełnione i ujrzałam kapiący, BIAŁY żel. Od razu dałam tam drugi portal i po chwili żel był na podeście, na którym stałam. W tym momencie, od razu dałam pod siebie portal, ratując i siebie, i GLaDOS.

- Nie, nie, nie! Nie rób tego! Stój tam! Włącz maszynę włącz maszynę włącz maszynę… - Powiedział Wheatley.

Ja zaś, będąc po drugiej stronie, zauważyłam że panele zgniotły podest, na którym przed chwilą stałam. Zaś Wheatley rzekł:

- Gdzie się podziałaś? Wracaj! Wracaj!

„Spadaj” – Pomyślałam, a następnie ruszyłam w, z mojej perspektywy, lewą stronę.

- Nie nie, poważnie. Chodź. Wróć, proszę. – Mówił Wheatley.

„A spierdalaj. Nie jesteś dobry w przekonywaniu.” – Pomyślałam

Chwilę potem, drzwi które były na końcu metalowego balkoniku otworzyły się. Gdy się otwierały, Wheatley znów rzekł:

- Dobra, postanowiłem cię nie zabijać. Ale tylko jeśli wrócisz.

Kiepsko szło mu kłamanie, to trzeba było przyznać. Jednak ja, po przejściu przez drzwi i siatkę dematerializującą, szłam dalej, przy okazji wchodząc po schodach. Kiedy zaś po nich wchodziłam, Wheatley nadal nawijał:

- Mmm. Tak sobie tu wspominam stare, dobre czasy, gdy byliśmy przyjaciółmi. Starymi, dobrymi przyjaciółmi. Ja mówiłem „wracaj”, a ty wracałaś.

„Aż mnie się przypomniała wystawa rysunków w szkole podstawowej, do której kiedyś chodziłam. Ta, zrobiona przez dzieci z pierwszych klas podstawówki, której tytuł brzmiał „Mój przyjaciel robot.”*.” – Pomyślałam, idąc dalej.

Kiedy tak szłam, w pewnym momencie doszłam do końca metalowego podłoża, które było zniszczone. Po chwili rozejrzenia się, ujrzałam na samym dole fragment podłoża, zdatnego do umieszczenia portali, oraz fragment ściany nad sobą. Od razu umieściłam na nich portale i wskoczyłam w ten na dole. Dzięki temu, zostałam wyrzucona na oddalony balkonik. Dużo ich tu mieli, ale w sumie to wszystko było nad przepaściami, a po Aperture jakoś się trzeba było poruszać.


Jednak, kiedy leciałam w przód, Wheatley powiedział:

- Tak mi się rzuca w oczy, że nie wracasz.

„Ty to masz zapłon.” – Pomyślałam, idąc przed siebie i wychodząc przez jakieś drzwi.

Gdy zaś szłam przez długi, metalowy podest, Wheatley rzekł:

- O, mam pomysł!

W tym momencie, tak nagle, jakaś metalowa płyta z kolcami zgniotła część metalowego balkoniku. Nie spodziewałam się, dlatego aż odskoczyłam w tył.

- TAK, TAK! A MASZ TY! TO CIĘ ZAŁATW…a nie, nie. Dobrze, niech igrzyska się rozpoczną. – Zawołał Wheatley.

Boże, co za debil. A poza tym, niech nie udaje, że czytał „Igrzyska śmierci”. Mimo wszystko, jako iż obok mnie było dużo białej ściany, za pomocą portali przedostałam się do drzwi. Chwilę potem, przeszłam przez nie, a następnie przez drugie, które były na końcu niedługiego korytarza.


Gdy się otworzyły, zaczęłam iść przez dłuuugi korytarz. Kiedy szłam, Wheatley odparł:

- Czekaj, czekaj, czekaj…Już prawie…Ale nie przeszkadzaj sobie, uciekaj dalej.

Mógł nie mówić, to bym się nie spodziewała, że chciał mnie w jakiś sposób zabić. GLaDOS lepiej rozegrała próbę zabicia mnie w wielkim pomieszczeniu. Jednak, chwilę potem, ujrzałam jakąś przesuwającą się ścianę, która zniszczyła fragment balkoniku i zagrodziła mi drogę dalej. Z niej zaś, sypały się te ramiona ze światełkami. Ja jednak, na białej części przede mną umieściłam jeden portal, a drugi na jakimś białym sufitem za jakimiś kratami.

- Tak, owszem, to jest pułapka. Ale to jedyne przejście. Więc bierzmy się do roboty. – Skomentowała GLaDOS, gdy przeskakiwałam przez portale.

Wpadłam do jakiegoś pomieszczenia z dwoma rzędami rur, z których mogło coś wypaść i zamkniętymi drzwiami. Kiedy tam wskoczyłam, Wheatley zawołał:

- Ha! Pułapka!

I z rur wypadły wieżyczki. No, ale jedna nawet nie była rozpakowana, a inne były wadliwe. Kiedy zaś na chwilę się odwróciłam, ujrzałam na wielkim ekranie, który jest na początku każdego testu, cyfrę „75”. Jeżeli to był jakiś test, to zważywszy na wieżyczki, każdy mógł go przejść.

- Mordują cię? Chyba cię mordują, nie? Mordują bezgłośnie. Tak sądzę, gdyby ktoś pytał. – Spytał Wheatley.

„Ta…Normalnie umarłam na straszną śmierć…” – Pomyślałam ze znudzeniem.

Lecz, kiedy podeszłam do drzwi, te bez problemu się otworzyły. Widząc to, wyszłam przez nie i zeskoczyłam na niżej położony balkonik. Kiedy zeskakiwałam, ponownie odezwał się Wheatley:

- O, może wieżyczki nauczyły się dusić garotą. Tak, to by wyjaśniało takie bardzo ciche zabijanie…które tutaj słyszę.

„Czym? Co to jest „garota”?” – Pomyślałam

Postanowiłam to sprawdzić. Od razu, myślami, uruchomiłam w mym sztucznym oku Internet, Google i wpisałam to słowo. Okazało się, że był to żelazny kołnierz, którym kiedyś traciło się skazańców. Aaahaaa, nie wiem jak wieżyczki miałyby opanować takie coś, ale jak sobie to wyobraziłam, to śmiesznie to wyglądało.


Jednak, kiedy szłam w kierunku otwierających się drzwi, Wheatley znowu przemówił:

- Ha! Czyżby twoje nafaszerowane kulami zwłoki właśnie wyleciały z pokoju? 
Czyżby…a nie, to te badziewne wieżyczki były, nie? No tak…

Ten to miał wygadane, szczerze powiedziawszy. Nawet GLaDOS mniej mówiła. No, ale po chwili przeszłam przez siatkę dematerializującą i szłam dalej przed siebie. Kiedy zaś skręciłam w lewą stronę, Wheatley rzekł:

- No nieważne. Nadal trzymam wszystkie karty i wiesz co? Mam same karety! Od razu mówię – nigdy nie grałem w karty. Planowałem się nauczyć. Tak czy inaczej: nowe wieżyczki. Bynajmniej nie uszkodzone. As czwórek – najlepsze rozdanie, nie do pobicia. Chyba.

Zauważyłam też, że mechaniczne ramiona odsłoniły jakąś oddaloną ścianę po mojej prawej stronie. Za ową ścianą były wieżyczki, faktycznie działające i tuba. Od razu weszłam po schodach, które były niedaleko mnie i portalami oraz tubą strąciłam wieżyczki, po czym ruszyłam przed siebie, przy okazji wchodząc po jakichś schodach, przez co doszłam do zniszczonej części przejścia.


Widząc to, zawróciłam i przekierowałam tubę przed siebie, po czym wskoczyłam w nią. Kiedy leciałam w niej, Wheatley rzekł:

- A więc to tak. Sprytne, baaardzo sprytne.

„Danke” – Pomyślałam

- I LEKKOMYŚLNE! Nie masz stąd wyjścia. Jesteś zdana na moją łaskę. Której nie posiadam. Jesteś zdana na moje nic. Ściana wirujących ostrzy! Makiaweliczne!

„Pierdol się.” – Pomyślałam, zeskakując na podłogę, która była pode mną.

- Nnng! No proszę…Dobrze, świetnie. Nareszcie rywal godny mojego prężnego intelektu. – Odparł Wheatley, gdy szłam w kierunku siatki dematerializującej.

„Iks de, ty nie masz prężnego intelektu.” – Pomyślałam, przechodząc przez ową siatkę.

Znalazłam się w pomieszczeniu z otwartymi drzwiami i niebieską tubą. Widząc to, portalami przekierowałam tubę tak, aby przechodziła przez drzwi i wskoczyłam w nią. Kiedy tak leciałam, ujrzałam przesuwającą się u dołu metalową płytę z kolcami, a następnie usłyszałam Wheatley’a:

- Holmes kontra Moriarty. Arystoteles kontra najeżona kolcami płyta!

„Nie udawaj, że kiedykolwiek miałeś styczność z uniwersum Sherlocka Holmesa.” – Pomyślałam, gdy płyta podjechała do góry i zaczęła uderzać w ścianę.

Ja zaś, ujrzałam że w dole podjechała jakaś ściana. Jej fragment był biały, dlatego przekierowałam w dół tubę i spadłam do niej, unikając zgniecenia. Ale płyta też to zrobiła, a Wheatley rzekł:

- Proszę, nie ruszaj się.

Ja zaś, leciałam w przeciwnym kierunku, ale płyta za mną podążała, ciągle uderzając w ścianę.

- Dobra, przestań się ruszać. Oj. Prawie cię trafiłem, no prawie cię trafiłem! – Odparł Wheatley.

Jednak ja, chwilę potem, zeskoczyłam na niżej położoną podłogę, ratując się.

- Gdzie się podziałaś? Gdzie się podziałaś? Wracaj! Wracaj! – Spytał Wheatley, gdy szłam w kierunku jakichś drzwi.

Lecz, po chwili, przeszłam przez drzwi i siatkę dematerializującą, i ruszyłam przed siebie. No, ale już po chwili balkonik zniszczyła przewalająca się rura, z której wylał się niebieski żel.

- Dobrze słyszałem, że coś tam pękło? O, o, zabiło cię może? Oj, niesamowicie by było, gdyby cię zabiło. Halo? Oj, oj, o tak, tak! Właśnie mi coś do głowy przyszło. Zaraz wrócę. Jeśli jeszcze będzie żyć. Właśnie, nie umieraj, póki nie wrócę. – Odparł Wheatley.

Czemu wszystko tutaj chciało mnie zabić? Czy właśnie tak życie chciało się na mnie zemścić za to, kim byłam w przeszłości? No, ale nie mając wyboru, odbiłam się na żelu i przeskoczyłam na drugą stronę. Będąc tam, ruszyłam przed siebie i wchodząc po jakichś schodach ujrzałam promienie wieżyczek. Od razu, portalami, przedostałam się do pomieszczenia z nimi, stanęłam na przycisku i zlikwidowałam je kapiącym, niebieskim żelem. Po pozbyciu się ich, dostałam się portalami na katapultę i wróciłam na metalowy balkonik, po czym ruszyłam przed siebie.


Chwilę potem, dotarłam do jakichś drzwi, które otworzyły się i, po przejściu przez nie i siatkę dematerializującą, przeszłam niedługi korytarz i przekroczyłam drugie drzwi. Kiedy szłam w kierunku siatki dematerializujące, o mój Boże, odezwała się GLaDOS:

- Zmiażdżenie jest dla niego za dobre. Najpierw spędzi rok w spalarni. Potem drugi rok na chłodzeniu kriogenicznym. Potem dziesięć lat w specjalnie stworzonej przeze mnie komorze, w której wszystkie roboty na ciebie wrzeszczą. I dopiero wtedy go zabiję.

„Dobry plan! Ale nie, na serio, dobry plan.” – Pomyślałam, przechodząc przez siatkę dematerializującą.

Tam, ujrzałam rurę za szybą, w której krążyły jakieś cosie z czerwoną diodą, przycisk i rurę z białym żelem za mną. Od razu, nacisnęłam ten przycisk. To spowodowało, że rura za szybą odwróciła się w kierunku podłogi i zaczęły z niej wypadać te cosie, które okazały się być bombami, gdyż po dotknięciu podłogi wybuchały.


Od razu, jeden portal umieściłam pod bombami, znajdując lukę w jednej, nieco potłuczonej szybie, a drugi na białej ścianie nade mną. Dzięki temu, bomba uderzyła w rurę z żelem, niszcząc ją i dzięki temu żel rozlał się po podłodze. Widząc to, jeden portal umieściłam na ścianie za szybą, a drugi pod sobą, przedostałam się tam i wyszłam przez jakieś drzwi, które tam były. Kiedy tak szłam przed siebie, w pewnym momencie dotarłam do jakieś siatki dematerializującej i, gdy przez nią przeszłam, przekroczyłam kolejne drzwi. W Aperture mogliby zacząć robić kursy dla Świadków Jehowy. No, ale gdy przez nie przeszłam, doszłam do jakiegoś wielkiego pomieszczenia. Będąc tam, ruszyłam przed siebie i zeszłam po schodach, które tam były, a następnie zeskoczyłam na nieruchomą linię produkcyjną, czy jaką tam bądź. Kiedy szłam w lewą stronę, linia ruszyła, a Wheatley rzekł:

- A, doskonale, jesteś! Niech no się tylko pozbędę tej kładki. Chciałem z tobą pogadać.

Ja tam nie miałam mu nic do powiedzenia, ale ok. Jednak, kiedy się odwróciłam, ujrzałam że był tu ekran, który się włączył. Ja zaś, kiedy byłam coraz bliżej zgniatarki, szybko wskoczyłam na drugi, metalowy balkonik. Kiedy wchodziłam po schodach do przycisku, Wheatley powiedział:

- Proszę bardzo. Chciałem z tobą chwilkę porozmawiać, oczywiście jeśli wolno.

„Nie, nie wolno. Zamknij wreszcie ryj, bo wkurwia mnie twoja gadatliwość.” – Pomyślałam, naciskając przycisk.

Dzięki temu, przede mną, nieco dalej, z rury zaczęły wypadać bomby i uderzać o podłogę. Kiedy zaś portalami przekierowywałam bomby na rurę, w której płynął pomarańczowy żel, Wheatley odparł:

- Powiem szczerze. Te wszystkie pułapki jak dotąd zawiodły. I to zawiodły nas oboje. A ty się zbliżasz do mojej kryjówki. „Kryjówki” – ha, pierwszy raz to powiedziałem na głos. Brzmi trochę niedorzecznie. Ale zapewniam, że to najprawdziwsza kryjówka, w dodatku śmiercionośna.

„Miło, że to już powoli koniec. Swoją drogą, nie oszukuj nas. Po prostu przejąłeś silos GLaDOS.” – Pomyślałam, gdy bomba uderzyła w rurę z żelem.

Kiedy zaś portalami przekierowywałam go na ruchomą linię, Wheatley nadal paplał:

- Tak więc chciałem ci dać szansę zabicia się. Wystarczy zwyczajnie wskoczyć do tej tam zgniatarki. To będzie nie tylko wpadnięcie w pułapkę, co dobrowolny wybór sposobu zejścia. Wiem, wiem, brzmi niedorzecznie. Ale wysłuchaj mnie: dotrzesz do mojej kryjówki, śmierć nie będzie już alternatywą. Będzie obowiązkiem. Żadnych sztuczek, zero niespodzianek – po prostu zginiesz w wyniku zamordowania przeze mnie w bardzo krwawy sposób.

„Ale ja nie zamierzam tu zginąć. W końcu się wydostanę. Tylko najpierw ciebie wypierdolę. A poza tym, neurotoksyna nie jest krwawym sposobem.” – Pomyślałam, strzelając jeden portal pod tubą, przekierowując tam żel, schodząc na linię i biegnąc po żelu przed siebie.

- I bum. Jak widzisz, znacznie lepszym dla ciebie wyjściem będzie po prostu się zabić. Po co się męczyć i iść taki kawał do mojej śmiercionośnej kryjówki, gdy masz pod nosem idealnie sprawną opcję śmierci. Podkreślam jeszcze raz: to nie jest pułapka. Twoja śmierć byłaby całkowicie dobrowolna. I mile widziana. – Kontynuował Wheatley.

„Po co się męczyć? Bo mam nadzieję, że w końcu się stąd wydostanę. A nadzieja umiera ostatnia.” – Pomyślałam, biegnąc w przeciwną do zgniatarki stronę.

Kiedy zaś wyskoczyłam do jakiegoś korytarza, Wheatley dodał:

- To chyba odpowiedź odmowna. Rozpoczynamy igrzyska! Znowu.

Mógłby się w końcu zamknąć? Serio, denerwowało mnie to, że nie mógł choć na chwilę się zamknąć. Jednak, w pewnym momencie, dotarłam do pomieszczenia z niebieską tubą i zniszczoną ścianą. Widząc to, GLaDOS powiedziała:

- Dobry Boże. Co on tutaj nawyrabiał?

Też się dziwiłam, jak on tak szybko to wszystko rozpierdolił. Jednak, jeden portal dałam na końcu jednego z korytarzy, potem drugim przekierowałam tam żel, a następnie ten spod żelu dałam pod tubę, wróciłam do miejsca z żelem, rozpędziłam się i zostałam wyrzucona w tubę.


Kiedy tak leciałam, oglądając rozpadający się ośrodek, GLaDOS przemówiła ponownie:

- Nie jestem głupia. Wiem, że nie chcesz z powrotem przekazać mi kontroli. Myślisz, że cię zdradzę. I w każdych innych okolicznościach miałabyś rację. Naukowcy zawsze doczepiali mi różne rdzenie, żeby regulować moje zachowanie. Całe życie słyszałam różne głosy. Ale teraz słyszę głos sumienia i jest przerażający, bo po raz pierwszy to mój własny głos.

Swoją drogą, tak, myślałam że i tak by mnie zabiła, ale jednak wolałam zostać uduszona neurotoksyną niż zginąć w wybuchu reaktora. Mniej bolesna śmierć zawsze jest lepsza. No, ale po chwili doleciałyśmy do końca tuby i ja zeskoczyłam na metalowy balkonik na dole.


Będąc tam, ruszyłam w lewą stronę i zaczęłam wchodzić po schodach. Kiedy tak szłam, GLaDOS dodała:

- Mówię poważnie, chyba naprawdę coś jest ze mną nie w porządku.

„Meh, pewnie przebywanie w niższych częściach Aperture tak na ciebie wpłynęło. Normalne.” – Pomyślałam, idąc dalej.

Chwilę potem, przeszłam przez jakieś drzwi, dzięki czemu dotarłam do wysokiego pomieszczenia z dużą ilością białych ścian. Będąc tam, jeden portal wystrzeliłam tak, abym mogła w niego wskoczyć, a drugi najwyżej, jak mogłam i wskoczyłam w niego.


Dzięki temu, zeskoczyłam na okratowaną podłogę. Niedaleko mnie była inna, biała podłoga, na której od razu umieściłam portal, po czym uniosłam głowę i wystrzeliłam portal na wysoko położoną, białą część ściany, po czym wskoczyłam w portal na podłodze. Dzięki temu, spadłam na podłogę i, idąc przed siebie, ujrzałam jakieś dwa pomieszczenia z różnymi rdzeniami.


Kiedy podeszłam bliżej, GLaDOS odezwała się:

- Zepsute rdzenie! Mamy szczęście. Znajdź sposób, by go ogłuszyć, ja podeślę ci rdzeń, a ty mu go przyczep. Jeśli zrobimy to kilka razy, może uda się zepsuć jego osobowość na tyle, by ponownie wymienić rdzeń.

O, to był dobry pomysł. Po tych słowach, od razu ruszyłam przed siebie. Wkurwiłabym się, gdyby teraz cofnął się czas, ale na szczęście to nie było możliwe.


Gdy tak szłam, kiedy weszłam po schodach, ujrzałam to nieszczęsne pomieszczenie z różnymi dźwigniami. Wiedziałam, że prowadziło ono do silosu z głównym rdzeniem. Już nie mogłam się doczekać, kiedy zniszczyłabym Wheatley’a…
_________________________________________


*W jednej ze świetlic w mojej byłej szkole, w której pod koniec roku mieliśmy fizykę ze względu na remont pracowni, jest taka wystawa, właśnie tak zatytułowana, więc mogę powiedzieć, że pomysł dania tego tutaj oparty na faktach.

2 komentarze:

  1. Dobrze, że na konputerze nie widać twojego pisma i nie ma rysunków, bo można sie przestraszyć niektórych XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skąd wiesz, że można się przestraszyć niektórych? ;-)

      Usuń

Komentujcie i obserwujcie szczerze. Chcę poznać prawdziwe opinie na temat tego, co tworzę. I pamiętajcie, że do gówna typu LBA nominacji nie przyjmuję. Usuwam je, choćbym była na drugim końcu Polski.