Otóż, przypomniałam sobie, że przecież moja
przyjaciółka Claire Farewell, którą poznałam w tym dziwnym świecie, do którego
dostałam się przez czarną dziurę jeszcze mi pozostała. Jednak, po chwili
entuzjazmu, uświadomiłam sobie, że…ona przecież mogła już nie żyć. W końcu,
skoro los odbierał mi wszystkich, to dlaczego ją miałby oszczędzić? Jednak,
wszystko było możliwe, dlatego od razu wyjęłam telefon i napisałam do niej SMS
o treści:
„Ja: Żyjesz?”
Kiedy to wysłałam, ironicznie zaśmiałam się i,
cicho, powiedziałam do siebie:
– W co ja
wierzę…Skoro los zabiera mi wszystkich po kolei, to dlaczego ona, po ponad
dwóch tysiącach lat, miałaby żyć?
Jednak, po paru chwilach, usłyszałam dźwięk
SMS-a. Od razu, zdziwiona, sprawdziłam go. Okazało się, że był to SMS od mej
przyjaciółki. Od razu zaczęłam konwersację. Wyglądała ona tak:
„Claire: Jasne,
że żyję! Dlaczego miałabym nie żyć?
Ja: No
wiesz, minęło już ponad dwa tysiące lat, odkąd się poznałyśmy. Już dawno
powinnaś być martwa.
Claire: W
miejscu, w którym mieszkam, proces starzenia postępuje o wiele wolniej, niż na
Ziemi. W czasie, gdy się poznałyśmy, miałam szesnaście lat. Obecnie zaś, mam
czterdzieści lat. J A jak ty żyjesz, skoro mieszkasz na Ziemi?
Ja: To
długa historia. Może się spotkamy i ci ją opowiem?
Claire: Czemu
nie! Dawno cię nie widziałam! Tylko gdzie, kiedy i o której?
Ja: Masz
możliwość dostania się na Ziemię?
Claire: Jako
taką mam. :3
Ja: To
może spotkajmy się na Ziemi, a dokładniej w Stanach Zjednoczonych, na takim
polu niedaleko 2Fort, jutro o czternastej?
Claire: Pasuje.
Tylko jeszcze sprawdzę, gdzie dokładniej jest to całe 2Fort i przybędę. :>”
Nie wierzyłam w to, co widziałam. Claire nadal
żyła! Czyli los nie zabrał mi wszystkich ważnych dla mnie osób! Byłam ciekawa,
co tam u niej, jak się zmieniła oraz czy nadal była taka nieco dziecinna, jak
kiedyś. Od razu zaczęłam czekać z niecierpliwością na następny dzień, aby
spotkać się z chyba jedyną ważną dla mnie osobą, która mi pozostała.
Następnego dnia, o godzinie czternastej,
wyszłam przed mój statek kosmiczny. Kiedy to zrobiłam, po chwili zauważyłam
portal, a następnie ujrzałam, że wyszła z niego Claire. Zauważyłam, że od
naszego ostatniego spotkania bardzo się zmieniła, przynajmniej z wyglądu.
Była obecnie wysoka. Na sobie miała czarną
bluzkę z wysokim kołnierzem z tyłu oraz krótkimi, czerwonymi rękawami. Owa
bluzka miała dość spory dekolt oraz widać było spod niej kawałek czarnych
ramiączek jej biustonosza. Sama bluzka, u dołu, odsłaniała niewielki kawałek
jej brzucha. Na rękach miała długie, czarne rękawiczki bez palców. Na nogach
miała długie, czarne spodnie, zakończone u góry czerwonym fragmentem. Miała
także czerwono-czarne buty na niewielkim obcasie. Widziałam też, że za plecami
wystawał jej jakiś fragment broni.
Widząc mnie, od razu podbiegła do mnie, po
czym rzuciła mnie się w ramiona i zawołała:
– Ramoninth! Tak dawno
się nie widziałyśmy!
W tym momencie, ja
odwzajemniłam gest i powiedziałam:
– Mnie też miło cię
widzieć.
Parę minut potem,
kiedy oboje puściłyśmy się, Claire rzekła:
– To opowiadaj! Co się
u ciebie działo przez ten cały czas?
W tym momencie,
zaczęłam jej opowiadać moją historię powrotu na Ziemię, dostania się na ponad dwa
tysiące lat do Aperture Science, wypuszczenie mnie z tamtego miejsca oraz o
moim późniejszym życiu w 2Fort oraz dlaczego musiałam się z owego miejsca
wynieść. Opowiadałam jej to wszystko może z dwie i pół godziny, bo historia
była długa, ale nadal była ona krótsza niż to, co wam dotychczas opowiedziałam.
Kiedy skończyłam, na
chwilę nastała cisza. Bałam się, że mogłaby mnie wyśmiać, ale w końcu uwierzyła
w Kombinat oraz Imperium, więc dlaczego teraz miała mi nie zaufać? Chwilę
potem, odparła:
– Mimo wszystko,
miałaś bardzo ciekawą historię od naszego ostatniego spotkania!
– Wiem, ale jednak nie
była przyjemna. Tak, zmieniłam zabójczą maszynę na lepsze, mam działo portalowe
oraz Kostkę Towarzyszącą, ale jednak wczoraj straciłam przyjaciół. –
odpowiedziałam
– Zawsze możesz
zemścić się na BLU i na Panu Kleksie, o którym kiedyś mi opowiadałaś.
– Wiem i chyba to
zrobię. Chciałabym się zemścić też na moich wrogach z czasów Kombinatu, ale oni
na sto jeden procent już dawno gryzą piach.
– To w sumie dobrze.
– Nie mówię, że to źle. W ogóle…Wiem, że Breen ciągle za mną podąża,
ale…tęsknię za Wielkim Elektronikiem, o którym też ci kiedyś opowiadałam.
Chciałabym go jeszcze kiedykolwiek spotkać.
– Może go spotkasz!
Nie ma rzeczy niemożliwych!
– Chciałabym, ale…To
by było zbyt piękne, aby było możliwe. W końcu los zabiera mi wszystkich po
kolei, więc dlaczego jego miałby oszczędzić?
– Ale na przykład
teraz spotkałaś się ze mną, mimo iż myślałaś, że nie żyję, więc wszystko jest
możliwe.
– W sumie…Chciałabym go
zobaczyć. Kochałam go i nadal go kocham, a nie widziałam go ponad dwa tysiące
lat.
– Myśl pozytywnie, to
może niedługo się z nim zobaczysz.
Porozmawiałyśmy ze
sobą jeszcze na różne tematy. Między innymi dowiedziałam się, że Claire po
prostu ułożyła sobie normalne życie, znalazła męża i przyjaciół w tamtym
świecie, pracę, i po prostu do teraz sobie normalnie żyje. Szczerze? Chciałabym
mieć takie życie jak ona, proste i pozbawione zbędnych problemów. Wiadomo, na
sto procent miała własne problemy, a gdybym nie przeżyła tego, co przeżyłam,
nie miałabym wam czego opowiadać, ale chciałabym być normalnym człowiekiem. No,
ale dzięki temu wszystkiemu żyję już ponad dwa tysiące lat, więc jakieś plusy
to ma.
No, ale po około
połowie dnia, Claire musiała wracać do swojego świata. Pożegnałyśmy się i
obiecałyśmy sobie, że jeszcze kiedyś się spotkamy, po czym ona otworzyła portal
i zniknęła w nim. Gdy portal się zamknął, ja popatrzyłam jeszcze trochę w dal,
po czym postanowiłam przyszykować zemstę na Panu Kleksie i członkach BLU.
Zaczęłam od
znalezienia odpowiedniego miejsca do tego celu. W Dark Necie wynajęłam pod ten
cel jakiś silos, do którego przy okazji doprowadzona była neurotoksyna, gdyż
był to silos specjalnie pod cel jakim jest zagazowanie kogoś. Trochę mnie kosztował,
ale byłam w stanie wyłożyć pieniądze z konta bankowego rodziców na ten szczytny
cel. Poza tym, moi rodzice od dawna nie żyli, więc nie było problemu. Wynajęłam
go na dwa miesiące, tak na wszelki wypadek. Potem zaś, udałam się w owe
miejsce, aby je sobie przygotować.
Będąc pod silosem,
oczywiście przeniosłam do niego moje wszystkie rzeczy z statku kosmicznego,
gdyż miałam tam spędzić dwa miesiące. W owym miejscu, zakupiłam jeszcze sporo
materiałów, które miały mi posłużyć do budowy fotela, który miałam w mej
komnacie w dawnej Cytadeli. Przyszły po dwóch dniach i od razu zaczęłam budować
me siedzisko oraz otoczkę wokół niego, gdyż zamierzałam sprowadzić tutaj BLU
oraz Pana Kleksa i ich zagazować. Budowa zajęła mi tyle, co oryginału, czyli
trzy godziny.
Następnie, zaczęłam
rozsyłać do nich wiadomości związane z jakimś istotnym dla nich aspektem życia
i podawać adres tego silosu. Do Pana Kleksa wysłałam z nowego e-maila (sorki,
ale sądziłam, że on ogarniał jak działał komputer) wiadomość, że doktor Paj-Chi-Wo
chciał się z nim spotkać w bardzo ważnej sprawie, a do BLU wysłałam wiadomość,
że Gray Mann ma dla nich nowe zadanie, ale że jest ono sporawe, pragnie przekazać
im je osobiście, w rzeczywistości. Dzień spotkania ustaliłam dla nich na
dzisiaj, na za dwie godziny.
Po zrobieniu tego,
usiadłam na mym fotelu, uniosłam się nieco wyżej i odwróciłam tyłem do wejścia.
Następnie, wyłączyłam światło i zaczęłam czekać na ich przybycie. Nudziłam się
trochę, to musiałam przyznać, ale byłam przekonana, że udałoby mnie się ich
zabić. Na BLU zemściłabym się za zabicie mych przyjaciół, a na Panu Kleksie za
zniszczenie Imperium oraz za odebranie mi drugiej miłości mego życia, Wielkiego
Elektronika. W każdym razie, dwie godziny później, usłyszałam otwierające się drzwi
do silosu. Kiedy zaś kroki, które również usłyszałam, ucichły, włączyłam
światło i zaczekałam trochę.
– Chwileczkę. Czy
czasem nie miałem się tu spotkać z doktorem Paj-Chi-Wo? – usłyszałam zdziwiony
głos Pana Kleksa.
– My tu przyszliśmy
zgodnie z wiadomością, którą dostaliśmy od naszego zwierzchnika, Graya Manna.
Miał nam tu przekazać naszą nową misję. – usłyszałam głos Szpiega z BLU.
– …
– Właśnie też nie
rozumiemy, co to ma znaczyć. – odparł Gruby z BLU.
W tym momencie,
odwróciłam się i powiedziałam:
– Ależ wy naiwni. Nic
się nie zmieniliście. W każdym razie, przyszedł czas na zemstę za to wszystko,
co mi zrobiliście.
– Chwiiila. To ty nie
zginęłaś po ostatnim? – spytał zdziwiony Skaut z BLU.
– No popatrz, żyję i
mam się dobrze. Ja też mam swoje tajemnice, więc wybacz, ale ci ich nie
wyjawię.
– Mnie bardziej
zastanawia, jakim cudem ty zniknęłaś z planety Mango i pojawiłaś się na Ziemi. –
wtrącił się Pan Kleks.
– Uciekłam pojazdem
pańskiego znajomego, Wielkiego Elektronika.
A następnie szyderczo
uśmiechnęłam się. Chwilę potem jednak, nie chcąc tracić czasu, włączyłam
odliczanie do wyemitowania neurotoksyny oraz wieżyczki rakietowe i laserowe,
otoczyłam się niewidzialną barierą, która miała mi zapewnić przeżycie, po czym
rzekłam:
– Przejdźmy do rzeczy.
Macie osiem minut, aby pożegnać się ze światem. Po tym czasie, zabije was
neurotoksyna, jeśli oczywiście wcześniej nie zginiecie od wieżyczek rakietowych
i laserowych.
Po czym uniosłam moje
siedzenie wyżej i zaczęłam patrzeć, jak starali się powstrzymać nadchodzącą
śmierć.
Niestety, moje
wieżyczki nie były niezniszczalne, bo już nie stać mnie było na taki materiał,
więc musiałam improwizować. Z tego też powodu, zaczęli oni najpierw niszczyć
wieżyczki, co zajęło im, z tego co widziałam po odliczaniu, dwie minuty.
Następnie, chcieli najprawdopodobniej powstrzymać mnie, gdyż Pan Kleks strzelił
w mym kierunku swoją mocą, a Żołnierz z BLU wystrzelił w mą stronę rakietą ze swojej
broni. To wszystko zatrzymało niewidzialne pole wokół mnie, które w sumie było
przydatne.
– To nic nie da.
Zabezpieczyłam mój fotel przed waszą próbą zabicia mnie. – odpowiedziałam
Jednak, to nie
powstrzymało mej porażki. Otóż, minutę przed wyemitowaniem neurotoksyny, Szpieg
gdzieś się przeteleportował, a po chwili wrócił. Gdy to zrobił, liczniki
wyłączyły się, tak samo jak emitery neurotoksyny, gdyż przestała ona powoli
wydobywać się z wywietrzników. W tym momencie, Pan Kleks zrobił coś, czego nie przewidziałam.
Strzelił w jeden z pęków kabli, trzymających mój fotel w tej pozycji, w której
był on w tamtym momencie. Przez to, ja nie zdążyłam nawet użyć mej zdolności
lewitacji, gdyż ani się nie obejrzałam, spadłam na ziemię.
Nie zamierzałam się
poddać. Od razu wstałam, ku zdziwieniu Pana Kleksa, gdyż nie wiedział on o
moich nadprzyrodzonych zdolnościach, przywołałam pirokinezę i skoczyłam w ich
kierunku z zamiarem zaatakowania. W tym momencie, zaczęliśmy ze sobą walczyć.
Miałam nadzieję, że skoro nie mogłam zabić ich neurotoksyną i wieżyczkami, to
mogłabym chociaż zabić ich osobiście. Niestety, nawet to mnie się nie udało. W
pewnej chwili, kiedy byłam zmęczona walką, a nastąpiło to po około pół
godzinie, oni wykorzystali to i, w tym wypadku, Pan Kleks, używając oczywiście
do tego swej mocy, odepchnął mnie w kierunku ściany.
Będąc pod nią,
chciałam wstać, ale powstrzymał mnie przed tym fakt, że członkowie BLU
wycelowali we mnie swoimi broniami. Wiedząc, że gdybym wstała zginęłabym,
musiałam po prostu się poddać. Chwilę potem, przemówił Pan Kleks:
– Nie zabijemy cię,
jeśli byś się tego obawiała. Jednak zaufaj mi, z nami po prostu nie wygrasz.
Musisz przyjąć do wiadomości, że dobro zawsze wygrywa, a ty, jako iż należysz
do zła, jesteś zawsze skazana na porażkę.
Jak on mnie
denerwował, to chyba nie miał pojęcia. Chociaż w sumie to nie wiem, bo po nim
wszystkiego można było się spodziewać. A poza tym, ja wiem, że on nie znał
członków BLU osobiście, ale BLU dobre nie było. W końcu oni zabili mi moich
przyjaciół oraz prawie zamordowali mnie. Nie zdążyłam jednak zareagować, gdyż
odwrócili się i odeszli.
– Swoją drogą,
dziękuję za pomoc. – powiedział Pan Kleks, gdy odchodzili.
– Spoko. W końcu też
byliśmy zagrożeni. – odparł Żołnierz z BLU.
Chwilę potem, wyszli oni
z mego silosu, a ja zostałam sama.
Byłam cholernie
zmęczona, szczerze powiedziawszy. Ta końcowa walka nieziemsko mnie wykończyła,
ale mimo to, ze łzami w oczach, wstałam i chciałam podejść do mego fotela.
Niestety, w połowie drogi, bezwładnie upadłam na ziemię. Byłam tak zmęczona, że
nie miałam siły ani iść, ani nawet latać. Słyszałam, jak moje serce szybko
biło, a ja sama szybko oddychałam. Na dodatek, po chwili poczułam łzy
spływające po moich policzkach. Najgorsze było to, że parę chwil potem, usłyszałam
kroki. Nie wiem, czego się bałam, bo w końcu oni sami przyznali, że nie chcieli
mnie zabijać. Lecz, w pewnym momencie, usłyszałam znajomy, męski głos:
– Skarbie…
Poznałam go. To był głos...Wallace Breena! Od
razu, zdziwiona, uniosłam wzrok i spojrzałam w kierunku, z którego dochodził
głos. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam mego pierwszego ukochanego. Ale…jak? Przecież
on lata wcześniej zmarł z wycieńczenia, głodu i odwodnienia. Nie mógł się sam z
siebie wskrzesić! Chwilę potem, spytałam zdziwionym i zapłakanym głosem:
– B-Breen?
Ale…Ale jakim cudem ty żyjesz? Przecież lata wcześniej zmarłeś!
- Zorientowałem się, że jutro zaczynają się
święta. Wybłagałem więc siłę wyższą aby pozwoliła mi na ten czas wrócić do
mojego ludzkiego ciała. Zgodziła się i tak oto jestem. Będę z tobą do trzynastego
stycznia włącznie. Bo w końcu dwunastego stycznia są twoje urodziny, a trzynastego
moje. Więc nie byłoby sensu wracać do świata umarłych i znów do świata żywych.
– Odpowiedział
Tyle czasu z ukochanym…Mogło być coś
piękniejszego? A poza tym, nie wiedziałam, że zbliżały się święta. Sądziłam, że
chodziło mu o Boże Narodzenie, no ale śniegu nie było. W sumie, na tym świecie
to nie było dziwne. W każdym razie, chwilę potem pomógł mi on wstać, po czym ja
rzuciłam mu się w ramiona. Tak dawno się do niego nie przytulałam…A wtedy tak
cierpiałam, że potrzebowałam kogoś bliskiego. Chwilę później i on mnie
przytulił. Gdy zaś emocje opadły, postanowiliśmy spędzić cały ten czas razem i
jak najlepiej go wykorzystać….
Cieszyłam się, że mogłam spędzić czas z
Breenem. Jego najbardziej kochałam, bo w końcu to był mój pierwszy ukochany, a
jak wiadomo, pierwsza miłość jest najsilniejsza. Skoro miałam taką możliwość,
chciałam wykorzystać ją najlepiej jak się dało. A poza tym, może choć na chwilę
zagłuszyłabym moją tęsknotę za Wielkim Elektronikiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujcie i obserwujcie szczerze. Chcę poznać prawdziwe opinie na temat tego, co tworzę. I pamiętajcie, że do gówna typu LBA nominacji nie przyjmuję. Usuwam je, choćbym była na drugim końcu Polski.