O mnie

Moje zdjęcie
-> Zofia Ziętek -> Studentka niestacjonarna dietetyki na SGGW. -> 24 lata. -> Kocham koty, koty to NadZwierzęta. -> Dumny wróg publiczny lewicowej części Pinteresta. -> Lubię wkurwiać lewicowe dzieci. -> Zardonic to Nadbóg, jego po prostu nie da się nie wielbić z czystym sumieniem. -> Moja wiocha to Kolonia Jurki a miasto Grójec i mam w piździe to, że nadal jestem zameldowana w Warszawie. -> Aktywna użytkowniczka Reddita. -> Jestem w wielu fandomach, jednak pięć podstawowych to Zealots, BL3NDERS, C&C, Gachowate gry i Half-Life. -> Lubię czytać wszędzie, ale nie w domu. Cholera wie czemu. -> Obecnie uczę się hiszpańskiego i rosyjskiego. -> Jestem nietolerancyjnym kartoflem i jestem z tego dumna. -> Mam niedojebaną matkę, która nie przeżyje dnia bez opierdolenia mnie o byle gówno. -> Nie chcę mieć chłopaka. Po prostu nie, nie chcę mieć w życiu żadnych nieobowiązkowych ograniczeń. -> W tym roku wreszcie znalazłam postać fikcyjną, z którą mogę się utożsamiać. ;"-) -> Lubię z ChatGPT korzystać, często mi pomaga. -> Yuri z Red Alert 2 jest seksi as fuck, change my mind. -> Kocham swoje życie, jest zajebiste.

Informacje

...

piątek, 23 czerwca 2017

Rozdział LVI – Ucieczka #2.

Kiedy zaś winda zatrzymywała się, GLaDOS przemówiła:

- Na zakończenie następnego testu mam dla ciebie niespodziankę. I to nie lipną tragedię, jak ostatnim razem. Teraz będzie prawdziwa niespodzianka z tragicznymi konsekwencjami. I tym razem będzie też prawdziwe confetti. Najlepsze. Ostatnia torebka. Z jednej strony będzie mi go trochę brakować, ale w zasadzie tylko zajmowało miejsce.

„A czy to confetti jest zielone i dusi?” – Pomyślałam

No, bo hej. Ona na sto procent chciała mnie zabić. Jednak, w tym momencie winda zatrzymała się, a drzwi otworzyły się i ruszyłam w kierunku kolejnego testu.


Był tam most, kwas, przycisk do naciśnięcia, przycisk na kostkę, dyspozytor kostek i drzwi na podwyższeniu. Od razu jeden portal wystrzeliłam na zdatną ścianę na jednym z końców mostu, a drugi na kolejnej ścianie, dość wysoko i przeszłam na drugą stronę. Gdy zaś nacisnęłam przycisk i kostka spadła na most, w pewnym momencie, gdy po nią szłam…zgasło światło i spadłam na podłogę. Myślałam, że to GLaDOS sobie ze mnie żartowała, ale po chwili to, co powiedziała, rozwiało moje wątpliwości:

- Co się dzieje? Kto zgasił światło?

W tym momencie, ujrzałam że jeden z fragmentów ściany rozsunął się i ujrzałam za nim znajomy rdzeń, który powiedział:

- Hej, koleś!

Byłam kobietą, ale ok. Od razu podeszłam bliżej i, gdy to zrobiłam, powiedział:

- Mówię z akcentem, który wykracza poza zakres jej słuchu…

- Hej, metalowa kulko, MOGĘ cię usłyszeć. – Rzekła GLaDOS.

- Biegnij! Akcent już niepotrzebny. BIEGIEM! Biegiem!

A następnie dolny fragment ściany rozsunął się i zaczęłam biec. Najpierw przebiegłam przez świetlny, włączony most, dzięki czemu dostałam się na metalowy balkon, że tak to nazwę. Kiedy zaś most się wyłączył, usłyszałam że rdzeń ponownie przemówił:

- BIEGNIJ! Szybko! Zamykam drzwi!

No, więc kontynuowałam bieg. Skręciłam w lewą stronę i biegłam przed siebie aż do zakrętu, na którym skręciłam. Kiedy tak biegłam, rdzeń nadal mówił:

- Dobra, szybkie podsumowanie: my uciekamy! Obecnie zajmujemy się uciekaniem. Więc biegnij dalej!

No to biegłam, bo ja też chciałam wydostać się z Aperture. Kiedy tak biegłam pomiędzy zakrętami, rdzeń nadal nawijał:

- Dwa słowa o planach na przyszłość. Wyłączymy jej linię produkcji wieżyczek, wyłączymy jej neurotoksynę i wtedy przejdziemy do konfrontacji. Jednak jak już wspominałem, w tej chwili BIEGNIJ!

A co ja robiłam? Zapierdalałam najszybciej jak umiałam. Lecz, kiedy biegłam przez długą część balkonu, rdzeń dodał:

- Dawaj! Dawaj, dawaj, dawaj!

- Co za ironia…już prawie byłaś przy ostatnim teście. – To były słowa GLaDOS.

W tym momencie, rozsunęła się jakaś ściana, za którą był jakiś test. GLaDOS zaś, dodała:

- Oto on. Może po prostu go zrób? Zaufaj mi – to na pewno łatwiejszy sposób na wydostanie się stąd niż niechybnie poroniony plan twojego kolegi.

„Moje życie i tak jest już skomplikowane, a poza tym, nie ufam ci.” – Pomyślałam, biegnąc.

- Że co? Za jakich głupków ona nas uważa? – Skomentował wypowiedź GLaDOS rdzeń.

W tym momencie, włączył się most. Gdy na niego wbiegłam, skręciłam w prawą stronę, czyli w przeciwną do testu. Wiedziałam, że to pomieszczenie było pułapką. Lecz, kiedy byłam nad kolejnym balkonem, most wyłączył się i spadłam na niego. Rdzeń zaś, powiedział tylko:

- Au

A następnie, gdy kontynuowałam bieg:

- Szybciej, szybciej!

„Ale ja już biegnę najszybciej jak mogę.” – Pomyślałam

W pewnym momencie zaś, wbiegłam do jakiegoś, że tak to nazwę, pomieszczenia z rurami. W którejś chwili, usłyszałam dźwięk wieżyczek, a następnie głos rdzenia:

- Aaa! Co tam się dzieje? Dasz radę wyjść?

A następnie ściany pomieszczenia zamknęły się. Ja zaś, od razu zlikwidowałam wieżyczki aby mi nie przeszkadzały. Zaś kiedy wieżyczki strzelały, chcąc mnie zabić, rdzeń rzekł:

- Słyszałem strzały! Pewnie trochę na to za późno, ale uważaj na strzały! Zapewne już za późno, ale przynajmniej spróbowałem.

Ten to ma zapłon. Mimo wszystko, po likwidacji wieżyczek, jeden portal umieściłam na jedynej w tym miejscu, zdatnej do tego ścianie, a drugi na jakieś innej, którą znalazłam patrząc przez luki w ścianach, dzięki czemu wydostałam się. Będąc po drugiej stronie, mój znajomy rzekł:

- Nic ci nie jest! Wspaniale! Chodź!

W tym momencie, już nie biegnąc, ruszyłam przed siebie. Rdzeń dodał:

- Tędy! Tędy!

Jednak, niedługi czas potem, ściany jakiegoś pomieszczenia otworzyły się i nim zdążyłam wyjrzeć, rdzeń ostrzegł:

- Wieżyczki!

No, ale była tylko jedna, którą zlikwidowałam portalami, gdyż podłoże w owym miejscu się do tego nadawało i ruszyłam dalej. No a rdzeń, jak to rdzeń, nawijał:

- Dawaj! Dawaj dawaj dawaj!

„Jezu, weź się nie powtarzaj. Wiem, że mam iść, spoko.” – Pomyślałam, idąc przed siebie.

Weszłam po jakichś schodach, gdyż akurat były przede mną i dalej szłam prosto. Szczerze, dopiero teraz zauważyłam, że rdzeń jechał przede mną na prowadnicy. Aż wstyd się przyznać. Jednak, po chwili, rdzeń rzekł:

- Jest wyjście! Już prawie się stąd wydostaliśmy!

„Ło chłolera, tak szybko?” – Pomyślałam ze zdziwieniem.

Jednak, dosłownie w tym momencie, usłyszałam taki dźwięk, jakby za mną się coś waliło, a rdzeń powiedział:

- Ona wszystko rozwali! Pospiesz się! SZYBKO! TĘDY!

W tym momencie, zaczęłam biec przed siebie do wyjścia. Kiedy zaś byłam blisko jakieś windy, wyglądającej na niewielką windę towarową, rdzeń rzekł:

- Wsiadaj do windy! Wsiadaj do windy!

Oczywiście od razu tam wbiegłam. Kiedy wsiadłam i drzwi się za mną zamknęły, mój towarzysz powiedział:

- Udało się udało się udało się udało się…Spotkamy się po drugiej stronie!

Tak, ja też się cieszyłam, ale nie przesadzajmy. Gdy zaś winda ruszyła w górę, ujrzałam że ściany przesuwały się w bok, co znaczyło, że gdybym nie zdążyła, zginęłabym. Lecz, po chwili, winda zatrzymała się, a ja przeszłam przez jedne drzwi. Były one takie, jak z początku mej wędrówki po ponad dwóch tysiącach lat hibernacji. Jednak, po podejściu do drugich, które były na końcu niedługiego korytarza, nie otworzyły się do końca i nawet przeczołgać się przez owe nie dało. Od razu przedostałam się na drugą stronę za pomocą portali i ruszyłam przed siebie.


Kiedy wyszłam na znany mi, metalowy balkonik, odezwał się rdzeń:

- Świetnie, udało ci się! Za mną, nadal mamy wiele do zrobienia. Przynajmniej tutaj ona nas nie dorwie.

I po chwili mej drogi, zgasło światło. Taaa, w ogóle nas nie dorwie. Mimo wszystko, mój znajomy skomentował:

- Co się dzieje? Taa. Hm. OK.

A gdy światło zgasło tak, że nie widziałam kompletnie nic tylko ciemne tło, dodał:

- Dobra, nie ruszaj się!

Ja tam przystanęłam jak zorientowałam się, że światło gasło, no ale ok. Mój towarzysz zaś, kontynuował:

- OK. W porządku. Mam pomysł. Ale cholernie niebezpieczny. Trzymaj się.

I…włączył latarkę. Seeerio? To miało być cholernie niebezpieczne? No, ale dobra, Aperture Science nigdy nie było normalne, więc darujmy. Jednak on, po włączeniu latarki, wydarł się:

- GAAAA! A niech to…Powiedzieli mi, że UMRĘ jeśli kiedykolwiek włączę latarkę. Powiedzieli mi to w związku z KAŻDĄ inną rzeczą. Nie wiem po co trudzili się, żeby mi to wszystko dać, skoro nie mam tego używać. Bez sensu. Szaleństwo.

„Idioto, mówili ci tak, abyś się tym bezpodstawnie nie bawił. Boże…” – Pomyślałam z zażenowaniem, idąc w wiązce latarki.

Lecz, idąc tak przed siebie i skręcając na zakrętach, rdzeń nadal nawijał:

- Ciemność kompletna, nie ma co. Poprzedni dozorca tutaj całkowicie zwariował. Porąbał na kawałki cały personel. Robotów. Wszystkie roboty. Powiadają, że w nocy nadal słychać krzyki. Ich replik. Funkcjonalnie nie do odróżnienia od oryginałów. Żadne nie może pamiętać tego incydentu. Nikt nie wie, o czym krzyczą. Niezwykle przerażające. Choć nie jest to typowe zjawisko paranormalne.

„Dlaczego opowiadasz mi takie historie w takim momencie? Ja rozumiem, że jest ciemno i w ogóle, ale ja nie lubię strasznych historyjek, bo potem tydzień nie mogę spać.” – Pomyślałam, idąc dalej.

A w którejś chwili dotarłam do jakieś nieruchomej linii produkcyjnej z leżącymi na niej zepsutymi wieżyczkami. No jak klimatycznie, nie ma co. Jednak, jako iż owa się nie poruszała, przeskoczyłam na kolejną, metalową część, weszłam po schodach i ruszyłam dalej. W którejś chwili, byłam zmuszona zeskoczyć na schody znajdujące się niżej. Ogólnie to dużo tu było takich uszkodzonych miejsc.


Jednak, w pewnej chwili, dotarłam do zniszczonej barierki, na dole której były jakieś metalowe, poruszające się w przód części. Zaś rdzeń rzekł:

- Wygląda mi to niebezpiecznie. Postaram się nie ruszać światła.

I rzeczywiście je zatrzymał, a ja zeskoczyłam w dół i szłam przed siebie, uważając na metalowe płyty przesuwane przez mechaniczne ramiona oraz ramiona, które na owych płytach robiły coś laserem. Na szczęście, po chwili, znalazłam się obok kolejnego, metalowego balkoniku, a mój towarzysz powiedział:

- Szybko, tędy!

I wskoczyłam tam, po czym ruszyłam przed siebie, przy okazji raz zeskakując w dół.

- O, ciekawa historia. Prawie dostałem tutaj pracę w dziale produkcji. Ale zgadnij, kogo sobie dobrał brygadzista? Dokładny duplikat siebie. Nepotyzm. A ja dostałem NAJGORSZĄ robotę – pilnowanie cuchnących ludzi. – Rzekł rdzeń, gdy szłam obok rur, przez które przelatywały kostki.

„HEJ! Jak śmiesz tak mówić o ludziach, debilu?” – Pomyślałam zła.

No hej, też byłam i jestem człowiekiem, więc to obrażało również mnie. No, ale idąc przed siebie i przeskakując nad przepaściami w balkoniku, brnęłam do przodu, bo co mi pozostało. No, ale w pewnej chwili, mój towarzysz odparł:

- Znaczy tych…wybacz…nie powiedziałbym, że cuchnących. Po prostu pilnowania ludzi. Wybacz. Tak mi się wymknęło. Nieczule.

„Ale jednak ciągle uważasz to za najgorszą robotę.” – Skomentowałam w myślach.

Dzięki Bogu, że roboty nie umiały czytać w myślach, bo inaczej już dawno dostałabym wpierdol od GLaDOS. No, ale w którejś chwili, dotarłam do zamkniętych drzwi. Po chwili rozglądania się, ujrzałam że wyżej była jakaś podłoga oraz ściana zdatna do położenia na niej portali. Od razu, za ich pomocą, dostałam się wyżej. Jednak, będąc tam, nie widziałam drogi ucieczki. Zaś mój znajomy dodał:

- Musimy cię wydostać z tego pomieszczenia.

No co ty nie powiesz, nie wpadłabym na to. W tej chwili jednak, gdy przesuwane w bok panele na chwilę odsłoniły widok, zauważyłam zdatną do umieszczenia portalu ścianę. Natomiast mój towarzysz spytał:

- Dasz radę dotrzeć do tamtej ściany?

W tym momencie, przedostałam się tam portalami. Będąc na drugiej stronie, rdzeń dodał:

- Tu jest jeszcze jedna ściana.

Od razu przedostałam się do niej tak samo, jak poprzednio. Gdy zaś byłam na metalowym balkoniku, idąc przed siebie, usłyszałam że mój znajomy odparł:

- Ech, mówię ci. Ludzie. Po prostu ich…cenię. I ich…folklor. Taki barwny.

Widzicie, teraz będzie starał się podprogowo mnie przepraszać za to, co powiedział, ale to w sumie dobrze. Kultura to podstawa. No, ale po chwili chodzenia przez zakręty, doszłam do, wreszcie, oświetlonego pomieszczenia pełnego rur, w których poruszały się kostki i inne rzeczy, jak wieżyczki. Jako iż duża część balkoniku była zniszczona, musiałam zeskoczyć w dół. Najpierw skoczyłam na jakieś wysunięte, żółte coś, prawdopodobnie wywietrznik, gdyż takie same obiekty były obok mnie, potem na kolejne takie coś i na rurę. Kiedy tak zeskakiwałam, rdzeń powiedział:

- No to ja zjadę po tej szynie tylną drogą. Zobaczymy się na dole. Powodzenia!

Ja zaś, zeskakiwałam niżej po tych rurach, aż dotarłam do jakiegoś pomieszczenia. Od razu przeszłam przez otwarte drzwi i, na końcu niedługiego korytarza przez kolejne, a na końcu kolejnego korytarza przez następne. Chwilę potem, kiedy skręciłam, przeszłam przez niewielką siatkę dematerializującą, dzięki czemu weszłam do jakiegoś pomieszczenia biurowego. Po wyjściu przez kolejne drzwi, normalnie Świadkowie Jehowy mieliby tu raj na Ziemi, doszłam do jakieś linii, na której były wieżyczki, jadące do spalarni. Natomiast, odezwał się znany mi z początku, męski, komputerowy głos:

- Linia odkupienia dla wieżyczek aktywna. Prosimy o niewchodzenie w interakcję z wieżyczkami zmierzającymi do odkupienia.

Linia odkupienia? Ło Boże, przecież to były zwykłe maszyny. No, ale nie mając wyboru, wskoczyłam na nią za pomocą portali i zaczęłam iść przed siebie. Zaś męski głos powiedział:

- Linie odkupienia dla wieżyczek nie służą do zabawy. Prosimy o zejście z linii odkupienia dla wieżyczek.

„No już, już, tylko znajdę miejsce, na które mogłabym wskoczyć.” – Pomyślałam

I po chwili, odnalazłam ten żółty wywietrznik. Wskoczyłam na niego, potem na rurę, następnie kolejną i na wyżej położoną linię, po czym zaczęłam iść przed siebie, w przeciwnym niż linia kierunku. Chwilę potem, zauważyłam działającą wieżyczkę z migającą, czerwoną wiązką, która powiedziała:

- Ja nie z tych…

Podniosłam ją. Działała, więc czemu miałaby być spalona? Gdy zaś trzymałam ją za pomocą Portal Gun, powiedziała:

- Dziękuję!

A po chwili zaczęła swój specyficzny monolog:

- Wkurz się! Nie rób lemoniady! Bogowie ukarali Prometeusza za przekazanie ludziom daru wiedzy. Został uwięziony w czeluściach Ziemi, gdzie był rozdziobywany przez ptaki. To za mało. Odpowiedź znajduje się pod nami.

Dalej nie słuchałam, tylko zastanawiałam się, na cholerę ta wieżyczka w wielkim skrócie opowiedziała mi historię Prometeusza i czy miało to jakiś związek z moim dalszym pobytem tu oraz o co chodziło z tym, że odpowiedź znajdowała się pod nami. Lecz, w którymś momencie powiedziała coś, co mnie zainteresowało:

- Jej imię to Karolina. To wszystko co miałam ci do powiedzenia.

Karolina? Ale w tym miejscu, w pewnym sensie, były dwie kobiety. Ja, ale ja miałam na imię Ramoninth i GLaDOS, bo w sumie miała żeński głos. Czyli, że…? E, nie ważne, co ja będę nad tym rozprawiała, okaże się w przyszłości. Chwilę potem, jako iż dotarłam do jakieś siatki dematerializującej, postawiłam wieżyczkę w bezpiecznym miejscu i sama przez ową siatkę przeszłam. Chyba dotarłam do fabryki wieżyczek, gdyż za lewą, oszkloną szybą był model człowieka oraz wieżyczki do niego strzelające. Ogólnie można tam było usłyszeć taki zapętlony dialog. Najpierw mówił komputerowy, męski głos:

- Szablon

- Halo? – Pytała wieżyczka.

- Odpowiedź

- Cel namierzony.

I prawidłowa wieżyczka strzelała do modelu, a wadliwa mówiła coś tam spoza szablonu. Lecz ja, szukałam wyjścia, gdyż po wejściu tu drzwi, które były w owym miejscu, były zamknięte. Po chwili, na suficie za ścianą z modelem znalazłam miejsce na portal. Od razu dostałam się za ich pomocą na tył, a następnie szybko, za pomocą portali, przedostałam się do oddalonego pomieszczenia. Następnie, szybko ruszyłam w prawą stronę.


W pewnym momencie, gdy skręciłam i nadal szłam przed siebie, ujrzałam wejście do spalarni, do której były wrzucane wadliwe wieżyczki. Zignorowałam to, gdyż co mnie to obchodziło i ruszyłam dalej, przy okazji wchodząc po schodach. Lecz, kiedy szłam w kierunku schodów prowadzących w dół, odezwał się znajomy rdzeń:

- O! Świetnie. Przeszłaś, gratulacje. Za mną! To ci się spodoba.

„Wiem, jestem fajna.” – Pomyślałam, idąc.

W pewnej chwili, gdy wchodziłam do jakiegoś pomieszczenia z komputerami, mój znajomy odparł:

- Już prawie…

A następnie dotarliśmy do pomieszczenia, w którym było mniejsze, zamknięte pomieszczenie z wieżyczką, która najprawdopodobniej służyła za szablon, gdyż była skanowana. Natomiast mój towarzysz skomentował:

- Ta-daam! Ależ to nic innego, jak „tylko” centrum sterowania wieżyczkami. Dziękuję, dziękuję bardzo. Widzisz tamten skaner? To on decyduje, które wieżyczki zachować, a które wyrzucić. I porównuje je wszystkie do tamtej wieżyczki wzorcowej! Jeśli wyciągniemy wieżyczkę wzorcową, cała linia produkcyjna stanie.

Lecz, gdy podeszłam do drzwi, rdzeń dodał:

- Dobrze. Hm. Muszę złamać zabezpieczenia drzwi, żebyśmy się mogli tam dostać. Techniczne rzeczy. Musisz się odwrócić, jak będę to robić.

No to odwróciłam się. Zaś w pewnej chwili, usłyszałam dźwięk tłuczenia szyby. Serio? SERIO?! Na tak prostą rzecz to dziecko z autyzmem by wpadło! Gdy zaś się odwróciłam, rdzeń zawołał:

- Gotowe! Złamane! OK, śmiało, wyciągnij tę wieżyczkę.

Tjaaa…Nie skomentuję jego logiki. Jednak, dostałam się do owego miejsca portalami, wzięłam wieżyczkę i przerzuciłam ją przez portal. Mój znajomy natomiast, skomentował:

- To powinno załatwić sprawę.

Ale linia nie stanęła. Skaner nadal skanował, tyle że tym razem powietrze. Zaś komputerowy, męski głos obwieścił:

- Brak szablonu. Kontynuuję z pamięci.

- No nie, nie zadziałało. Dobra, teraz zastanówmy się, jak zatrzymać tę linię produkcji wieżyczek… – Skomentował rdzeń.

W tym momencie, wpadłam na pomysł. Postanowiłam podmienić szablon na wadliwą wieżyczkę, złapaną w czasie lotu do spalarni. Od razu wyszłam z pomieszczenia, nie słuchając tego, co tam ględził rdzeń i podeszłam do wlotu do spalarni. Chwilę potem, szybko chwyciłam nadlatującą wieżyczkę, która powiedziała:

- Bogu dzięki, uratowałeś mi tyłek, kolego. Dokąd idziemy? Nawiewamy z mamra? Nic a nic nie widzę.

Kiedy powróciłam do pomieszczenia, rdzeń zapytał:

- A co tam masz?

Ja zaś, przeszłam przez portal i umieściłam wieżyczkę w skanerze.

- Co ty…GENIALNE! To było genialne! – Skomentował mój znajomy.

- Zaakceptowano nowy szablon. – Odezwał się męski, komputerowy głos.

- Przy odrobinie szczęścia ona się nawet nie zorientuje, że wszystkie wieżyczki są do bani, aż będzie już za późno. [śmieje się] Klasyka. Dobrze, miej na oku linię wieżyczek, a ja pójdę i złamię zabezpieczenia drzwi. Zaraz zaczynam hakowanie. Troszkę to bardziej skomplikowane, niż wyglądało z twojej strony. Powinno zająć z dziesięć minut. Miej drzwi na oku. Te drzwi są całkiem skomplikowane.

Chwilę potem, owe otworzyły się, a ja ruszyłam przed siebie. Natomiast mój towarzysz, widząc mnie, spytał:

- O! Długo te drzwi już są otwarte? Była jakaś informacja, zanim się otworzyły? Jakiś taki alarm albo ostrzeżenie antyhakerskie? Oczywiście najważniejsze, że są otwarte, ale tak na przyszłość wspominaj o takich sprawach. Wystarczy kaszlnąć znacząco czy coś w tym stylu.

„No dość sporo, panie mister hakerze i cheaterze.” – Pomyślałam z zażenowaniem.

No, ale po chwili podróży, znalazłam się przed jakimś oszklonym pomieszczeniem. Przez szyby widziałam, że musiała to być jakaś stara sala konferencyjna, ze względu na ekran, na którym można było wyświetlać rzeczy za pomocą projektora. Gdy natomiast szłam do wejścia owego miejsca, rdzeń skomentował:

- No i bosko. Teraz nie może używać wieżyczek. To załatwmy jeszcze ten generator neurotoksyny. Musimy tylko znaleźć wąż doprowadzający – powinien nas zaprowadzić prosto do celu.

Jednak, chwilę potem, przeszłam przez owe pomieszczenie i dotarłam do ciemnego pomieszczenia, które mój znajomy oświetlał latarką. Po spojrzeniu w lewą stronę, ujrzałam wielki napis „Bring Your Daughter to Work Day!” czyli po polsku „Zabierz dziecko do pracy” lub, dosłowniej, „Zabierz swoją córkę do pracy”. Pod tym, były stoliki z różnymi pracami dzieci, które były na jeden temat: baterii z ziemniaka. Widząc to, gdy szłam przed siebie oglądając prace, rdzeń skomentował:

- „Zabierz dziecko do pracy”…ten dzień nie skończył się miło. I…czterdzieści baterii z ziemniaka. Żenada. Rozumiem, że to tylko dzieci. Ale i tak linia najmniejszego oporu. Trudno to nazwać nauką.

„Śmierdzi mi tu uruchomieniem GLaDOS, ale może tylko nadinterpretowuję fakty. A poza tym, ja jestem taką pierdołą, że nawet teraz nie stworzyłabym ziemniaczanej baterii.” – Pomyślałam

W którejś chwili, doszliśmy do wulkanu sodowego. Fajna sprawa, jak jest się dzieckiem. Aż mnie się moje dzieciństwo przypomniało. Często takie robiłam i rodzice strasznie się denerwowali, ale nie wiem dlaczego, gdyż była to świetna zabawa. Jednak, z mych retrospekcji wyrwał mnie komentarz rdzenia:

- Wulkan sodowy. Przynajmniej to nie bateria z ziemniaka. Ale i tak niezbyt oryginalnie. Badania terenowe to nie są, nawet w zakresie nauk dziecięcych.

W pewnym momencie, przeszliśmy obok wieeelkiego drzewa. Nie wiem, ile lat musiało minąć, ale cholerstwo się rozrosło, z tego, co widziałam. No, ale przeszłam obok niego, woląc nie ingerować w to, jak wyglądał eksperyment tego małego hodowcy drzew ziemniaczanych, bo na takie wyglądało. Jednak, po wyjściu i ruszeniu dalej, w pewnej chwili mój znajomy odparł:

- Jestem prawie pewien, że idziemy we właściwą stronę. Tak tylko chciałem podkreślić.
Ogólnie to dużo tu było zakrętów, gdyż mnóstwo z nich musiałam pokonać. Kiedy zaś schodziłam po jakichś schodach, mój towarzysz dodał:

- Nie przejmuj się, na sto procent gwarantuję ci, że to tędy…

Tu skręcił w jakąś uliczkę i, chwilę potem, wracając, powiedział:

- A nie, to nie tędy.

No, ale ja szłam przed siebie i w pewnym momencie doszłam do szerokiej podłogi, na której końcu były drzwi. Rdzeń zaś, poinformował:

- Dobra, spróbujemy tędy.

Szczerze powiedziawszy, na serio chciałabym się dowiedzieć, jak on się nazywał, aby nie mówić na niego ciągle „rdzeń”, no ale on nie ujawniał swego imienia. Jednak, po chwili, przeszłam przez jedne duże drzwi, a następnie przez kolejne, które były na końcu niedługiego korytarza. Kiedy to zrobiłam, ruszyłam przed siebie, a po jakimś czasie skręciłam w prawą stronę. Chwilę potem, ujrzałam cudowny dla mych oczu widok.


Był to generator neurotoksyny, ale to, co było w nim imponującego, to jego wysokość. Był naprawdę bardzo wysoki i połączony ze ścianami pompami. Z mego zachwytu wyrwał mnie głos rdzenia:

- Ha! Wiedziałem, że idziemy we właściwą stronę. To generator neurotoksyny. Trochę większy, niż się spodziewałem. Czyli nie da się go ot tak wywrócić. Trzeba będzie zastosować spryt. Na górze jest jakaś sterownia. Zbadajmy to.

Od razu ruszyłam przed siebie, przy okazji wchodząc po schodach. Kiedy weszłam po ostatnich, podeszłam do drzwi, które były na końcu metalowego balkoniku i, gdy się otworzyły, przeszłam przez nie, a następnie przez kolejne.


Po przedostaniu się przez nie, ujrzałam wrzucane do jakieś chyba zgniatarki wieżyczki i wysoko w oddali jakiś laser.

- Nasza robota. W sumie nic śmiesznego. One czują ból. Tak jakby. Symulowany oczywiście. Ale w sumie dla nich to rzeczywisty. – Skomentował rdzeń.

Ja zaś, poszłam do windy, która była na końcu mej trasy, wsiadłam do niej i po chwili ruszyłam w górę. W pewnym momencie, gdy winda zatrzymała się i drzwi otworzyły się, po wyjściu mój znajomy przemówił:

- Obawiam się, że drzwi są zamknięte i nie widzę tu okazji do popisów hakerskich. Mechanizm musi być na…Ho ho ho, ale wielki laser!

A ja po prostu nacisnęłam ten czerwony przycisk, który był niedaleko. Kiedy to zrobiłam, mój towarzysz zawołał:

- STÓJ! NIE WIEMY, CO TEN GUZIK…O, drzwi się otworzyły! Dobra robota. Zobaczmy, co jest w środku.

I po co była ta cała panika? Co innego mógłby robić guzik będący niedaleko drzwi? No, ale przekroczyłam je i ujrzałam schody, na których końcu było widać generator oraz drzwi do jakiegoś pomieszczenia biurowego. Rdzeń natomiast, odrzekł:

- Dobre wieści! Tym sprzętem mogę wyłączyć system doprowadzania neurotoksyny. 
Niestety jest chroniony hasłem. Aaa! Dzwonki alarmowe! Nie nie, bez obaw. Dla mnie to żaden problem.

W tym momencie, wróciłam się i na jednej ze ścian, której dotykał laser, umieściłam portal, wróciłam i weszłam po schodach. Następnie, kolejny portal umieściłam na przesuwającym się panelu. Pierwsza pompa przecięta.

- W zasadzie to możesz sobie odpocząć. Jak będę nad tym pracował.

Druga i trzecia pompa poszły.

-  Czujesz neurotoksynę?

Czwarta pompa zniszczona.

- Czekaj, czekaj! Poziom neurotoksyny spada.

Piąta, szósta i siódma pompa przecięta.

- Więc cokolwiek robisz, rób to dalej!

Ostatnia pompa zniszczona.

- Udało się! Stężenie neurotoksyny zero procent! Tak! Moment…

Przecięte pompy opadły w dół i pomieszczenie zaczęło się trząść. Widziałam też czerwone światło oraz słyszałam alarm.

- Ostrzeżenie! Ciśnienie neurotoksyn osiągnęło niebezpiecznie nieszkodliwy poziom. – Obwieścił znany mi, męski, komputerowy głos.

Ja zaś ujrzałam, że generator zaczynał być zgniatany od środka. Czyli doszło do implozji. Świetnie. Po chwili generator rozwalił się i szczątki spadły w dół.

- HA! Rura rozwalona! Dojedziemy nią prosto do niej! – Skomentował rdzeń.

Nie wiedziałam, o co chodziło, dlatego zeszłam po schodach i podeszłam bliżej drzwi do pomieszczenia biurowego. W tym momencie i mnie, i mego towarzysza zassała rura. On zaś, zawołał:

- Aach!

Po czym zaczęliśmy pędzić przez rurę, przez którą przy okazji leciało confetti.


Gdy tak lecieliśmy, mój znajomy mówił:

- Powinniśmy dotrzeć prosto do niej. Nie wierzę, że w końcu to robię! Łuuu! 
Wiedziałem, że to będzie fajne. Mówili mi, że to żadna frajda, a ja im uwierzyłem! A teraz bawię się świetnie, wspaniała sprawa…To miejsce jest potężne. A widzimy tylko górną warstwę. Wszystko idzie wiele kilometrów w głąb. Oczywiście wszystko odcięte już od wielu lat.

A tego to nie wiedziałam, szczerze musiałam to przyznać.

- Chyba już niedaleko. Oj, ale będzie miała minę. Nie ma neurotoksyny, nie ma wieżyczek…nie będzie miała pojęcia, co ją trafiło! Zaczekaj momencik. Niewykluczone, że nie do końca ten następny etap przemyślałem.  - Kontynuował

„Sądzę, że GLaDOS nie jest głupia i się domyśli.” – Pomyślałam

No, ale w tym momencie, rdzeń został przekierowany do odrębnej części rury. Od razu odwróciłam się, a on odparł:

- Aaagh! Idę w złą stronę! Dotrzyj do niej! Znajdę cię!

I nastała cisza od jego paplania. Nareszcie, bo już trochę mnie to denerwowało. No, ale po chwili wypadłam na jakiś balkonik. Niedaleko mnie, były schody, prowadzące do jakieś części owego pomieszczenia.


Czułam to. Czułam, że już niedługo nastałaby konfrontacja z GLaDOS…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujcie i obserwujcie szczerze. Chcę poznać prawdziwe opinie na temat tego, co tworzę. I pamiętajcie, że do gówna typu LBA nominacji nie przyjmuję. Usuwam je, choćbym była na drugim końcu Polski.