Kiedy winda zatrzymywała się, Wheatley
powiedział:
- Założę się, że umieracie z ciekawości, co to
za wielka niespodzianka. Jeszcze tylko DWA pomieszczenia.
- Mamy coraz mniej czasu. Chyba w następnym
pomieszczeniu uda mi się nas stąd wyrwać. Rób, co mówi, jak gdyby nigdy nic. –
Skomentowała GLaDOS.
Dla mnie to nie było niespodzianką, bo
wiedziałam, że on zmierzał do zabicia nas. Poza tym, mógłby wreszcie się pozbyć
tych BSOD-ów. Mimo wszystko, chwilę później, winda otworzyła się, a ja wyszłam
w kierunku kolejnego pomieszczenia testowego.
Kiedy tam weszłam, owe pomieszczenie wyglądało
na podejrzane. Nigdzie nie było miejsca na umieszczenie portali, a w samym
pomieszczeniu była tylko katapulta, dyspozytor kostek, zapadnia, przycisk
uruchamiający wyjście i one same. No i była też kostka, odbijająca się od
katapulty będącej pośrodku pomieszczenia.
Jednak ja, nie miałam wyboru. Od razu weszłam
na katapultę, jednak ona, zamiast wyrzucić mnie w przód, wyrzuciła mnie w bok,
a fragment ściany obok mnie rozsunął się. Zaś Wheatley rzekł:
- NIESPODZIANKA! Zrobimy to TERAZ!
„Ale ja chciałabym jeszcze trochę pożyć.” –
Pomyślałam
Chwilę potem, kiedy spadłam na kolejną
katapultę, która wyrzuciła mnie w przód, GLaDOS rzekła:
- Oddajmy sprawiedliwość: jak na małego idiotę
stworzonego wyłącznie po to, by wymyślać durne i niewykonalne plany, ta pułapka
była całkiem nieźle zastawiona.
Faktycznie, bo ja również się tego nie
spodziewałam, chociaż samo pomieszczenie testowe wyglądało na podejrzanie
proste do wykonania. No, ale parę chwil potem, wpadłam w niebieską tubę, która
leciała do przodu.
- Pewnie sama na to wpadłaś, ale już cię nie
potrzebuję. Znalazłem tu takie dwa robociki, stworzone specjalnie do testów! –
Odparł Wheatley.
- O nie. Znalazł inicjatywę testowania
kooperacyjnego. To…taka jedna rzecz, którą wymyśliłam w ramach pozbywania się
testów na ludziach, tuż przed twoją ucieczką. To nie było nic osobistego. Po
prostu…sama rozumiesz. Przecież mnie zabiłaś. Więc ci się należało. –
Skomentowała GLaDOS.
„W sumie, z tego co dowiedziałam się w dolnych
częściach Aperture, coś wam z tym testowaniem na ludziach nie wychodziło. A
poza tym, ile mam powtarzać, że maszyny NIE DA się zabić?” – Pomyślałam
Jednak, chwilę potem, gdy przelatywałam obok
jakieś płyty wyglądającej na dużą katapultę, tuba wyłączyła się i zostałam
gwałtownie odbita w przód.
- Aaaa! – Krzyknęła GLaDOS.
Kiedy zaś dolatywałyśmy do jakiegoś miejsca z
ruchomymi panelami z kolcami, podestem i kilkoma ekranami, GLaDOS odparła:
- No cóż. To jest ta część, w której on nas
zabija.
Gdy zaś wylądowałam na owym podeście, Wheatley
rzekł:
- Hej hej! To jest ta część, w której cię
zabijam. Genialny pomysł mi wpadł do głowy. Tak sobie siedziałem i zbijałem
blachy do kupy, gdy sobie pomyślałem: „śmiercionośne to już jest, ale czegoś
brakuje…” Czego? Mnóstwa ostrych części przyspawanych do tych płaskich
kawałków. Oczywiście prace nadal trwają. Marzy mi się jeszcze, żeby przed
zgnieceniem cię strzelały ogniem. Ale wszystko w swoim czasie.
„A spierdalaj. Widzę tam piękną ścianę zdatną
do położenia portali. Jeszcze biały żel i spierdolę.” – Pomyślałam, po czym
jeden z portali już dałam na tej ścianie.
O i chwilę potem moje prośby zostały spełnione
i ujrzałam kapiący, BIAŁY żel. Od razu dałam tam drugi portal i po chwili żel
był na podeście, na którym stałam. W tym momencie, od razu dałam pod siebie
portal, ratując i siebie, i GLaDOS.
- Nie, nie, nie! Nie rób tego! Stój tam! Włącz
maszynę włącz maszynę włącz maszynę… - Powiedział Wheatley.
Ja zaś, będąc po drugiej stronie, zauważyłam
że panele zgniotły podest, na którym przed chwilą stałam. Zaś Wheatley rzekł:
- Gdzie się podziałaś? Wracaj! Wracaj!
„Spadaj” – Pomyślałam, a następnie ruszyłam w,
z mojej perspektywy, lewą stronę.
- Nie nie, poważnie. Chodź. Wróć, proszę. –
Mówił Wheatley.
„A spierdalaj. Nie jesteś dobry w
przekonywaniu.” – Pomyślałam
Chwilę potem, drzwi które były na końcu
metalowego balkoniku otworzyły się. Gdy się otwierały, Wheatley znów rzekł:
- Dobra, postanowiłem cię nie zabijać. Ale
tylko jeśli wrócisz.
Kiepsko szło mu kłamanie, to trzeba było
przyznać. Jednak ja, po przejściu przez drzwi i siatkę dematerializującą, szłam
dalej, przy okazji wchodząc po schodach. Kiedy zaś po nich wchodziłam, Wheatley
nadal nawijał:
- Mmm. Tak sobie tu wspominam stare, dobre
czasy, gdy byliśmy przyjaciółmi. Starymi, dobrymi przyjaciółmi. Ja mówiłem
„wracaj”, a ty wracałaś.
„Aż mnie się przypomniała wystawa rysunków w
szkole podstawowej, do której kiedyś chodziłam. Ta, zrobiona przez dzieci z
pierwszych klas podstawówki, której tytuł brzmiał „Mój przyjaciel robot.”*.” – Pomyślałam, idąc dalej.
Kiedy tak szłam, w pewnym momencie doszłam do
końca metalowego podłoża, które było zniszczone. Po chwili rozejrzenia się,
ujrzałam na samym dole fragment podłoża, zdatnego do umieszczenia portali, oraz
fragment ściany nad sobą. Od razu umieściłam na nich portale i wskoczyłam w ten
na dole. Dzięki temu, zostałam wyrzucona na oddalony balkonik. Dużo ich tu
mieli, ale w sumie to wszystko było nad przepaściami, a po Aperture jakoś się
trzeba było poruszać.
Jednak, kiedy leciałam w przód, Wheatley
powiedział:
- Tak mi się rzuca w oczy, że nie wracasz.
„Ty to masz zapłon.” – Pomyślałam, idąc przed
siebie i wychodząc przez jakieś drzwi.
Gdy zaś szłam przez długi, metalowy podest,
Wheatley rzekł:
- O, mam pomysł!
W tym momencie, tak nagle, jakaś metalowa
płyta z kolcami zgniotła część metalowego balkoniku. Nie spodziewałam się,
dlatego aż odskoczyłam w tył.
- TAK, TAK! A MASZ TY! TO CIĘ ZAŁATW…a nie,
nie. Dobrze, niech igrzyska się rozpoczną. – Zawołał Wheatley.
Boże, co za debil. A poza tym, niech nie
udaje, że czytał „Igrzyska śmierci”. Mimo wszystko, jako iż obok mnie było dużo
białej ściany, za pomocą portali przedostałam się do drzwi. Chwilę potem,
przeszłam przez nie, a następnie przez drugie, które były na końcu niedługiego
korytarza.
Gdy się otworzyły, zaczęłam iść przez dłuuugi
korytarz. Kiedy szłam, Wheatley odparł:
- Czekaj, czekaj, czekaj…Już prawie…Ale nie
przeszkadzaj sobie, uciekaj dalej.
Mógł nie mówić, to bym się nie spodziewała, że
chciał mnie w jakiś sposób zabić. GLaDOS lepiej rozegrała próbę zabicia mnie w
wielkim pomieszczeniu. Jednak, chwilę potem, ujrzałam jakąś przesuwającą się
ścianę, która zniszczyła fragment balkoniku i zagrodziła mi drogę dalej. Z niej
zaś, sypały się te ramiona ze światełkami. Ja jednak, na białej części przede
mną umieściłam jeden portal, a drugi na jakimś białym sufitem za jakimiś
kratami.
- Tak, owszem, to jest pułapka. Ale to jedyne
przejście. Więc bierzmy się do roboty. – Skomentowała GLaDOS, gdy
przeskakiwałam przez portale.
Wpadłam do jakiegoś pomieszczenia z dwoma
rzędami rur, z których mogło coś wypaść i zamkniętymi drzwiami. Kiedy tam
wskoczyłam, Wheatley zawołał:
- Ha! Pułapka!
I z rur wypadły wieżyczki. No, ale jedna nawet
nie była rozpakowana, a inne były wadliwe. Kiedy zaś na chwilę się odwróciłam,
ujrzałam na wielkim ekranie, który jest na początku każdego testu, cyfrę „75”. Jeżeli to był jakiś test, to
zważywszy na wieżyczki, każdy mógł go przejść.
- Mordują cię? Chyba cię mordują, nie? Mordują
bezgłośnie. Tak sądzę, gdyby ktoś pytał. – Spytał Wheatley.
„Ta…Normalnie umarłam na straszną śmierć…” –
Pomyślałam ze znudzeniem.
Lecz, kiedy podeszłam do drzwi, te bez
problemu się otworzyły. Widząc to, wyszłam przez nie i zeskoczyłam na niżej
położony balkonik. Kiedy zeskakiwałam, ponownie odezwał się Wheatley:
- O, może wieżyczki nauczyły się dusić garotą.
Tak, to by wyjaśniało takie bardzo ciche zabijanie…które tutaj słyszę.
„Czym? Co to jest „garota”?” – Pomyślałam
Postanowiłam to sprawdzić. Od razu, myślami,
uruchomiłam w mym sztucznym oku Internet, Google i wpisałam to słowo. Okazało
się, że był to żelazny kołnierz, którym kiedyś traciło się skazańców. Aaahaaa,
nie wiem jak wieżyczki miałyby opanować takie coś, ale jak sobie to
wyobraziłam, to śmiesznie to wyglądało.
Jednak, kiedy szłam w kierunku otwierających
się drzwi, Wheatley znowu przemówił:
- Ha! Czyżby twoje nafaszerowane kulami zwłoki
właśnie wyleciały z pokoju?
Czyżby…a nie, to te badziewne wieżyczki były, nie?
No tak…
Ten to miał wygadane, szczerze powiedziawszy.
Nawet GLaDOS mniej mówiła. No, ale po chwili przeszłam przez siatkę
dematerializującą i szłam dalej przed siebie. Kiedy zaś skręciłam w lewą
stronę, Wheatley rzekł:
- No nieważne. Nadal trzymam wszystkie karty i
wiesz co? Mam same karety! Od razu mówię – nigdy nie grałem w karty. Planowałem
się nauczyć. Tak czy inaczej: nowe wieżyczki. Bynajmniej nie uszkodzone. As
czwórek – najlepsze rozdanie, nie do pobicia. Chyba.
Zauważyłam też, że mechaniczne ramiona
odsłoniły jakąś oddaloną ścianę po mojej prawej stronie. Za ową ścianą były
wieżyczki, faktycznie działające i tuba. Od razu weszłam po schodach, które
były niedaleko mnie i portalami oraz tubą strąciłam wieżyczki, po czym ruszyłam
przed siebie, przy okazji wchodząc po jakichś schodach, przez co doszłam do
zniszczonej części przejścia.
Widząc to, zawróciłam i przekierowałam tubę
przed siebie, po czym wskoczyłam w nią. Kiedy leciałam w niej, Wheatley rzekł:
- A więc to tak. Sprytne, baaardzo sprytne.
„Danke” – Pomyślałam
- I LEKKOMYŚLNE! Nie masz stąd wyjścia. Jesteś
zdana na moją łaskę. Której nie posiadam. Jesteś zdana na moje nic. Ściana
wirujących ostrzy! Makiaweliczne!
„Pierdol się.” – Pomyślałam, zeskakując na
podłogę, która była pode mną.
- Nnng! No proszę…Dobrze, świetnie. Nareszcie
rywal godny mojego prężnego intelektu. – Odparł Wheatley, gdy szłam w kierunku
siatki dematerializującej.
„Iks de, ty nie masz prężnego intelektu.” –
Pomyślałam, przechodząc przez ową siatkę.
Znalazłam się w pomieszczeniu z otwartymi
drzwiami i niebieską tubą. Widząc to, portalami przekierowałam tubę tak, aby
przechodziła przez drzwi i wskoczyłam w nią. Kiedy tak leciałam, ujrzałam
przesuwającą się u dołu metalową płytę z kolcami, a następnie usłyszałam Wheatley’a:
- Holmes kontra Moriarty. Arystoteles kontra
najeżona kolcami płyta!
„Nie udawaj, że kiedykolwiek miałeś styczność
z uniwersum Sherlocka Holmesa.” – Pomyślałam, gdy płyta podjechała do góry i
zaczęła uderzać w ścianę.
Ja zaś, ujrzałam że w dole podjechała jakaś
ściana. Jej fragment był biały, dlatego przekierowałam w dół tubę i spadłam do
niej, unikając zgniecenia. Ale płyta też to zrobiła, a Wheatley rzekł:
- Proszę, nie ruszaj się.
Ja zaś, leciałam w przeciwnym kierunku, ale
płyta za mną podążała, ciągle uderzając w ścianę.
- Dobra, przestań się ruszać. Oj. Prawie cię
trafiłem, no prawie cię trafiłem! – Odparł Wheatley.
Jednak ja, chwilę potem, zeskoczyłam na niżej
położoną podłogę, ratując się.
- Gdzie się podziałaś? Gdzie się podziałaś?
Wracaj! Wracaj! – Spytał Wheatley, gdy szłam w kierunku jakichś drzwi.
Lecz, po chwili, przeszłam przez drzwi i
siatkę dematerializującą, i ruszyłam przed siebie. No, ale już po chwili
balkonik zniszczyła przewalająca się rura, z której wylał się niebieski żel.
- Dobrze słyszałem, że coś tam pękło? O, o,
zabiło cię może? Oj, niesamowicie by było, gdyby cię zabiło. Halo? Oj, oj, o
tak, tak! Właśnie mi coś do głowy przyszło. Zaraz wrócę. Jeśli jeszcze będzie
żyć. Właśnie, nie umieraj, póki nie wrócę. – Odparł Wheatley.
Czemu wszystko tutaj chciało mnie zabić? Czy
właśnie tak życie chciało się na mnie zemścić za to, kim byłam w przeszłości? No,
ale nie mając wyboru, odbiłam się na żelu i przeskoczyłam na drugą stronę.
Będąc tam, ruszyłam przed siebie i wchodząc po jakichś schodach ujrzałam
promienie wieżyczek. Od razu, portalami, przedostałam się do pomieszczenia z
nimi, stanęłam na przycisku i zlikwidowałam je kapiącym, niebieskim żelem. Po
pozbyciu się ich, dostałam się portalami na katapultę i wróciłam na metalowy balkonik,
po czym ruszyłam przed siebie.
Chwilę potem, dotarłam do jakichś drzwi, które
otworzyły się i, po przejściu przez nie i siatkę dematerializującą, przeszłam
niedługi korytarz i przekroczyłam drugie drzwi. Kiedy szłam w kierunku siatki
dematerializujące, o mój Boże, odezwała się GLaDOS:
- Zmiażdżenie jest dla niego za dobre.
Najpierw spędzi rok w spalarni. Potem drugi rok na chłodzeniu kriogenicznym.
Potem dziesięć lat w specjalnie stworzonej przeze mnie komorze, w której
wszystkie roboty na ciebie wrzeszczą. I dopiero wtedy go zabiję.
„Dobry plan! Ale nie, na serio, dobry plan.” –
Pomyślałam, przechodząc przez siatkę dematerializującą.
Tam, ujrzałam rurę za szybą, w której krążyły
jakieś cosie z czerwoną diodą, przycisk i rurę z białym żelem za mną. Od razu,
nacisnęłam ten przycisk. To spowodowało, że rura za szybą odwróciła się w
kierunku podłogi i zaczęły z niej wypadać te cosie, które okazały się być
bombami, gdyż po dotknięciu podłogi wybuchały.
Od razu, jeden portal umieściłam pod bombami,
znajdując lukę w jednej, nieco potłuczonej szybie, a drugi na białej ścianie
nade mną. Dzięki temu, bomba uderzyła w rurę z żelem, niszcząc ją i dzięki temu
żel rozlał się po podłodze. Widząc to, jeden portal umieściłam na ścianie za
szybą, a drugi pod sobą, przedostałam się tam i wyszłam przez jakieś drzwi,
które tam były. Kiedy tak szłam przed siebie, w pewnym momencie dotarłam do
jakieś siatki dematerializującej i, gdy przez nią przeszłam, przekroczyłam
kolejne drzwi. W Aperture mogliby zacząć robić kursy dla Świadków Jehowy. No,
ale gdy przez nie przeszłam, doszłam do jakiegoś wielkiego pomieszczenia. Będąc
tam, ruszyłam przed siebie i zeszłam po schodach, które tam były, a następnie
zeskoczyłam na nieruchomą linię produkcyjną, czy jaką tam bądź. Kiedy szłam w
lewą stronę, linia ruszyła, a Wheatley rzekł:
- A, doskonale, jesteś! Niech no się tylko
pozbędę tej kładki. Chciałem z tobą pogadać.
Ja tam nie miałam mu nic do powiedzenia, ale
ok. Jednak, kiedy się odwróciłam, ujrzałam że był tu ekran, który się włączył.
Ja zaś, kiedy byłam coraz bliżej zgniatarki, szybko wskoczyłam na drugi,
metalowy balkonik. Kiedy wchodziłam po schodach do przycisku, Wheatley
powiedział:
- Proszę bardzo. Chciałem z tobą chwilkę
porozmawiać, oczywiście jeśli wolno.
„Nie, nie wolno. Zamknij wreszcie ryj, bo
wkurwia mnie twoja gadatliwość.” – Pomyślałam, naciskając przycisk.
Dzięki temu, przede mną, nieco dalej, z rury
zaczęły wypadać bomby i uderzać o podłogę. Kiedy zaś portalami przekierowywałam
bomby na rurę, w której płynął pomarańczowy żel, Wheatley odparł:
- Powiem szczerze. Te wszystkie pułapki jak
dotąd zawiodły. I to zawiodły nas oboje. A ty się zbliżasz do mojej kryjówki.
„Kryjówki” – ha, pierwszy raz to powiedziałem na głos. Brzmi trochę
niedorzecznie. Ale zapewniam, że to najprawdziwsza kryjówka, w dodatku śmiercionośna.
„Miło, że to już powoli koniec. Swoją drogą,
nie oszukuj nas. Po prostu przejąłeś silos GLaDOS.” – Pomyślałam, gdy bomba
uderzyła w rurę z żelem.
Kiedy zaś portalami przekierowywałam go na
ruchomą linię, Wheatley nadal paplał:
- Tak więc chciałem ci dać szansę zabicia się.
Wystarczy zwyczajnie wskoczyć do tej tam zgniatarki. To będzie nie tylko
wpadnięcie w pułapkę, co dobrowolny wybór sposobu zejścia. Wiem, wiem, brzmi
niedorzecznie. Ale wysłuchaj mnie: dotrzesz do mojej kryjówki, śmierć nie będzie
już alternatywą. Będzie obowiązkiem. Żadnych sztuczek, zero niespodzianek – po
prostu zginiesz w wyniku zamordowania przeze mnie w bardzo krwawy sposób.
„Ale ja nie zamierzam tu zginąć. W końcu się
wydostanę. Tylko najpierw ciebie wypierdolę. A poza tym, neurotoksyna nie jest
krwawym sposobem.” – Pomyślałam, strzelając jeden portal pod tubą,
przekierowując tam żel, schodząc na linię i biegnąc po żelu przed siebie.
- I bum. Jak widzisz, znacznie lepszym dla
ciebie wyjściem będzie po prostu się zabić. Po co się męczyć i iść taki kawał
do mojej śmiercionośnej kryjówki, gdy masz pod nosem idealnie sprawną opcję
śmierci. Podkreślam jeszcze raz: to nie jest pułapka. Twoja śmierć byłaby
całkowicie dobrowolna. I mile widziana. – Kontynuował Wheatley.
„Po co się męczyć? Bo mam nadzieję, że w końcu
się stąd wydostanę. A nadzieja umiera ostatnia.” – Pomyślałam, biegnąc w
przeciwną do zgniatarki stronę.
Kiedy zaś wyskoczyłam do jakiegoś korytarza,
Wheatley dodał:
- To chyba odpowiedź odmowna. Rozpoczynamy
igrzyska! Znowu.
Mógłby się w końcu zamknąć? Serio, denerwowało
mnie to, że nie mógł choć na chwilę się zamknąć. Jednak, w pewnym momencie,
dotarłam do pomieszczenia z niebieską tubą i zniszczoną ścianą. Widząc to,
GLaDOS powiedziała:
- Dobry Boże. Co on tutaj nawyrabiał?
Też się dziwiłam, jak on tak szybko to
wszystko rozpierdolił. Jednak, jeden portal dałam na końcu jednego z korytarzy,
potem drugim przekierowałam tam żel, a następnie ten spod żelu dałam pod tubę,
wróciłam do miejsca z żelem, rozpędziłam się i zostałam wyrzucona w tubę.
Kiedy tak leciałam, oglądając rozpadający się
ośrodek, GLaDOS przemówiła ponownie:
- Nie jestem głupia. Wiem, że nie chcesz z
powrotem przekazać mi kontroli. Myślisz, że cię zdradzę. I w każdych innych
okolicznościach miałabyś rację. Naukowcy zawsze doczepiali mi różne rdzenie,
żeby regulować moje zachowanie. Całe życie słyszałam różne głosy. Ale teraz
słyszę głos sumienia i jest przerażający, bo po raz pierwszy to mój własny
głos.
Swoją drogą, tak, myślałam że i tak by mnie
zabiła, ale jednak wolałam zostać uduszona neurotoksyną niż zginąć w wybuchu
reaktora. Mniej bolesna śmierć zawsze jest lepsza. No, ale po chwili
doleciałyśmy do końca tuby i ja zeskoczyłam na metalowy balkonik na dole.
Będąc tam, ruszyłam w lewą stronę i zaczęłam wchodzić
po schodach. Kiedy tak szłam, GLaDOS dodała:
- Mówię poważnie, chyba naprawdę coś jest ze
mną nie w porządku.
„Meh, pewnie przebywanie w niższych częściach
Aperture tak na ciebie wpłynęło. Normalne.” – Pomyślałam, idąc dalej.
Chwilę potem, przeszłam przez jakieś drzwi,
dzięki czemu dotarłam do wysokiego pomieszczenia z dużą ilością białych ścian.
Będąc tam, jeden portal wystrzeliłam tak, abym mogła w niego wskoczyć, a drugi
najwyżej, jak mogłam i wskoczyłam w niego.
Dzięki temu, zeskoczyłam na okratowaną
podłogę. Niedaleko mnie była inna, biała podłoga, na której od razu umieściłam
portal, po czym uniosłam głowę i wystrzeliłam portal na wysoko położoną, białą
część ściany, po czym wskoczyłam w portal na podłodze. Dzięki temu, spadłam na
podłogę i, idąc przed siebie, ujrzałam jakieś dwa pomieszczenia z różnymi
rdzeniami.
Kiedy podeszłam bliżej, GLaDOS odezwała się:
- Zepsute rdzenie! Mamy szczęście. Znajdź
sposób, by go ogłuszyć, ja podeślę ci rdzeń, a ty mu go przyczep. Jeśli zrobimy
to kilka razy, może uda się zepsuć jego osobowość na tyle, by ponownie wymienić
rdzeń.
O, to był dobry pomysł. Po tych słowach, od
razu ruszyłam przed siebie. Wkurwiłabym się, gdyby teraz cofnął się czas, ale
na szczęście to nie było możliwe.
Gdy tak szłam, kiedy weszłam po schodach,
ujrzałam to nieszczęsne pomieszczenie z różnymi dźwigniami. Wiedziałam, że
prowadziło ono do silosu z głównym rdzeniem. Już nie mogłam się doczekać, kiedy
zniszczyłabym Wheatley’a…
_________________________________________
*W
jednej ze świetlic w mojej byłej szkole, w której pod koniec roku mieliśmy
fizykę ze względu na remont pracowni, jest taka wystawa, właśnie tak
zatytułowana, więc mogę powiedzieć, że pomysł dania tego tutaj oparty na
faktach.
Dobrze, że na konputerze nie widać twojego pisma i nie ma rysunków, bo można sie przestraszyć niektórych XD
OdpowiedzUsuńA skąd wiesz, że można się przestraszyć niektórych? ;-)
Usuń