O mnie

Moje zdjęcie
-> Zofia Ziętek -> Studentka niestacjonarna dietetyki na SGGW. -> 24 lata. -> Kocham koty, koty to NadZwierzęta. -> Dumny wróg publiczny lewicowej części Pinteresta. -> Lubię wkurwiać lewicowe dzieci. -> Zardonic to Nadbóg, jego po prostu nie da się nie wielbić z czystym sumieniem. -> Moja wiocha to Kolonia Jurki a miasto Grójec i mam w piździe to, że nadal jestem zameldowana w Warszawie. -> Aktywna użytkowniczka Reddita. -> Jestem w wielu fandomach, jednak pięć podstawowych to Zealots, BL3NDERS, C&C, Gachowate gry i Half-Life. -> Lubię czytać wszędzie, ale nie w domu. Cholera wie czemu. -> Obecnie uczę się hiszpańskiego i rosyjskiego. -> Jestem nietolerancyjnym kartoflem i jestem z tego dumna. -> Mam niedojebaną matkę, która nie przeżyje dnia bez opierdolenia mnie o byle gówno. -> Nie chcę mieć chłopaka. Po prostu nie, nie chcę mieć w życiu żadnych nieobowiązkowych ograniczeń. -> W tym roku wreszcie znalazłam postać fikcyjną, z którą mogę się utożsamiać. ;"-) -> Lubię z ChatGPT korzystać, często mi pomaga. -> Yuri z Red Alert 2 jest seksi as fuck, change my mind. -> Kocham swoje życie, jest zajebiste.

Informacje

...

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział XIV – To jest już koniec, nie ma już nic.

Dwa dni później, kiedy dolecieliśmy na Antarktydę, zaczęliśmy lecieć w kierunku statku Borealis. W czasie lotu, widziałam, że ten kontynent również był opanowany przez żołnierzy mojego, wtedy jeszcze istniejącego, imperium. Widoczne były tam patrolujące teren oddziały wojsk, Huntery oraz przemierzające niebo Combine Advisory. Po parunastu minutach, kiedy znaleźliśmy się nad celem, wylądowaliśmy na statku. Kiedy to zrobiliśmy, oboje wyszliśmy z pojazdu i ruszyliśmy do środka Borealis.


Zamierzaliśmy dojść do potężnej aparatury aby przejąć ją przed Gordonem Freemanem i Alyx Vance. Bo gdyby oni dobrali się do tego, co tam było, to moglibyśmy pożegnać się z Kombinatem. Szliśmy tam paręnaście minut przemierzając pomieszczenia z łóżkami, ze szkieletami oraz innymi tego typu rzeczami. Kiedy zaś doszliśmy do drzwi prowadzących do naszego drugiego celu i je otworzyliśmy, zamarliśmy…


Bowiem spóźniliśmy się. Byli tam już nasi wrogowie. Kiedy zaś usłyszeli otwierające się drzwi, odwrócili się. Widząc nas, Alyx powiedziała ze słyszalnym zdziwieniem w głosie:

- Ramoninth? Jakim cudem ty jeszcze żyjesz? Przecież widziałam jak spadałaś ze szczytu Cytadeli.

- Nie wiem, jakim cudem żyję, ale jak widać wszystko jest możliwe. – Odpowiedziałam

Jednak, po tych słowach, ja i Breen oraz Gordon i Alyx zaczęliśmy ze sobą walczyć o to, kto w 100% przejmie ten statek. Walczyliśmy długo. W pewnym momencie walki, miałam takie uczucie, jakby czas się zatrzymał. Nie wiedziałam, czy walczyliśmy minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata, dekady, stulecia, tysiąclecia czy millenia. Szala zwycięstwa przelewała się to na stronę moją i Breena, to na stronę Gordona i Alyx. Lecz, w pewnym momencie, ku mojemu nieszczęściu, wygrali oni. Bowiem zniszczyli nam bronie, z których korzystaliśmy. W tym momencie, czas ponownie ruszył, a oni podeszli do aparatury i otworzyli za jej pomocą ten sam portal, który widoczny był po wysadzeniu Cytadeli, po czym włączyli sprzęt znajdujący się na statku i wycelowali nim w portal. Przez to, energią broni zaczęli osłabiać wojska stacjonujące na innych planetach pod władaniem Kombinatu, przez co rdzenni mieszkańcy danych planet, z łatwością pokonywali ich i oswabadzali swoje planety. A ja i mój ukochany musieliśmy bezsilnie na to wszystko patrzeć. Mnie, mimo iż ukrywałam to, płakać się chciało. Kombinat to było moje największe dzieło życiowe. Naprawdę się nad nim mocno napracowałam, a tymczasem oni to w tak nieskomplikowany sposób niszczyli.


Ja wiem ile to trwało? Jakoś z dwa dni. Po tym czasie bowiem, najprawdopodobniej wszystkie podbite planety zostały oswobodzone lub po prostu moi żołnierze byli na tyle osłabieni, że mieszkańcy danych planet z łatwością sobie z nimi radzili, gdyż portal i aparatura zostały wyłączone. W tym momencie przyszedł czas na Ziemię. Gordon i Alyx bowiem, wyszli i zaczęli mordować mych żołnierzy.


My, nie chcąc być zgładzeni, postanowiliśmy uciec. Jako iż mieliśmy wolną drogę, postanowiliśmy z niej skorzystać. Więc, po wyjściu naszych wrogów, Breen chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy biec w kierunku wyjścia. Po dojściu do niego, wybiegliśmy i pobiegliśmy przed siebie. Biegliśmy z godzinę bez zatrzymywania się. Po tym czasie, zatrzymaliśmy się. Byliśmy wycieńczeni. Uciekaliśmy przez śnieg i to jeszcze w okropnym zimnie. Kilka sekund później, słychać było już tylko nasze szybkie oddechy. Po kolejnej godzinie, gdy już odpoczęliśmy, ruszyliśmy w dalszą ucieczkę, jednak już wolniejszą.


Lecz, po kolejnej godzinie postanowiliśmy zatrzymać się pod pobliską górą lodową. Podeszliśmy więc do niej i usiedliśmy koło niej. Ech…Kombinat już nie istniał. Nie mieliśmy gdzie wracać. Zostaliśmy tylko my – dawni władcy. Jednak, kiedy tak siedzieliśmy pod tą górą lodową, zaczęło mnie się robić zimno. Nie wzięłam ze sobą ciepłej kurtki, gdyż ślepo wierzyłam, że jednak uda nam się oszukać przeznaczenie i, że nie będę musiała wychodzić na zewnątrz. Parę minut później, zaczęłam trząść się z zimna i zgrzytać zębami. Czułam, że zamarznę. Lecz, kilka chwil potem, poczułam, że ktoś coś na mnie zakładał. Gdy spojrzałam w dół, ujrzałam, że miałam na sobie płaszcz Breena. Od razu odwróciłam się. Okazało się, że to Breen zdjął z siebie swój płaszcz i mnie nim okrył. Widząc to, rzekłam:

- A tobie nie będzie zimno bez tego płaszcza?

- Wolę zamarznąć niż pozwolić abyś cierpiała. – Odpowiedział

On był taki kochany…Tak o mnie dbał…Parę sekund później, przytuliłam się do niego. Po zrobieniu tego, poczułam, że objął on mnie. Jednak, w pewnym momencie, poczułam się senna. Zamknęłam więc oczy i usnęłam głębokim snem…


Gdy się obudziłam, ujrzałam, że siedziałam w jakimś zniszczonym od środka pomieszczeniu. Przede mną paliło się jakieś ognisko. Ja sama byłam przytulona do Breena. Po odwróceniu wzroku, ujrzałam, że mój ukochany spał. Był też jakiś taki trochę blady oraz okryty jakimś grubym kocem. Na początku przez głowę przeszła mi straszna myśl, że zamarzł. Lecz, w pewnym momencie, usłyszałam, że westchnął on przez sen, co znaczyło, że żył. Przed wejściem do miejsca, w którym się znajdowaliśmy, zobaczyłam stojącego na straży jednego z żołnierzy mego dawnego imperium. Najprawdopodobniej to on uratował nas z Antarktydy przed zamarznięciem. Mimo wszystko, ponownie przytuliłam się do Breena i zamknęłam oczy. Byłam jeszcze zmęczona całym dniem. I parę chwil później – zasnęłam…


Kiedy zaś na nowo się obudziłam, ujrzałam, że nadal byłam w tym samym miejscu co wcześniej. Chwilę później, kiedy puściłam Breena i odwróciłam się, ujrzałam, że nie spał on już. Gdy zauważył, że już nie spałam, rzekł:

- O, Ramoninth. Już się wyspałaś?

- Tak…W ogóle, to gdzie my jesteśmy? – Odpowiedziałam

W tym momencie, odpowiedział mi on oraz opowiedział jak się tu znaleźliśmy. Kiedy skończył, ja spytałam:

- To poza nami jeszcze przeżył ktoś z dawnego Kombinatu?

- Też się zdziwiłem, kiedy się o tym dowiedziałem. Myślałem, że ich wszystkich pozabijali. – Odpowiedział

Po tej rozmowie, na chwilę nastała cisza. Jednak, ja, w pewnym momencie powiedziałam:

– Breen…

- Tak? – Spytał

W tym momencie, zdjęłam jego płaszcz, który ciągle miałam na sobie, wyciągnęłam rękę, w której go trzymałam w jego kierunku i rzekłam:

- Dzięki za płaszcz, ale już wypada ci go oddać. Nie jesteśmy nadal na Antarktydzie.

- Zatrzymaj go sobie. Może kiedyś uratować ci życie, tak jak zrobił to na Antarktydzie. – Odparł

Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Mimo wszystko, rzekłam:

- Naprawdę? Dzięki.

- Nie ma za co, kochanie. Ja chcę dla ciebie jak najlepiej. – Powiedział

Po tych słowach, przewiązałam go sobie w pasie. Nie wiedziałam jednak, że ten płaszcz serio mógł mi kiedyś uratować życie…

Mimo to, od teraz, dalej siedzieliśmy w tym miejscu. Tam przynajmniej byliśmy bezpieczni przed rządnymi zemsty cywilami. Chronił nas bowiem przed tym ostatni, pozostały przy życiu żołnierz Kombinatu. Lecz, bezpieczeństwo nie trwało długo…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujcie i obserwujcie szczerze. Chcę poznać prawdziwe opinie na temat tego, co tworzę. I pamiętajcie, że do gówna typu LBA nominacji nie przyjmuję. Usuwam je, choćbym była na drugim końcu Polski.