O mnie

Moje zdjęcie
W rzeczywistości nazywam się Zofia Ziętek, mam dwadzieścia dwa lata i studiuję dietetykę na SGGW. Mam dużo pasji, ale pięć podstawowych to słuchanie muzyki, jazda transportem publicznym, pisanie opowiadań, rysowanie i jazda na rowerze. Chciałabym w przyszłości być albo laborantem, a jak to nie wypali to chciałabym robić coś związanego z dietetyką. Kiedyś chciałam być komornikiem, jakoś przez dwa lata tak miałam, ale potem skapnęłam się, że prawo to nie moja bajka. Ja nie żartuję. Co najważniejsze, tak aby nie było wątpliwości: Nie toleruję przez wielkie N społeczności LGBT i jest mi z tym zajebiście. I proszę odjaniepawlić mnie się z moralizatorską mową, bo wasze wywody tylko sprawią, że będę głośniejsza ze swymi poglądami, a i tak nie zmienię swojego zdania. :-) Fandomy, do których należę, to KatyCats/Animals/Little Monster/Undead Army/Zealots/BL3NDERS i jeszcze w pytę innych, nienazwanych. Wielbię Zardonica, Zardonic to Nadbóg i nie da się go nie wielbić. Obecnie napierdalam grę w Scratchu, będzie zajebista. Na Bloggera niedługo wrócę, przenosząc tu moją Samoanalizatornię oraz dalej pisząc bloga o lekach OTC.

Informacje

...

poniedziałek, 27 maja 2019

Rozdział LXXVI – Dwa spotkania i zemsta.


Otóż, przypomniałam sobie, że przecież moja przyjaciółka Claire Farewell, którą poznałam w tym dziwnym świecie, do którego dostałam się przez czarną dziurę jeszcze mi pozostała. Jednak, po chwili entuzjazmu, uświadomiłam sobie, że…ona przecież mogła już nie żyć. W końcu, skoro los odbierał mi wszystkich, to dlaczego ją miałby oszczędzić? Jednak, wszystko było możliwe, dlatego od razu wyjęłam telefon i napisałam do niej SMS o treści:

Ja: Żyjesz?

Kiedy to wysłałam, ironicznie zaśmiałam się i, cicho, powiedziałam do siebie:

W co ja wierzę…Skoro los zabiera mi wszystkich po kolei, to dlaczego ona, po ponad dwóch tysiącach lat, miałaby żyć?

Jednak, po paru chwilach, usłyszałam dźwięk SMS-a. Od razu, zdziwiona, sprawdziłam go. Okazało się, że był to SMS od mej przyjaciółki. Od razu zaczęłam konwersację. Wyglądała ona tak:

Claire: Jasne, że żyję! Dlaczego miałabym nie żyć?

Ja: No wiesz, minęło już ponad dwa tysiące lat, odkąd się poznałyśmy. Już dawno powinnaś być martwa.

Claire: W miejscu, w którym mieszkam, proces starzenia postępuje o wiele wolniej, niż na Ziemi. W czasie, gdy się poznałyśmy, miałam szesnaście lat. Obecnie zaś, mam czterdzieści lat. J A jak ty żyjesz, skoro mieszkasz na Ziemi?

Ja: To długa historia. Może się spotkamy i ci ją opowiem?

Claire: Czemu nie! Dawno cię nie widziałam! Tylko gdzie, kiedy i o której?

Ja: Masz możliwość dostania się na Ziemię?

Claire: Jako taką mam. :3

Ja: To może spotkajmy się na Ziemi, a dokładniej w Stanach Zjednoczonych, na takim polu niedaleko 2Fort, jutro o czternastej?

Claire: Pasuje. Tylko jeszcze sprawdzę, gdzie dokładniej jest to całe 2Fort i przybędę. :>”

Nie wierzyłam w to, co widziałam. Claire nadal żyła! Czyli los nie zabrał mi wszystkich ważnych dla mnie osób! Byłam ciekawa, co tam u niej, jak się zmieniła oraz czy nadal była taka nieco dziecinna, jak kiedyś. Od razu zaczęłam czekać z niecierpliwością na następny dzień, aby spotkać się z chyba jedyną ważną dla mnie osobą, która mi pozostała.


Następnego dnia, o godzinie czternastej, wyszłam przed mój statek kosmiczny. Kiedy to zrobiłam, po chwili zauważyłam portal, a następnie ujrzałam, że wyszła z niego Claire. Zauważyłam, że od naszego ostatniego spotkania bardzo się zmieniła, przynajmniej z wyglądu.


Była obecnie wysoka. Na sobie miała czarną bluzkę z wysokim kołnierzem z tyłu oraz krótkimi, czerwonymi rękawami. Owa bluzka miała dość spory dekolt oraz widać było spod niej kawałek czarnych ramiączek jej biustonosza. Sama bluzka, u dołu, odsłaniała niewielki kawałek jej brzucha. Na rękach miała długie, czarne rękawiczki bez palców. Na nogach miała długie, czarne spodnie, zakończone u góry czerwonym fragmentem. Miała także czerwono-czarne buty na niewielkim obcasie. Widziałam też, że za plecami wystawał jej jakiś fragment broni.


Widząc mnie, od razu podbiegła do mnie, po czym rzuciła mnie się w ramiona i zawołała:

– Ramoninth! Tak dawno się nie widziałyśmy!

W tym momencie, ja odwzajemniłam gest i powiedziałam:

– Mnie też miło cię widzieć.

Parę minut potem, kiedy oboje puściłyśmy się, Claire rzekła:

– To opowiadaj! Co się u ciebie działo przez ten cały czas?

W tym momencie, zaczęłam jej opowiadać moją historię powrotu na Ziemię, dostania się na ponad dwa tysiące lat do Aperture Science, wypuszczenie mnie z tamtego miejsca oraz o moim późniejszym życiu w 2Fort oraz dlaczego musiałam się z owego miejsca wynieść. Opowiadałam jej to wszystko może z dwie i pół godziny, bo historia była długa, ale nadal była ona krótsza niż to, co wam dotychczas opowiedziałam.


Kiedy skończyłam, na chwilę nastała cisza. Bałam się, że mogłaby mnie wyśmiać, ale w końcu uwierzyła w Kombinat oraz Imperium, więc dlaczego teraz miała mi nie zaufać? Chwilę potem, odparła:

– Mimo wszystko, miałaś bardzo ciekawą historię od naszego ostatniego spotkania!

– Wiem, ale jednak nie była przyjemna. Tak, zmieniłam zabójczą maszynę na lepsze, mam działo portalowe oraz Kostkę Towarzyszącą, ale jednak wczoraj straciłam przyjaciół. – odpowiedziałam

– Zawsze możesz zemścić się na BLU i na Panu Kleksie, o którym kiedyś mi opowiadałaś.

– Wiem i chyba to zrobię. Chciałabym się zemścić też na moich wrogach z czasów Kombinatu, ale oni na sto jeden procent już dawno gryzą piach.

– To w sumie dobrze.

Nie mówię, że to źle. W ogóle…Wiem, że Breen ciągle za mną podąża, ale…tęsknię za Wielkim Elektronikiem, o którym też ci kiedyś opowiadałam. Chciałabym go jeszcze kiedykolwiek spotkać.

– Może go spotkasz! Nie ma rzeczy niemożliwych!

– Chciałabym, ale…To by było zbyt piękne, aby było możliwe. W końcu los zabiera mi wszystkich po kolei, więc dlaczego jego miałby oszczędzić?

– Ale na przykład teraz spotkałaś się ze mną, mimo iż myślałaś, że nie żyję, więc wszystko jest możliwe.

– W sumie…Chciałabym go zobaczyć. Kochałam go i nadal go kocham, a nie widziałam go ponad dwa tysiące lat.

– Myśl pozytywnie, to może niedługo się z nim zobaczysz.

Porozmawiałyśmy ze sobą jeszcze na różne tematy. Między innymi dowiedziałam się, że Claire po prostu ułożyła sobie normalne życie, znalazła męża i przyjaciół w tamtym świecie, pracę, i po prostu do teraz sobie normalnie żyje. Szczerze? Chciałabym mieć takie życie jak ona, proste i pozbawione zbędnych problemów. Wiadomo, na sto procent miała własne problemy, a gdybym nie przeżyła tego, co przeżyłam, nie miałabym wam czego opowiadać, ale chciałabym być normalnym człowiekiem. No, ale dzięki temu wszystkiemu żyję już ponad dwa tysiące lat, więc jakieś plusy to ma.
No, ale po około połowie dnia, Claire musiała wracać do swojego świata. Pożegnałyśmy się i obiecałyśmy sobie, że jeszcze kiedyś się spotkamy, po czym ona otworzyła portal i zniknęła w nim. Gdy portal się zamknął, ja popatrzyłam jeszcze trochę w dal, po czym postanowiłam przyszykować zemstę na Panu Kleksie i członkach BLU.


Zaczęłam od znalezienia odpowiedniego miejsca do tego celu. W Dark Necie wynajęłam pod ten cel jakiś silos, do którego przy okazji doprowadzona była neurotoksyna, gdyż był to silos specjalnie pod cel jakim jest zagazowanie kogoś. Trochę mnie kosztował, ale byłam w stanie wyłożyć pieniądze z konta bankowego rodziców na ten szczytny cel. Poza tym, moi rodzice od dawna nie żyli, więc nie było problemu. Wynajęłam go na dwa miesiące, tak na wszelki wypadek. Potem zaś, udałam się w owe miejsce, aby je sobie przygotować.


Będąc pod silosem, oczywiście przeniosłam do niego moje wszystkie rzeczy z statku kosmicznego, gdyż miałam tam spędzić dwa miesiące. W owym miejscu, zakupiłam jeszcze sporo materiałów, które miały mi posłużyć do budowy fotela, który miałam w mej komnacie w dawnej Cytadeli. Przyszły po dwóch dniach i od razu zaczęłam budować me siedzisko oraz otoczkę wokół niego, gdyż zamierzałam sprowadzić tutaj BLU oraz Pana Kleksa i ich zagazować. Budowa zajęła mi tyle, co oryginału, czyli trzy godziny.


Następnie, zaczęłam rozsyłać do nich wiadomości związane z jakimś istotnym dla nich aspektem życia i podawać adres tego silosu. Do Pana Kleksa wysłałam z nowego e-maila (sorki, ale sądziłam, że on ogarniał jak działał komputer) wiadomość, że doktor Paj-Chi-Wo chciał się z nim spotkać w bardzo ważnej sprawie, a do BLU wysłałam wiadomość, że Gray Mann ma dla nich nowe zadanie, ale że jest ono sporawe, pragnie przekazać im je osobiście, w rzeczywistości. Dzień spotkania ustaliłam dla nich na dzisiaj, na za dwie godziny.


Po zrobieniu tego, usiadłam na mym fotelu, uniosłam się nieco wyżej i odwróciłam tyłem do wejścia. Następnie, wyłączyłam światło i zaczęłam czekać na ich przybycie. Nudziłam się trochę, to musiałam przyznać, ale byłam przekonana, że udałoby mnie się ich zabić. Na BLU zemściłabym się za zabicie mych przyjaciół, a na Panu Kleksie za zniszczenie Imperium oraz za odebranie mi drugiej miłości mego życia, Wielkiego Elektronika. W każdym razie, dwie godziny później, usłyszałam otwierające się drzwi do silosu. Kiedy zaś kroki, które również usłyszałam, ucichły, włączyłam światło i zaczekałam trochę.

– Chwileczkę. Czy czasem nie miałem się tu spotkać z doktorem Paj-Chi-Wo? – usłyszałam zdziwiony głos Pana Kleksa.

– My tu przyszliśmy zgodnie z wiadomością, którą dostaliśmy od naszego zwierzchnika, Graya Manna. Miał nam tu przekazać naszą nową misję. – usłyszałam głos Szpiega z BLU.

– …

– Właśnie też nie rozumiemy, co to ma znaczyć. – odparł Gruby z BLU.

W tym momencie, odwróciłam się i powiedziałam:

– Ależ wy naiwni. Nic się nie zmieniliście. W każdym razie, przyszedł czas na zemstę za to wszystko, co mi zrobiliście.

– Chwiiila. To ty nie zginęłaś po ostatnim? – spytał zdziwiony Skaut z BLU.

– No popatrz, żyję i mam się dobrze. Ja też mam swoje tajemnice, więc wybacz, ale ci ich nie wyjawię.

– Mnie bardziej zastanawia, jakim cudem ty zniknęłaś z planety Mango i pojawiłaś się na Ziemi. – wtrącił się Pan Kleks.

– Uciekłam pojazdem pańskiego znajomego, Wielkiego Elektronika.

A następnie szyderczo uśmiechnęłam się. Chwilę potem jednak, nie chcąc tracić czasu, włączyłam odliczanie do wyemitowania neurotoksyny oraz wieżyczki rakietowe i laserowe, otoczyłam się niewidzialną barierą, która miała mi zapewnić przeżycie, po czym rzekłam:

– Przejdźmy do rzeczy. Macie osiem minut, aby pożegnać się ze światem. Po tym czasie, zabije was neurotoksyna, jeśli oczywiście wcześniej nie zginiecie od wieżyczek rakietowych i laserowych.

Po czym uniosłam moje siedzenie wyżej i zaczęłam patrzeć, jak starali się powstrzymać nadchodzącą śmierć.


Niestety, moje wieżyczki nie były niezniszczalne, bo już nie stać mnie było na taki materiał, więc musiałam improwizować. Z tego też powodu, zaczęli oni najpierw niszczyć wieżyczki, co zajęło im, z tego co widziałam po odliczaniu, dwie minuty. Następnie, chcieli najprawdopodobniej powstrzymać mnie, gdyż Pan Kleks strzelił w mym kierunku swoją mocą, a Żołnierz z BLU wystrzelił w mą stronę rakietą ze swojej broni. To wszystko zatrzymało niewidzialne pole wokół mnie, które w sumie było przydatne.

– To nic nie da. Zabezpieczyłam mój fotel przed waszą próbą zabicia mnie. – odpowiedziałam

Jednak, to nie powstrzymało mej porażki. Otóż, minutę przed wyemitowaniem neurotoksyny, Szpieg gdzieś się przeteleportował, a po chwili wrócił. Gdy to zrobił, liczniki wyłączyły się, tak samo jak emitery neurotoksyny, gdyż przestała ona powoli wydobywać się z wywietrzników. W tym momencie, Pan Kleks zrobił coś, czego nie przewidziałam. Strzelił w jeden z pęków kabli, trzymających mój fotel w tej pozycji, w której był on w tamtym momencie. Przez to, ja nie zdążyłam nawet użyć mej zdolności lewitacji, gdyż ani się nie obejrzałam, spadłam na ziemię.


Nie zamierzałam się poddać. Od razu wstałam, ku zdziwieniu Pana Kleksa, gdyż nie wiedział on o moich nadprzyrodzonych zdolnościach, przywołałam pirokinezę i skoczyłam w ich kierunku z zamiarem zaatakowania. W tym momencie, zaczęliśmy ze sobą walczyć. Miałam nadzieję, że skoro nie mogłam zabić ich neurotoksyną i wieżyczkami, to mogłabym chociaż zabić ich osobiście. Niestety, nawet to mnie się nie udało. W pewnej chwili, kiedy byłam zmęczona walką, a nastąpiło to po około pół godzinie, oni wykorzystali to i, w tym wypadku, Pan Kleks, używając oczywiście do tego swej mocy, odepchnął mnie w kierunku ściany.


Będąc pod nią, chciałam wstać, ale powstrzymał mnie przed tym fakt, że członkowie BLU wycelowali we mnie swoimi broniami. Wiedząc, że gdybym wstała zginęłabym, musiałam po prostu się poddać. Chwilę potem, przemówił Pan Kleks:

– Nie zabijemy cię, jeśli byś się tego obawiała. Jednak zaufaj mi, z nami po prostu nie wygrasz. Musisz przyjąć do wiadomości, że dobro zawsze wygrywa, a ty, jako iż należysz do zła, jesteś zawsze skazana na porażkę.

Jak on mnie denerwował, to chyba nie miał pojęcia. Chociaż w sumie to nie wiem, bo po nim wszystkiego można było się spodziewać. A poza tym, ja wiem, że on nie znał członków BLU osobiście, ale BLU dobre nie było. W końcu oni zabili mi moich przyjaciół oraz prawie zamordowali mnie. Nie zdążyłam jednak zareagować, gdyż odwrócili się i odeszli.

– Swoją drogą, dziękuję za pomoc. – powiedział Pan Kleks, gdy odchodzili.

– Spoko. W końcu też byliśmy zagrożeni. – odparł Żołnierz z BLU.

Chwilę potem, wyszli oni z mego silosu, a ja zostałam sama.


Byłam cholernie zmęczona, szczerze powiedziawszy. Ta końcowa walka nieziemsko mnie wykończyła, ale mimo to, ze łzami w oczach, wstałam i chciałam podejść do mego fotela. Niestety, w połowie drogi, bezwładnie upadłam na ziemię. Byłam tak zmęczona, że nie miałam siły ani iść, ani nawet latać. Słyszałam, jak moje serce szybko biło, a ja sama szybko oddychałam. Na dodatek, po chwili poczułam łzy spływające po moich policzkach. Najgorsze było to, że parę chwil potem, usłyszałam kroki. Nie wiem, czego się bałam, bo w końcu oni sami przyznali, że nie chcieli mnie zabijać. Lecz, w pewnym momencie, usłyszałam znajomy, męski głos:

Skarbie…

Poznałam go. To był głos...Wallace Breena! Od razu, zdziwiona, uniosłam wzrok i spojrzałam w kierunku, z którego dochodził głos. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam mego pierwszego ukochanego. Ale…jak? Przecież on lata wcześniej zmarł z wycieńczenia, głodu i odwodnienia. Nie mógł się sam z siebie wskrzesić! Chwilę potem, spytałam zdziwionym i zapłakanym głosem:

B-Breen? Ale…Ale jakim cudem ty żyjesz? Przecież lata wcześniej zmarłeś!

- Zorientowałem się, że jutro zaczynają się święta. Wybłagałem więc siłę wyższą aby pozwoliła mi na ten czas wrócić do mojego ludzkiego ciała. Zgodziła się i tak oto jestem. Będę z tobą do trzynastego stycznia włącznie. Bo w końcu dwunastego stycznia są twoje urodziny, a trzynastego moje. Więc nie byłoby sensu wracać do świata umarłych i znów do świata żywych. – Odpowiedział

Tyle czasu z ukochanym…Mogło być coś piękniejszego? A poza tym, nie wiedziałam, że zbliżały się święta. Sądziłam, że chodziło mu o Boże Narodzenie, no ale śniegu nie było. W sumie, na tym świecie to nie było dziwne. W każdym razie, chwilę potem pomógł mi on wstać, po czym ja rzuciłam mu się w ramiona. Tak dawno się do niego nie przytulałam…A wtedy tak cierpiałam, że potrzebowałam kogoś bliskiego. Chwilę później i on mnie przytulił. Gdy zaś emocje opadły, postanowiliśmy spędzić cały ten czas razem i jak najlepiej go wykorzystać….


Cieszyłam się, że mogłam spędzić czas z Breenem. Jego najbardziej kochałam, bo w końcu to był mój pierwszy ukochany, a jak wiadomo, pierwsza miłość jest najsilniejsza. Skoro miałam taką możliwość, chciałam wykorzystać ją najlepiej jak się dało. A poza tym, może choć na chwilę zagłuszyłabym moją tęsknotę za Wielkim Elektronikiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujcie i obserwujcie szczerze. Chcę poznać prawdziwe opinie na temat tego, co tworzę. I pamiętajcie, że do gówna typu LBA nominacji nie przyjmuję. Usuwam je, choćbym była na drugim końcu Polski.